Nieletni przestępcy w Brazylii będą trafiać do więzień dla dorosłych? Kontrowersyjny projekt
Brazylijscy politycy zastanawiają się nad obniżeniem wieku odpowiedzialności karnej, co pozwoli na wsadzanie do więzień dla dorosłych nawet 16-latków. Obrońcy praw człowieka biją jednak na alarm. W zatłoczonych zakładach karnych, w których panoszą się gangi, nastolatkowie nie będą mieć szans na resocjalizację. - To tylko zapewni im dyplom z przestępczości - ostrzegła Maria Laura Canineu, dyrektorka brazylijskiego oddziału HRW.
Luiz miał 17 lat, gdy policja zgarnęła go z ulicy. Handlował narkotykami, co w Brazylii, gdzie uzależnienie od cracku osiągnęło już rozmiary epidemii, zakrawa na poważne przestępstwo wymierzone w cały 200-milionowy kraj. 17-letni Luiz wpadł więc w dołek, który sam pod brazylijskim społeczeństwem kopał. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że w samą porę, bo gros zbrodni najcięższego kalibru, czyli rozbojów i zabójstw, ma w Brazylii podłoże "biznesowe", a tym biznesem jest właśnie handel narkotykami.
O krok dalej posunęła się jego rówieśnica, która śmiertelnie ugodziła nożem kuzynkę jej ówczesnego chłopaka. To była zbrodnia w afekcie, 17-letnia Patricia po prostu nie mogła dłużej znieść toksycznej atmosfery, jaką rozsiewała wokół uzależniona od narkotyków krewna jej partnera.
Ricardo ledwie skończył 11 lat, gdy zabił po raz pierwszy. Zebrali się w dwudziestu chłystków, naćpanych kokainą, w bermudach i z karabinami w rękach. To Ricardo pociągnął za spust, gdy wymierzali karę innemu nastolatkowi - zdrajcy donoszącemu konkurencyjnemu gangowi.
Wszyscy troje trafili do specjalnych centrów rehabilitacyjnych (czyli brazylijskich poprawczaków), gdzie mogą spędzić maksymalnie trzy lata. Trzeba przyznać, że to bardzo łagodne "wyroki", biorąc pod uwagę kaliber popełnionych przez nich (zwłaszcza przez Patricię i Ricardo) przestępstw.
Wkrótce może się to jednak zmienić, bo brazylijscy deputowani pochylają się właśnie nad projektem poprawki do Konstytucji, która miałaby obniżyć wiek odpowiedzialności karnej, i już tylko dwa kroki dzielą ich od wprowadzenia jej w życie. A to oznacza, że 16-latkowie będą sądzeni jak dorośli - za handel narkotykami posiedzą od 3 do 5 lat, za zabójstwo znacznie dłużej, nawet do 20 lat. Oczywiście będą też zamykani razem z dorosłymi w więzieniach. Może wtedy się czegoś w końcu nauczą?
Prawo dżungli
To pytanie jest tyleż retoryczne, co przewrotne. Wystarczy choćby pobieżnie przejrzeć dziesiątki raportów na temat brazylijskiego systemu penitencjarnego, przygotowywanych przez instytucje rządowe, lokalnych aktywistów albo międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka, od biedy tylko rzucić okiem na publikowane w mediach zdjęcia zrobione za murami brazylijskich więzień, by zrozumieć, że jedyne, czego się mogą nauczyć młodzi ludzie w tamtejszych karcerach, to prawo dżungli i doskonalenie przestępczego rzemiosła.
O ile oczywiście zdołają przeżyć. Tylko w zakładzie Pedrinhas w północno-wschodnim stanie Maranhão w ciągu dwóch lat z rąk współwięźniów zginęło 90 osadzonych, większość z nich była ofiarami porachunków między dwoma rywalizującymi gangami - PCM (Primeiro Comando do Maranhão) i Bonde dos 40. I to wcale nie są więzienne filie istniejących na wolności karteli, tylko utworzone za kratkami, tuż pod nosami strażników, grupy przestępcze, które w niczym nie ustępują bliźniaczym organizacjom po drugiej stronie muru. Przywódca PCM Moises Magno Soares, pseudonim "Saddam", mówi w rozmowie z Human Rights Watch krótko: - To jest wojna.
A jak jest wojna, to są i straty. Na porządku dziennym w brazylijskich więzieniach są również: wymuszenia, tortury, gwałty, okaleczenia, morderstwa, a nawet… porwania dla okupu.
Rząd dusz tamtejszym mafiozom przychodzi stosunkowo łatwo z powodu gigantycznego przeludnienia: brazylijskie zakłady karne zostały zaprojektowane dla 350 tysięcy osadzonych, siedzi w nich tymczasem ponad pół miliona ludzi. "Siedzi" to i tak eufemizm, w wielu celach ściśniętych jest bowiem na kilku metrach kwadratowych po 45-50 osób, gdy więc jedni śpią na podłodze, inni stoją w oczekiwaniu na swoją kolej. Nawet określenie "skazaniec" jest tu na wyrost, bo 60 proc. więziennej populacji to tylko podejrzani. Na pierwszą rozprawę oczekują co najmniej kilka miesięcy (przy dobrych wiatrach, nie brakuje takich, którzy bez wyroku siedzą po 10 lat!), żyjąc w jednej celi z recydywistami i członkami lokalnych gangów. By nieco przyspieszyć bieg wydarzeń, więzienni strażnicy i prowadzący dochodzenia policjanci uciekają się do tortur (od 1997 roku oficjalnie zakazanych), którymi chcą wymusić przyznanie się do winy, a tym samym ułatwić pracę sądom i prokuratorom i zawyżyć statystyki własnej skuteczności.
Poza więzienne mury informacje o tych nadużyciach wydostają się bardzo rzadko, a jeśli już - funkcjonariusze konsekwentnie próbują robić dobrą minę do złej gry. Kilka lat temu donośnym echem odbiła się historia 15-latki, która trafiła do jednej celi z około 20 osadzonymi, mężczyznami.
Nim minęły dwa dni, dziewczynka została brutalnie zgwałcona w łazience. W ciągu 26 dni odsiadki nikt z rodziny nie pofatygował się, by ją odwiedzić, a to oznaczało, że zaczęła przymierać głodem (podstawą wyżywienia aresztantów są bowiem paczki od krewnych). Czasem udawało jej się wytargować coś do jedzenia od współwięźnia w zamian za seks, częściej była po prostu gwałcona. Gdy po anonimowym donosie o jej dramacie dowiedzieli się lokalni aktywiści i podnieśli larum na cały kraj, odpowiedzialni za jej zatrzymanie policjanci tłumaczyli, że wrzucili 15-latkę do jednej celi z dwudziestką mężczyzn, bo… była "najwyraźniej upośledzona" i sama twierdziła, że ma 19 lat.
Nic więc dziwnego, że więzienia w Brazylii nazywa się powszechnie "fabrykami kryminalistów" i "umieralniami". Właśnie tam politycy chcą wrzucić młodocianych przestępców.
Droga na skróty
Nagminne wsadzanie ludzi za kratki to próba wbicia przez rząd klina w tryby śmiercionośnej machiny, która zbiera krwawe żniwo niemal w każdym zakątku kraju. Jak obliczają władze, między 1980 a 2012 rokiem z broni palnej w Brazylii zginęło 880 tysięcy ludzi (dziś liczba ta oscyluje już około miliona), a Global Burden of Armed Violence dorzuca: w latach 2004-2007 w ojczyźnie samby trup słał się gęściej niż na frontach 12 najbardziej krwawych konfliktów toczących się w tym czasie.
Okazuje się bowiem, że co 10. morderstwo na świecie jest popełniane właśnie w Brazylii (ok. 43 tysięcy rocznie z prawie pół miliona globalnie). Podczas gdy dla całego świata wskaźnik śmiertelności w wyniku zabójstwa wynosi 6 ofiar na 100 tysięcy mieszkańców, w Brazylii jest on prawie pięciokrotnie większy - i stale rośnie. Co istotne, gniazdami zła wcale nie są wielkie metropolie, usiane favelami, czyli dzielnicami strachu, przemocy i biedy, ale niewielkie miasta, głównie na północy kraju. W 12 z nich wskaźnik przekracza 60 morderstw na 100 tysięcy mieszkańców, rekordzistą jest prawie półmilionowa Ananindeua, gdzie rocznie ginie około 630 osób. Dla porównania: w 38-milionowej Polsce zabójstw rocznie jest popełnianych około 500.
Głosy wzywające do obniżenia wieku odpowiedzialności karnej jako remedium na problem przestępczości wśród nieletnich podniosły się dekadę temu, a z każdym kolejnym rokiem rozbrzmiewają coraz donośniej. Już w 2007 roku politycy przebąkiwali coś o wprowadzeniu stosownej poprawki do konstytucji, wtedy jednak sprawa ucichła. Aż do kwietnia 2013 roku, kiedy szerokim echem odbiła się sprawa mordu na 19-letnim studencie Victorze Hugo Deppmanie. Jego oprawca kilka dni później obchodził 18. urodziny, więc w świetle prawa groziły mu maksymalnie trzy lata pobytu w "poprawczaku".
Media o zdanie na ten temat rozpytywały obrońców praw człowieka i polityków, instytut Datafolha zwrócił się zaś do zwykłych obywateli, którzy odpowiedzieli zdecydowanie: 87 proc. z nich uznało, że wiek pełnej odpowiedzialności karnej trzeba obniżyć o dwa lata (czyli do 16. roku życia), co 11. ankietowany uznał, że rozwiązanie musi być jeszcze bardziej drastyczne i opowiedział się za sądzeniem jak dorosłych już 13-latków.
Dla konserwatywnych polityków i publicystów była to czysta woda na młyn. Spokojnie mogli już mimo uszu puścić apele międzynarodowych organizacji, które tak jak HRW ostrzegały, że zmiana konstytucji będzie rejteradą przeciw międzynarodowym standardom zawartym w najważniejszych aktach prawnych, których sygnatariuszem jest Brazylia, m.in. Powszechnej Deklaracji Praw Dziecka.
Władzom krytyki nie szczędziła też Conectas, przy czym jest to krytyka konstruktywna, bowiem ta rodzima organizacja stojąca na straży praw człowieka podsuwa rządowi 10-punktową mapę drogową do osiągnięcia celu, czyli zapewnienia choćby i względnego bezpieczeństwa obywatelom, przewietrzenia przeludnionych więzień i profilaktyki przestępczości, zwłaszcza wśród dzieci. Wśród proponowanych przez Conectas rozwiązań znalazły się m.in. postulat zapewnienia swobodnego dostępu do zakładów karnych organizacjom pozarządowym, wprowadzenie etatów dla psychologów, socjologów i obrońców z urzędu, zwiększenie nacisku na więzienną edukacja i kształcenie zawodowe czy wprowadzenie systemu alternatywnych kar.
Rząd powoli starał się je wypełniać. Jako wielki sukces odtrąbiono w lutym 2013 roku zezwolenie inspektorom wizytującym zakłady karne nagrywanie i robienie zdjęć. Fakt, że nie była to łaska władz, ale ich obowiązek, wynikający z klauzuli 105 protokołu stambulskiego UNHCR (którego naturalnie Brazylia jest sygnatariuszem), już jakoś przemilczano.
Teraz jednak najwyraźniej władzom zabrakło cierpliwości i wybrały drogę na skróty. Pod koniec czerwca Izba Deputowanych debatowała nad projektem zmiany konstytucji, według którego przed sądami dla dorosłych mogliby odpowiadać już 16-latkowie. Choć w pierwszym głosowaniu poprawka została odrzucona, przewodniczący Eduardo Cucha już kilka godzin później wniósł do porządku obrad nowy, niemal identyczny projekt. Tym razem deputowani zmienili zdanie i zagłosowali na tak dla obniżenia wieku pełnej odpowiedzialności karnej nastolatków. Jeśli projekt przejdzie w drugim głosowaniu, trafi do Senatu.
Dyplom z przestępczości
Jeszcze zanim wysechł tusz na tym projekcie Atila Roque, dyrektor wykonawczy Amnesty International w Brazylii, grzmiał, że w tamtejszych więzieniach panują warunki rodem ze średniowiecza, a wrzucenie do nich nastolatków będzie brzemienne w skutki. W sukurs poszła mu Maria Laura Canineu, dyrektorka brazylijskiego oddziału HRW, ostrzegając, że wsadzanie dzieci do więzień dla dorosłych nie jest żadnym rozwiązaniem problemu przestępczości. - To tylko zapewni im dyplom z przestępczości - stwierdziła. Już dziś powszechnie mówi się o olbrzymim współczynniku recydywy: około 70 proc. dorosłych więźniów prędzej czy później wraca za kratki.
Nikt nie będzie wsadzał 16-latków do jednej celi z dorosłymi przestępcami - uspokajają pomysłodawcy poprawki do konstytucji, choć jeszcze nie określili, czy powstaną oddzielne kompleksy dla młodych przestępców, czy po prostu miejsca dla nich zostaną wyasygnowane w dotychczasowych placówkach. Problem tkwi jednak gdzie indziej. Gdy macki więziennych ośmiornic bez problemu forsują mury zakładów karnych i oplatają całe okolice, trudno oczekiwać, że nie dotrą do znajdujących się tuż za ścianą, czy nawet w nieco oddalonym skrzydle kompleksu, młodocianych skazańców. I tym trudniej o spokój.
Także dlatego, że nagminnie problem przestępczości nieletnich zestawia się z szokującymi statystykami morderstw w kraju. Zwolennicy obniżenia wieku pełnej odpowiedzialności karnej przy tej okazji wysuwają bardzo prosty, ale i bardzo mocny argument: dzięki tej de facto bezkarności nieletnich, są oni wyjątkowo chętnie wciągani do półświatka i delegowani do wykonania brudnej roboty. Tymczasem Fundação Casa z São Paulo obliczyła, że wśród kilkudziesięciu tysięcy zamkniętych w poprawczakach, zdecydowana większość to drobni złodzieje (44 proc.) i dilerzy narkotyków (42 proc.). Morderców jest w nich ledwie garstka, dokładnie 0,6 proc.
Co więcej, gros ofiar zabójstw to właśnie ludzie młodzi, nawet bardzo młodzi. Około 60 proc. zabitych nie zdążyło świętować 30. urodzin. W ich przypadku wspomniany wcześniej wskaźnik śmiertelności w wyniku morderstwa wzrasta do 48 na 100 tysięcy mieszkańców. Choć i w tej grupie ryzyko nie rozkłada się równomiernie. Statystyczna ofiara mordu to w całym kraju 20-letni czarnoskóry mężczyzna, choć ani biali, ani młodsi nie mogą spać bezpiecznie. W przedstawionym w styczniu br. wspólnym raporcie rząd i kilka organizacji pozarządowych szacują, że do 2019 roku w wyniku przemocy zginą 42 tysiące dzieci w wieku 12-18 lat.
Mniej więzień, więcej szkół
- Zamiast szukać sposobów, by sądzić dzieci jak dorosłych, rząd powinien skoncentrować się na utrzymywaniu w mocy praw dziecka, włączając w to prawo do edukacji, zdrowia i życia wolnego od przemocy - podkreśla Roque z brazylijskiego oddziału Amnesty International. W tej opinii nie jest odosobniony. We wspomnianym już badaniu opinii publicznej instytutu Datafolha ankieterzy pytali też o najlepsze rozwiązanie problemu przestępczości wśród nieletnich. Prawie połowa respondentów (42 proc.) stwierdziła, że państwo powinno bardziej efektywnie realizować programy skierowane do młodych ludzi. Rzecznicy praw człowieka ubierają tę opinię w proste słowa: "mniej więzień, więcej szkół".
Jeśli rząd rzeczywiście chce zatrzymać spiralę przestępczości i śmierci w kraju powinien wsłuchać się w głos ludzi. Na przykład policjanta Xaviera, który aresztował dwóch nastolatków tuż po tym, jak uzbrojeni w pistolet ukradli motorynkę ze sklepu, a który mówi: "potrzebna jest edukacja, nie redukcja (wieku pełnej odpowiedzialności karnej)". Albo Williama, 17-latka z tzw. dobrej rodziny, który w rozmowie z Public Radio International stwierdza, że politycy nie dostrzegają najważniejszego: należy dotrzeć do źródła problemu, nie taplać się w bagnie, które tworzy się u jego ujścia. - Jakie inne opcje mają te dzieciaki w życiu? Co ze środowiskiem, w którym dorastały? Co z poziomem szkół, do których chodziły? - pyta, zdaje się, czysto retorycznie.
Albo chociaż Patricii, Luiza i Ricardo.
Patricia, ta co zabiła krewną swojego chłopaka, w zakładzie poprawczym chodzi do szkoły i na zajęcia taneczne oraz kurs kosmetyczny i w rozmowie z "Washington Post" mówi: - Nie mogę odwrócić przeszłości. Ale mogę zmienić moją przyszłość. Mogę stać się lepszą osobą.
Luiz, ten 17-letni diler, wyrastał w sierocińcu, matka go tam podrzuciła zaraz po jego urodzeniu, później trafił na ulicę. W poprawczaku mu się podoba, bo zawsze ma co jeść. Mimo to marzy, by wyjść na wolność, zamieszkać z bratem. - Myślę nad tym, by zerwać z takim życiem, by docenić rodzinę, którą mam - wyjaśnia Césarowi Muñoz z brazylijskiej filii HRW.
Co się dzieje z Ricardo, młodocianym zabójcą z gangu Terceiro Comando, nie wiadomo. Jego historię "Der Spiegel" opisywał w 2007 roku. Wtedy chłopak zapewniał, że jak tylko wyjdzie z poprawczaka, znajdzie sobie normalną, uczciwą pracę. A jeśli się nie uda? - W świecie dilerów narkotyków zawsze znajdzie się dla mnie miejsce - przyznawał Ricardo.
Lead i tytuł pochodzą od redakcji.