"Niech wysiada, jak chce uciekać". Więźniowie jeżdżą jak turyści
Paweł wstaje przed szóstą. Odpala busa i rusza do zakładu karnego. Zabiera więźniów, których zawozi do pracy. Tylko on i osiemnastu skazanych. Obawy są, choć wyroki mają niewielkie. - Nie wiadomo, co któremu strzeli do głowy - opowiada.
12.03.2018 | aktual.: 12.03.2018 16:45
- Trochę strach, nie wiadomo, co któremu strzeli do głowy. Nie mam tutaj nikogo, kto mógłby mi pomóc - mówi kierowca Paweł. Może i za plecami nie ma ani morderców, ani gwałcicieli, ale to jednak ludzie z wyrokami. Zwykle za drobne kradzieże lub niezapłacone alimenty.
Po kilkudziesięciu minutach Paweł parkuje przed sortownią paczek. Skazani wysiadają, a on rusza z powrotem do centrum miasta. Czasem zostawiają bałagan, ale strach uwagę zwrócić. Miejsca więźniów zajmują turyści, których wiezie do Wieliczki. Jego kolega Władek macha ręką: - Który chce uciekać, niech wysiada, i tak go złapią. Śmieją się tylko, jak pod więzienie taki elegancki bus podjeżdża.
Warunki przejazdu więźniowie mają takie, jak turyści, którzy za wycieczkę płacą kilkadziesiąt euro. I podróżują w taki sam sposób - zupełnie swobodnie.
Niepokojące są statystyki, które wskazują, że w ubiegłym roku 255 więźniów wyszło do pracy i... już z niej nie wróciło. A sama jazda turystycznym autobusem to nie koniec swobód, którymi mogą się cieszyć.
- Te osoby mogłyby równie dobrze tramwajem jechać do pracy - mówi Anna Czajczyk, rzecznik krakowskiej Służby Więziennej. - Sama nazwa, że są to osoby skazane, robi wrażenie. Ale oni nie są realnym zagrożeniem - uspokaja.
- Czyli kierowca nie ma się czego bać?
- Kierowca kieruje się stereotypami. Ponad połowa więźniów w Krakowie wychodzi do pracy.
- I wraca? Bo 255 ze swojej zmiany nie wróciło - przypominam.
- Zdarzają się oddalenia - przyznaje rzecznik. - Ale to naprawdę niewielki procent, gdy weźmiemy pod uwagę, ilu więźniów pracuje w całym kraju.
To osoby sprawdzone
Środkiem ostrożności jest przede wszystkim selekcja. Do wejścia na pokład autobusu Pawła uprawnione są tylko nieliczne osoby. - Starannie sprawdzone - zapewnia Czajczyk. I tłumaczy: - Analizuje się historię pobytu w więzieniu, zachowanie, wywiad kuratora. Potem orzeka komisja złożona z wychowawcy i kierowników działów.
Szef firmy, w której pracują Paweł i Władek, tylko potwierdza w rozmowie z nami, że kontrakt na przewóz więźniów ma. - Wszystko jest dobrze zorganizowane - ucina rozmowę zapewniając, że jego pracownicy są bezpieczni.
- To są osoby zmotywowane do pracy, bardzo im zależy. Weryfikujemy wszelkie zgłaszane niepokoje - mówi Czajczyk. Poza tym, praca poza zakładem karnym to ostatni etap w zawodowej karierze więźnia. - Najpierw osadzeni pracują na terenie jednostki, potem za murami, ale jeszcze w obrębie jednostki. Dopiero po paru miesiącach, jak nie ma żadnych zastrzeżeń, to więzień wysyłany jest dalej.
Pracują coraz więcej
Skazanych możemy mijać na ulicach i nawet nie zdawać sobie tego sprawy. Pracownicy z wyrokami zamiatają chodniki, grabią liście, odśnieżają ulice. Ci bardziej niebezpieczni, z większymi wyrokami, pracują na terenach więzień. Resort sprawiedliwości planuje do 2023 roku budowę 40 hal przemysłowych przy zakładach karnych i aresztach.
Według statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości zatrudnionych jest ponad 30 tys. osadzonych. Liczba ta z roku na rok rośnie, co jest efektem wprowadzonego przez resort programu "Praca dla więźnia". Równocześnie rośnie liczba tych, którzy się "oddalają", czyli uciekają - w 2016 roku było to 161 skazanych, a w 2017 już 255. Zaś od początku stycznia do końca lutego oddaliło się z miejsca pracy poza zakładem karnym 32 więźniów. Zatrzymano 22 z nich, czyli 10 nadal pozostaje na wolności.