Niedopuszczenie misji ONZ na miejsce ataku to dowód na winę reżimu Asada - uważa "Financial Times"
Choć brak jeszcze dowodu, że to Baszar al-Asad zlecił atak gazowy na przedmieściach Damaszku, to brak zgody na natychmiastową inspekcję ONZ wygląda na przyznanie się do winy - pisze "Financial Times". Zaznacza, że czas na zdecydowaną reakcję Zachodu.
23.08.2013 | aktual.: 23.08.2013 10:11
Dziennik przypomina, że rok temu prezydent USA Barack Obama ostrzegał, że użycie broni chemicznej w Syrii będzie przekroczeniem "czerwonej linii" i nie pozostanie bez konsekwencji. Te groźby należy zrealizować, ponieważ trwanie na etapie jedynie mglistych zapowiedzi tylko zachęciło Asada do kolejnych zbrodni przeciwko własnemu narodowi - ocenia "Financial Times".
Według "FT" zdjęcia i relacje z przedmieść Damaszku, przedstawiające ofiary prawdopodobnego ataku z użyciem gazu bojowego, pozostawiają niewiele wątpliwości. "Jest zastanawiające, dlaczego Asad zdecydował się na użycie broni chemicznej, gdy w Damaszku przebywają inspektorzy ONZ mający zbadać poprzednie doniesienia o wykorzystaniu takiej broni. Ale despotyczny władca Syrii kieruje się logiką wynikającą z poczucia bezkarności i jawnej pogardy dla zachodnich wysiłków pokojowych" - twierdzą autorzy komentarza.
Gdyby prawdziwe miały być twierdzenia reżimu Asada, że atak jest "cyniczną zagrywką sił opozycyjnych", natychmiast powinna być tam dopuszczona misja ONZ, by potwierdzić tę wersję - odnotowuje londyński dziennik, oceniając, że brak zgody na inspekcję można interpretować jako przyznanie się reżimu do winy.
"Społeczność międzynarodowa być może musi pokonać opór Rosji, ale syryjski prezydent nie powinien mieć wątpliwości, że jeśli inspektorzy nie będą mogli zbadać okoliczności najnowszego ataku, Zachód, pod przywództwem USA, zareaguje" - podsumowuje "Financial Times". Podkreśla, że w ten sposób wysłany zostanie komunikat nie tylko Asadowi, ale wszystkim "zbójeckim krajom", że użycie broni masowego rażenia nie będzie tolerowane.