PolskaNieludzkie prawo trzeba zmienić. Mecenas Budzowska dla WP

Nieludzkie prawo trzeba zmienić. Mecenas Budzowska dla WP

- Na pewno coś trzeba zrobić. Nie możemy biernie przyglądać się, jak kobiety boją się zajść w ciążę, a lekarze ginekolodzy-położnicy myślą o rezygnacji z wykonywania zawodu albo wyjeździe za granicę - mówi w rozmowie z WP Jolanta Budzowska, radca prawny, pełnomocniczka rodziny zmarłej 30-letniej Izabeli.

Polską wstrząsnęło wydarzenie z Pszczyny, gdzie 30-latka zmarła w tamtejszym szpitalu. Lekarze nie zdecydowali się dokonać aborcji. Pacjentka doznała wstrząsu septycznego
Polską wstrząsnęło wydarzenie z Pszczyny, gdzie 30-latka zmarła w tamtejszym szpitalu. Lekarze nie zdecydowali się dokonać aborcji. Pacjentka doznała wstrząsu septycznego
Marek Lapis / Forum
Patryk Słowik

Patryk Słowik, Wirtualna Polska: Czy wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji i prawo, które w jego skutek zostało zmienione, przyczynią się do śmierci ciężarnych kobiet?

Jolanta Budzowska, radca prawny, pełnomocniczka rodziny zmarłej Izabeli: Niewątpliwie do jednej śmierci doszło. Wierzę jednak, że dyskusja społeczna, która właśnie trwa, z jednej strony uczuli lekarzy na przypadki podobne do tego pani Izabeli. A z drugiej strony - że politycy dostrzegą, iż - jak życie pokazało - prawo bez wątpienia nie jest idealne, że wymaga zmiany.

Jolanta Budzowska, fot. materiały prasowe
Jolanta Budzowska, fot. materiały prasowe

Ale czy jest związek przyczynowy pomiędzy wyrokiem Trybunału a śmiercią pani Izabeli?

Moim zdaniem taki związek istnieje, choć jest to o wiele bardziej skomplikowane niż niektórzy to widzą.

Nie chodzi tu bowiem o prosty związek przyczynowo-skutkowy, do którego wielu prawników jest przyzwyczajonych. Ten związek opiera się na procesie decyzyjnym lekarzy, na który wpływ - wszystko na to wskazuje - miało obowiązujące prawo i obawa lekarzy przed konsekwencjami.

Z korespondencji pani Izabeli wynika, że lekarze nie chcieli dokonać terminacji ciąży żywej, gdyż obawiali się przepisów ustawy aborcyjnej, i to był najważniejszy aspekt ich planu leczenia pacjentki. Zakładać więc można, że gdyby tych przepisów nie było, to interwencja medyczna zostałaby podjęta. A to już - w tej konkretnej sytuacji - prowadzi do wniosku, że pani Izabela najprawdopodobniej by żyła.

I na tym właśnie ciągu zdarzeń opieram swoją tezę, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego pośrednio miał związek ze śmiercią pani Izabeli.

Ale mówi pani też o błędzie medycznym. Wielu komentatorów stawia błąd medyczny i obowiązujące prawo w kontrze do siebie - że albo jedno, albo drugie.

I to jest niewłaściwe podejście. Mogą przecież istnieć wadliwie skonstruowane przepisy, które należy zmienić, i jednocześnie mogło dojść do błędu medycznego.

Ba, obowiązujące przepisy i atmosfera panująca wokół kwestii aborcyjnych może być i często jest katalizatorem dla błędów medycznych i przypadków naruszenia praw pacjentek i ich partnerów.

Moje podejście jest jasne: uważam, że w sprawie pani Izabeli doszło do błędu medycznego. I to nawet nie było jedno zdarzenie, a szereg nieprawidłowości - od braku monitorowania stanu pacjentki, po brak właściwych decyzji podjętych w odpowiednim czasie.

Natomiast nie mogę tracić z pola widzenia, że za błędnymi decyzjami stała między innymi obawa o odpowiedzialność karną za nielegalną aborcję. Nie była to jedyna przyczyna zachowania lekarzy, ale bez wątpienia jedna z kilku i być może ta najistotniejsza.

A może po prostu lekarze nie znają prawa? W ustawie jest jasno wskazane, że można dokonać aborcji, jeśli zagrożone jest zdrowie lub życie ciężarnej.

Nie zgadzam się z twierdzeniem, że w ustawie jest coś jasno wskazane. Przesłanka zagrożenia zdrowia lub życia kobiety jest bardzo kłopotliwa w stosowaniu. Jest na tyle szeroka i niedookreślona, że lekarze boją się ją stosować. Uznają bowiem, że ich rozumienie zagrożenia zdrowia lub życia kobiety może być inne niż rozumienie tego samego przez biegłego, prokuratora czy sąd. Efekt mrożący potęguje to, że jedna z prokuratur przecież już sprawdzała w szpitalach, czy lekarze nie dokonywali nielegalnych aborcji. Zagrożenie konsekwencjami wydaje się więc lekarzom realne.

Co prawda niektórzy komentatorzy, w tym prawnicy, stworzyli już cały wykaz sytuacji, w których można usunąć ciążę, a w których usuwać nie wolno. Ale leczenie ludzi bywa bardziej skomplikowane niż napisanie "poradnika" na Twitterze.

Czyli jesteśmy dziś w sytuacji, w której lekarz boi się prokuratora z powodu niezasadnie dokonanej aborcji oraz boi się prokuratora ze względu na błąd medyczny, gdy aborcji nie dokona, a powinien?

Właśnie tak. I ja tu - dla jasności - nie bronię lekarzy. Oni w ramach wykonywanej przez siebie pracy mają przede wszystkim leczyć ludzi, ratować im życie. Dlatego twierdzę, że w sprawie pani Izabeli popełniono szereg zaniedbań i doszło do błędu medycznego.

Sytuacja, w której kobieta leży w szpitalnym łóżku i musi oczekiwać aż serce płodu przestanie bić, jest dramatyczna; to niepojęta krzywda.

Ale tak czysto po ludzku - wiem, z czego takie podejście lekarzy może wynikać.

Medialna wrzawa wokół sprawy pani Izabeli zaczęła się od jednego pani tweeta. Teraz zaś mamy dwa plemiona ustawione przy ścianach: jedno wykrzykuje, że ustawa aborcyjna jest genialna, zaś drugie, że ustawą zabija się ludzi.

Widzę to. Mogę powiedzieć tyle, że i ja, i przede wszystkim rodzina pani Izabeli, nie chcemy, aby ta sprawa stała się narzędziem w walce partyjnej.

A czy chciałaby pani, żeby zostało zmienione prawo aborcyjne?

Nie jestem działaczką ruchów aborcyjnych, lecz prawniczką. Nie chodzi więc o moje chęci czy pragnienia. Jako prawniczka zajmująca się sprawami błędów medycznych mogę z przekonaniem powiedzieć, że przesłanka umożliwiająca dokonanie aborcji ze względu na zdrowie kobiety jest niedookreślona. I dla polskich kobiet byłoby lepiej, gdyby lekarze nie czuli się sparaliżowani strachem, a pacjentki nie cierpiały z powodu nieludzkiego prawa.

Czy jedynym sposobem na uniknięcie tego paraliżu jest zmiana prawa?

Na pewno należałoby przyspieszyć proces legislacyjny. Są przecież w Sejmie projekty ustaw rozszerzające możliwość dokonania aborcji, choćby ze względu na nieodwracalne wady płodu. Leżą w tzw. zamrażarce sejmowej, warto byłoby się nimi chociaż zająć.

Ale i bez zmiany prawa można by coś zrobić, tu i teraz. Na poziomie polityczno-prokuratorskim zasadne byłoby, aby np. prokurator generalny lub prokurator krajowy wyszedł na konferencję prasową i powiedział wprost, że prokuratura nie będzie ścigała lekarzy za dokonywanie aborcji ze względów medycznych, nawet gdy mogą być wątpliwości co do oceny ryzyka zagrożenia życia kobiety. Należałoby wskazać, że tę kwestię pozostawia się lekarzom. Ten prosty gest mógłby być sygnałem dla lekarzy, że nie są wrogami, że nie czai się za ich plecami prokurator, by postawić im zarzuty. Być może dzięki temu udałoby się uniknąć części dramatów.

Swoje zrobić mogłoby też środowisko lekarskie. Skoro bowiem widzimy, że lekarze często kierują się strachem, a nie wiedzą medyczną, to może najwyższy czas na przygotowanie czegoś na wzór standardów postępowania dla tych medyków, którzy są dziś sami w obliczu konieczności podejmowania najtrudniejszych decyzji? A może powinno się stworzyć sprawnie działający mechanizm, w ramach którego lekarz - w trakcie leczenia - może niezwłocznie zasięgnąć opinii drugiego specjalisty i prawnika?

Na pewno coś trzeba zrobić. Nie możemy biernie przyglądać się, jak kobiety boją się zajść w ciążę, a lekarze ginekolodzy-położnicy myślą o rezygnacji z wykonywania zawodu albo wyjeździe za granicę.

Napisz do autora:

Patryk.Slowik@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
aborcjaprawo aborcyjneprawo do aborcji
Wybrane dla Ciebie
Węgierska pokusa PiS [OPINIA]
Tomasz P. Terlikowski
Komentarze (642)