"Niedopuszczalne". Szefowa Secret Service ujawnia błędy przy zamachu na Trumpa
Szefowa Secret Service (USSS) Kimberly Cheatle przyznała się do niedociągnięć przy zabezpieczaniu wiecu wyborczego, na którym został postrzelony Donald Trump. Określiła je jako "niedopuszczalne". Wzięła na siebie odpowiedzialność za to, że służba nie zapobiegła atakowi, ale zapowiedziała, że nie złoży rezygnacji.
- To było nie do przyjęcia. (...) Odpowiedzialność spoczywa na mnie - powiedziała Cheatle w poniedziałek czasu miejscowego w wywiadzie dla stacji ABC News.
Winą częściowo obarczyła jednak władze lokalne, które współpracowały z Secret Service przy zabezpieczaniu wiecu. Jak dodała, agenci USSS szybko podjęli działania, aby zatrzymać napastnika po tym, jak uczestnicy wiecu zauważyli go na dachu budynku położonego tuż za granicą zabezpieczonego obszaru.
- W budynku była lokalna policja. Także w okolicy znajdowała się lokalna policja, odpowiadająca za to, co jest na zewnątrz budynku - podkreśliła Cheatle.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Secret Service był nieprzygotowany? " Jakieś mechanizmy nie zagrały”
"Washington Post" zwrócił uwagę, że Secret Service odpowiada za koordynację ogólnego planu zabezpieczenia wydarzeń z udziałem prezydentów, byłych prezydentów i innych wyższych rangą urzędników. Ponosi także główną odpowiedzialność m.in. za zapobieganie ryzyku związanemu z możliwym atakiem przy użyciu broni palnej z dużej odległości oraz wydawanie poleceń lokalnej policji w sprawie zabezpieczenia budynków, z których mógłby nastąpić atak.
"Porażka"
Na kilka godzin przed emisją rozmowy Cheatle z ABC minister bezpieczeństwa krajowego Alejandro Mayorkas nazwał dopuszczenie do strzelaniny "porażką w zakresie bezpieczeństwa". Nie przypisał jednak winy służbom. Zapewnił, że ma do nich i do Cheatle "stuprocentowe zaufanie". Szef resortu poinformował też, że w następstwie sobotniego ataku Secret Service zwiększyła środki ochrony m.in. Trumpa, urzędującego prezydenta Joe Bidena i wiceprezydentki Kamali Harris.
Mayorkas zapowiedział pilne powołanie zespołu, który przeprowadzi niezależną ocenę uchybień. Dochodzenia rozpoczynają też ustawodawcy na Kapitolu, w tym James Comer, przewodniczący komisji nadzoru w kontrolowanej przez Republikanów Izbie Reprezentantów.
Problemy kadrowe
Eksperci zwracają uwagę na problemy kadrowe, z którymi od wielu lat zmaga się Secret Service. - USSS funkcjonuje w stanie permanentnego niedoboru kadr i cięcia kosztów, wobec czego musi często wybierać drogę na skróty. Kto uważa inaczej, nie ma realistycznego poglądu na sprawę - powiedział PAP były funkcjonariusz służby Dan Kaszeta.
Kaszeta zaznaczył, że zasoby liczącej 8 tys. pracowników służby od dawna są nadwyrężone, a intensywny czas kampanii wyborczej dodatkowo uwydatnia tę sytuację.
Kaszeta zwrócił też uwagę, że w podobnych sytuacjach służba zdana jest na współpracę z lokalną policją i organami ścigania, które w miejscach takich jak położone na prowincji Butler również może nie mieć odpowiednich zasobów i doświadczenia. Według niego może to tłumaczyć niezabezpieczenie dachu.
- Niemal z pewnością zadaniem lokalnej policji było zapewnienie człowieka do zabezpieczenia tych obiektów. Wyobraźmy sobie, teoretycznie, że ta małomiasteczkowa policja, która miała wysłać człowieka, by stanął na tym dachu, dwie godziny wcześniej musiała odpowiedzieć na wypadek samochodowy, albo że dwóch z (jej) dziewięciu policjantów zatruło się jedzeniem - powiedział Kaszeta. - Albo co jeśli zespół, który miał pracować w tym obszarze, został wezwany do zbadania podejrzanego (...) samochodu? - dodał.
Według źródeł agencji AP tuż przed oddaniem strzału przed zamachowca policja zlokalizowała go na dachu budynku, lecz kiedy funkcjonariusz wszedł na dach, zobaczył wycelowaną w niego lufę karabinu, i natychmiast zszedł. Chwilę później 20-letni napastnik oddał strzały, po czym został zabity przez strzelców wyborowych Secret Service. Jak ocenia Kaszeta, choć w Butler obecny był zespół przeciwsnajperski, to nie do niego należało sprawdzenie terenu. - Oni z definicji nie stoją na dachach budynków, gdzie mogą znajdować się snajperzy - zaznaczył.
Mimo zapowiadanego śledztwa w sprawie błędów Secret Service ekspert wyraził powątpiewanie, czy przyniesie ono potrzebne reformy. - Nie wiem, co się stanie, ale pewnie znaleziony zostanie kozioł ofiarny, nawet jeśli ci ludzie nie mogli zrobić nic inaczej - powiedział ekspert. Jak dodał, obawia się, że jeśli agenci służby zostaną publicznie zidentyfikowani przez internautów, może to doprowadzić nawet do tragedii. - To może zrujnować ich życie - podkreślił.