Nielegalny hazard w sieci. Rząd rozważa przełomowe zmiany, a giganci składają poważną deklarację
Rządowy rejestr zabronionych domen hazardowych miał być batem na szarą strefę, a wyszła z tego nieudana zabawa w ciuciubabkę. Mimo swoich wysiłków Ministerstwo Finansów do tej pory przegrywa walkę z nielegalnymi firmami bukmacherskimi, które skutecznie unikają płacenia podatków w Polsce. Rozwiązaniem ma być zmiana daniny, a resort finansów już zaczął analizować potencjalnie rewolucyjne zmiany. Tymczasem giganci szarej strefy - Unibet i Betsson - mówią Wirtualnej Polsce, że po wejściu zmian w życie wystąpią o polską licencję. Byłaby to też duża zmiana dla ich użytkowników.
Szara strefa w branży bukmacherskiej od lat jest zmorą fiskusa. Przez działalność podziemia hazardowego Skarb Państwa co roku traci miliardy złotych. Przełomem w walce z szarą strefą w Internecie miało być stworzenie rejestru nielegalnych domen hazardowych w 2017 roku. "Czarną listę" prowadzi Ministerstwo Finansów. Są tam wpisywane witryny internetowe wykorzystywane do "urządzania gier hazardowych bez koncesji, bez zezwolenia lub bez zgłoszenia wymaganego przez ustawę". W skrócie: rząd wypowiedział wojnę firmom, które działają bez licencji i – co za tym idzie – nie płacą w Polsce podatków.
Wpisanie domeny do rejestru automatycznie oznacza jej blokadę. Lista liczy już niemal 16,5 tysiąca adresów, ale w praktyce zarejestrowani za granicą nielegalni bukmacherzy i operatorzy kasyn online wciąż są bezkarni. Jak się okazuje, przechytrzenie Ministerstwa Finansów jest banalnie proste.
Adam Lamentowicz, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Branży Rozrywkowej i Bukmacherskej zrzeszającej legalne firmy, mówi Wirtualnej Polsce, że także doświadczenie innych krajów pokazało, że "walka siłowa poprzez próby blokowania takich domen czy płatności jest nieskuteczna". - Jedyną skuteczną formą jest dobrowolna migracja gracza z szarej strefy poprzez zmianę regulacji podatkowej w taki sposób, aby ani graczowi, ani operatorowi nie opłacało się funkcjonować w szarej strefie – tłumaczy Lamentowicz.
Nowy podatek szansą na wyjście z impasu?
Jakiś czas temu Polskie Towarzystwo Gospodarcze (PTG) przekazało resortowi finansów opinię prof. Konrada Raczkowskiego, byłego wiceministra w rządzie Beaty Szydło odpowiedzialnego za nadzór nad hazardem. Jego zdaniem "tylko zmiana systemu podatkowego zmniejszy szarą strefę na rynku bukmacherskim". "Resort powinien wprowadzić nowy, bardziej przyjazny i bezpieczny dla graczy system fiskalny – tzw. GGR, czyli podatek od wpływów firm bukmacherskich po uwzględnieniu wypłaconych wygranych" – przekazał w swojej opinii Raczkowski. Podatek miałby być nakładany na legalne firmy bukmacherskie.
"W ostatnich 20 latach znakomita większość krajów zmieniła opodatkowanie od gier z podatków obrotowych na GGR" – twierdzi prof. Raczkowski. Według niego aktualnie funkcjonujący w Polsce system opodatkowania branży hazardowej przyczynia się także do słabej kondycji finansowej większości legalnych podmiotów działających na rynku. "Jedynie dwie z 20 spółek posiadających zezwolenia na działalność bukmacherską w Polsce osiągają jakiekolwiek zyski, zaś reszta walczy o przetrwanie na polskim rynku, gdzie dominuje szara strefa" - zwraca uwagę były wiceminister.
W Polsce obecnie stosowany jest podatek obrotowy (12 proc.), a w przypadku wygranych kuponów o kwocie powyżej 2280 zł także podatek od wygranej (10 proc.). W porównaniu do innych krajów, gdzie stosowany jest podatek obrotowy, wysokość daniny jest dużym obciążeniem dla gracza. Na Malcie wynosi ona jedynie 0,5 proc., w Austrii i Irlandii 2 proc., a w Niemczech 5 proc. W systemie GGR pomimo wyższej procentowej wartości podatku od przychodów brutto bukmacherzy płaciliby ostatecznie mniej niż w przypadku podatku obrotowego.
Rumunia i Czechy zmieniły przepisy i liczą zyski
Eksperci wskazują, że zyski krajowych budżetów po zmianie systemu podatkowego na GGR rosną rok do roku o ok. 80-100 proc. - Potwierdzają to przykłady takich krajów jak Dania, Grecja, Rumunia – podkreśla Lamentowicz.
W Europie podatek GGR w poszczególnych państwach wynosi od 10 proc. do ok. 25 proc. Przykładowo w Danii podatek od gier i zakładów wzajemnych pobierany w systemie GGR wynosi 15 proc., w Wielkiej Brytanii 20 proc., a u naszych południowych sąsiadów, w Czechach - 23 proc. dla zakładów bukmacherskich i loterii oraz 35 proc. dla gier online.
Według PTG przyjęcie proponowanych rozwiązań doprowadziłoby do zwiększenia wpływów do budżetu o ponad 1,16 mld zł w ciągu 4 lat. Dzięki rozwiązaniu proponowanemu przez towarzystwo doszłoby m.in. do "wyjścia" pokera z szarej strefy.
Ministerstwo Finansów obecnie faktycznie rozważa zmianę podatku bukmacherskiego. - Jest to analizowane w Ministerstwie Finansów zarówno pod względem podatkowym, jak i pod względem regulacyjnym – deklarował niedawno Robert Wydra, zastępca dyrektora Departamentu Podatków Sektorowych, Lokalnych oraz Podatku od Gier w resorcie finansów.
Bukmacher "z radością" zalegalizuje działalność w Polsce
Co ciekawe, za zmianę systemu podatkowego kciuki trzymają największe firmy ścigane dziś przez Ministerstwo Finansów. Należą do nich m.in. Unibet, globalny potentat, który jest partnerem słynnego klubu piłkarskiego Paris Saint Germain, oraz notowana na szwedzkiej giełdzie firma Betsson. Obie firmy obecnie odmawiają wystąpienia o licencję w Polsce i - tym samym - płacenia tu podatków.
W odpowiedzi na pytanie, czy wprowadzenie GGR będzie stanowić impuls do wyjścia z szarej strefy, Unibet odsyła nas do komunikatu Europejskiego Stowarzyszenia Gamingowo-Bukmacherskiego (EGBA), którego jest członkiem. W oświadczeniu czytamy, że EGBA popiera zmiany proponowane przez prof. Raczkowskiego. Zapewnia też, że nowy system da budżetowi państwa wyższe wpływy. Betsson przyznaje z kolei, że GGR stanowiłby dla szwedzkiej firmy zachętę do wystąpienia o polską licencję.
"Strategia Betsson zakłada obejmowanie lokalnych licencji w państwach, w których regulacje są zrównoważone i zgodne z unijnym prawem. Z radością przyjmiemy możliwość dodania Polski do 19 posiadanych przez nas licencji" – przekazała WP Marianne Liljekvist z firmy Betsson AB.
Zalegalizowanie w Polsce działalności tych firm miałoby też duże znaczenie dla ich użytkowników, którym za korzystanie z usług nielegalnych bukmacherów grożą wysokie kary. Według aktualnych przepisów kara finansowa nakładana jest przez naczelnika właściwego urzędu celno-skarbowego i obejmuje 100 proc. wygranych. Gracz, który świadomie uczestniczy w nielegalnych grach hazardowych, podlega karze finansowej w wysokości maksymalnie 120 stawek dziennych. W 2021 r. to nawet 8,4 tys. zł.
We Francji reklamy z Messim, w Polsce – klony domen
Na chwilę obecną obie firmy - jak i wiele innych im podobnych - uważają obowiązujące w Polsce rozwiązania za nieprzyjazne i bez trudu obchodzą regulacje. Unibet, który działa na całym świecie, a w swoich reklamach wykorzystuje wizerunek największych gwiazd futbolu takich jak Leo Messi czy Kylian Mbappe, był jedną z pierwszych firm, które jeszcze w maju 2017 roku trafiły na rządową czarną listę.
Firma zbytnio się tym nie przejęła i zaczęła rejestrować tzw. klony swojej domeny, takie jak pl.unibet-1.com czy pl.unibet-2.com. Gdy i je zablokowano, zaczęły się pojawiać kolejne wariacje - ru22.unibet.com, lt.unibet-18.com. W sumie w rejestrze znajduje się dziś aż 150 witryn zawierających hasło "unibet". Efekt? Firma dalej działa w Polsce w najlepsze, obecnie po wpisaniu jej nazwy w wyszukiwarkę internauta zostaje przekierowany do adresu pl.unibet-41.com. Domena jest polskojęzyczna, można na niej obstawiać mecze, grać w kasynie online czy umówić się na partyjkę internetowego pokera.
Zapytaliśmy firmę Unibet, dlaczego zamiast wystąpić o polską licencję, rejestruje kolejne klony domen blokowanych przez Ministerstwo Finansów. Przysłana nam odpowiedź jest wymijająca. "Unibet działa w oparciu o licencję maltańską i w zgodzie z prawem unijnym" – informuje WP Maria Angell-Dupont z Kindred Group, operatora gier hazardowych online, w tym Unibetu.
Z identycznym skutkiem rząd ściga firmę Betsson. W rejestrze nielegalnych domen znajduje się ponad 200 zablokowanych witryn tej marki. Mimo to gracze bez problemu mogą korzystać z usług firmy pod adresem betsson37.com/pl. Co ciekawe, z informacji na stronie wynika, że konto w Betsson można zasilać za pomocą najbardziej renomowanych kart płatniczych Visa i Mastercard.
Malta, Panama, Curacao. Te kraje zarabiają na polskich graczach
Adam Lamentowicz, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Branży Rozrywkowej i Bukmacherskej, nie jest zaskoczony zabawą w ciuciubabkę, w którą światowi potentaci bawią się z polskim fiskusem.
- Najbardziej popularne geolokalizacje, gdzie zarejestrowane są domeny oferujące swoje usługi bukmacherskie i kasynowe online globalnie, to kraje takie jak Malta, Curacao, Kahnawake (kanadyjski rezerwat Indian – red.) czy Panama – mówi Wirtualnej Polsce. I to te kraje dziś zarabiają na polskich graczach.
Samo Ministerstwo Finansów, które poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie, bagatelizuje problem. "W 2020 roku w porównaniu do 2016 roku udział ten (szarej strefy - red.) spadł ponad czterokrotnie (z 79,6 proc. do 17,5 proc.), a od 2018 roku udział szarej strefy na rynku online ogółem w Polsce kształtuje się poniżej średniej państw UE" – zapewnia resort w odpowiedzi na pytania Wirtualnej Polski.
Eksperci niestety nie podzielają tego entuzjazmu. - Wszystkie źródła i analizy wskazują jasno, że szara strefa w branży hazardowej w Polsce występuje na olbrzymim poziomie, a różne szacunki oceniają, że jej rozmiar to nawet 60 proc. rynku. Wskazują na to raport NIK z 2019 r., raport Ernst and Young "Szara strefa na rynku hazardowym online w Polsce" z marca 2021 roku czy też analizy UN Global Compact Network Poland i raport H2 Gambling Capital z 2021 roku – mówi Wirtualnej Polsce Adam Lamentowicz, ekspert Polskiej Izby Gospodarczej Branży Rozrywkowej i Bukmacherskej. - Szara strefa w Polsce w branży hazardowej ma rozmiar olbrzymi. Jej wartość na samym rynku online to ok. 12-15 mld złotych - dodaje.
O tym, że obecne przepisy nie działają, jak powinny, może też świadczyć brak danych o karach pieniężnych nakładanych "za nielegalne urządzanie gier hazardowych". Kogo objęły i jaka jest ich wysokość? Tego resort niestety nie zdradza. A ile pieniędzy wpłynęło do budżetu? Także nie wiadomo. "Kary nakładane na podmioty rejestrujące domeny klony nie są wyodrębnione spośród innych nakładanych kar za urządzanie gier hazardowych bez koncesji, bez zezwolenia lub bez dokonania wymaganego zgłoszenia. W związku z tym, brak jest danych umożliwiających przeprowadzenie analizy w tym zakresie" – czytamy w odpowiedział resortu finansów.