Trwa ładowanie...

Niemcy uznali swoją winę za Holokaust. To dyplomatyczne mistrzostwo

Przyznając się do wyłącznej winy za Holokaust Niemcy nie tylko postąpili słusznie i przyzwoicie. Przy okazji upiekli też kilka pieczeni na jednym ogniu. To był dyplomatyczny majstersztyk, który otworzył Polsce furtkę do wyjścia z twarzą z kłopotliwej sytuacji.

Niemcy uznali swoją winę za Holokaust. To dyplomatyczne mistrzostwoŹródło: East News, fot: AFP PHOTO / Odd ANDERSEN
d34k2fo
d34k2fo

Sigmar Gabriel nie jest powszechnie znany jako wirtuoz polityki. Jednak swoim ostatnim oświadczeniem pokazał, że jest znacznie zdolniejszym dyplomatą od swoich odpowiedników z Polski. Wystarczyło, że powiedział oczywistą rzecz:

"Nie ma najmniejszej wątpliwości, jeśli chodzi o to, kto był odpowiedzialny za obozy śmierci, kto je obsługiwał i mordował europejskich Żydów: byli to Niemcy. To zorganizowane masowe morderstwo zostało popełnione przez nasz naród i nikogo innego. Pojedynczy kolaboranci nic tu nie zmieniają" - czytamy w oświadczeniu szefa niemieckiej dyplomacji.

To słowa ze wszech miar słuszne, doniosłe i potrzebne. Gabriel stanął w ten sposób po "dobrej stronie historii". Ale była to jednocześnie również bardzo sprawna i sprytna zagrywka dyplomatyczna, za pomocą której za jednym zamachem Niemcy osiągnęli kilka celów.

Gabriel punktuje u wszystkich

Po pierwsze, okazali dobrą wolę względem Polski, neutralizując narrację o niemieckiej, antypolskiej perfidii i burząc o tym, że Berlin dąży do tego, by wybielić swoją historię. Efekt był natychmiastowy. W poniedziałek podziękował mu szef polskiego MSZ, zaś jego słowa znalazły się na okładce "Gazety Polskiej Codziennie". Ale swoim oświadczeniem Niemcy zapunktowali nie tylko u Polaków. Berlin pokazuje całemu światu, że ma odwagę zmierzyć się z własną historią i nie zamierza uciekać od odpowiedzialności (przynajmniej moralnej).

d34k2fo

"Świadomość historycznej winy jest częścią tożsamości dzisiejszej niemieckiej tożsamości w naszym demokratycznym państwie i stanowi centralny konsensus wszystkich demokratycznych sił w naszym kraju" - napisał Gabriel.

Słowa te z wielką siłą kontrastują z postawą Polski, która dla zewnętrznego obserwatora sprawia wrażenie państwa chcącego ukryć wstydliwą przeszłość. To Niemcy, mimo że ponoszą winę za miliony ofiar, okazują się dziś zajmować moralnie wyższą pozycję.

Zobacz: Morawiecki: Polska, jak żadne inne z państw Europy, ma obowiązek stać na straży prawdy

Poparcie dla polskiej ustawy? Bynajmniej

Myliłby się też ten, kto uznałby głos Gabriela za wsparcie dla polskiej ustawy o IPN. Wręcz przeciwnie. Cały geniusz jego wypowiedzi polega na tym, że jest ona w istocie próbą odwiedzenia polskich władz od jej przyjęcia - a zarazem podania im ręki, by z całej sytuacji mogła wyjść z twarzą. Nie bez powodu w tekście oświadczenia szefa MSZ znalazło się to zdanie, często pomijane w relacjach polskich mediów:

d34k2fo

"Jesteśmy przekonani, że tylko uważna analiza własnej historii może przynieść pojednanie. To oznacza, że ludzie, którzy doświadczyli nieznośnego cierpienia Szoah mogą w pełni mówić o tym cierpieniu". To dość czytelny przytyk do polskiej ustawy, której w Izraelu zarzuca się - niekoniecznie słusznie - że zabroni ofiarom polskich zbrodni mówić o swoich doświadczeniach.

To nie jedyny taki fragment. Ostatecznym argumentem jest ostatnie zdanie oświadczenia: "Polska może być spokojna, że każdy rodzaj falsyfikacji historii, tak jak termin 'polskie obozy koncentracyjne' spotka się z jasnym odrzuceniem i ostrym potępieniem".

Jaki jest sens tych słów? Ano taki, że polska ustawa nie jest potrzebna. Skoro Niemcy otwarcie przyznają się do swojej winy, przyjmują pełną odpowiedzialność za Holokaust i zapowiadają, że będą reagować na fałszowanie historii, to po co dodatkowo uchwalać ustawę, która budzi takie emocje i powoduje takie szkody? Dlatego oświadczenie Niemiec daje podstawę polskim władzom do wycofania się z błędu.

d34k2fo

Czas na wnioski

Szanse, że Polska skorzysta z tej szansy, są niewielkie, bo dziura, w którą wkopał się PiS, może okazać się zbyt głęboka. Ktoś, kto zainwestował tak wiele w trąbienie o swojej podmiotowości, nieugiętości i sile, nie może sobie pozwolić na krok wstecz, nawet w obliczu wielkich kosztów. Tym bardziej nie może tego zrobić na skutek interwencji Niemiec.

Jednak ekipa "dobrej zmiany" wciąż może skorzystać na oświadczeniu Gabriela. W jaki sposób? Przede wszyskim wyciągając z niej prostą lekcję: dyplomacji nie należy prowadzić cepem. Bardziej subtelnymi zagraniami i sprytem można często ugrać znacznie więcej niż na biciu retorycznym cepem. Nowy szef polskiego MSZ zdaje się to rozumieć. Problem w tym, że jest otoczony samymi pałkarzami, a od niego samego niewiele zależy.

Drugą lekcję opisuje amerykańskie powiedzenie: "respect is commanded, not demanded"; szacunek się zdobywa, a nie o niego prosi. Człowiek, który domaga się szacunku i mówi o swej podmiotowość, nie budzi szacunku, lecz politowanie. Podobnie jest z państwami. Dlatego właśnie oświadczenie Niemców - biorące przecieżodpowiedzialność za jedną z największych w historii zbrodni - jest oznakiem siły, zaś nerwowe wzmożenie i utyskiwania rządzących polską - słabości. Najwyższy czas wyciągnąć wnioski.

d34k2fo
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d34k2fo
Więcej tematów