PolskaNiebezpieczne lotnisko na Bemowie

Niebezpieczne lotnisko na Bemowie

Po niedzielnym wypadku awionetki w Warszawie, powraca pytanie dotyczące przyszłości lotniska na Bemowie. Rzecznik prasowy Aeroklubu Polskiego Mariusz Adamski poinformował, że od kilkunastu lat podejmowane są próby przeniesienia lotów za miasto. Jak na razie bez skutku. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i
Administracji zajmie się sprawą tras przelotów szkoleniowych.

Niebezpieczne lotnisko na Bemowie
Źródło zdjęć: © PAP

28.08.2006 | aktual.: 28.08.2006 17:02

Mariusz Adamski tłumaczy, że prowadzenie lotów szkoleniowych w terenie zabudowanym jest utrudnione. Ze względu na ograniczenie hałasu nad osiedlami, lata się nad trasami szybkiego ruchu. W razie niebezpieczeństwa, na takiej trasie pilot musi lądować. Aeroklub jest za tym, by loty szkoleniowe prowadzić poza miastem.

Z kolei pilot Michał Siódmak, który często na Bemowie lata, obawia się, że takie katastrofy jak niedzielna, przyczynią się do zamknięcia lotniska. Jego zdaniem, jeden przypadek na tysiąc nie powinien o tym decydować. Tłumaczy, że na Bemowie odbywa się dziennie kilkadziesiąt, a nawet kilkaset operacji lotniczych czyli na przykład startów i lądowań.

Komisja Wypadków Lotniczych bada przyczyny katastrofy awionetki, przy czym - jak tłumaczy Mariusz Adamski - może to potrwać od miesiąca do nawet pół roku. Na razie nie wiadomo, czy zawinił pilot czy też zepsuła się maszyna.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji zajmie się sprawą tras przelotów szkoleniowych - m.in. awionetek i paralotni - nad miastami i obszarami turystycznymi - poinformował wicepremier i szef MSWiA Ludwik Dorn.

Chodzi o to, by zminimalizować ryzyko dla osób trzecich, m.in. mieszkańców miast, plażowiczów- wyjaśnił. Poinformował też, że w ministerstwie podjęto już prace nad rozwiązaniem kwestii przelotów szkoleniowych. Wydał też dyspozycje dotyczące nawiązania kontaktu w tej sprawie z prezesem Urzędu Lotnictwa Cywilnego.

Moi wiceministrowie muszą najpierw rozeznać stan prawny i faktyczny. To trochę się łączy z akcją "Bezpieczne wakacje". Wpłynęły sygnały, że loty awionetkami, paralotniami, motolotniami nad plażami - w przypadku paralotni na wysokości kilkunastu metrów - są czymś nagminnym- powiedział Dorn.

Rzecznik Aeroklubu Mariusz Adamski podkreśla, że stan techniczny awionetek typu ultralekkiego, w przeciwieństwie do samolotów pełnowymiarowych, może sprawdzać sam pilot. Jego zdaniem, nie jest to bez znaczenia, bo często właściciele awionetek oszczędzają na przeglądach i serwisie.

Wystarczy wyłożyć 80 tysięcy złotych, 50 godzin spędzić na szkoleniu i wzbić się taką maszyną samodzielnie w powietrze. Kupują je ci, których nie stać na samoloty typu na przykład Cessna czy Wilga. Piloci porównują takie awionetki do motorynek.

Michał Siódmak podkreśla, że maszyna, która się w niedzielę rozbiła, jest łatwa w pilotażu i bezpieczna. Teoretycznie powinna wylądować niemal w każdym miejscu.

W niedzielnej katastrofie zginęły dwie osoby: instruktor i uczeń. Mariusz Adamski podkreśla jednak, że pilot był bardzo doświadczony. Prawdopodobnie chciał wylądować na Trasie Toruńskiej, ale do niej nie doleciał, bo zabrakło maszynie prędkości. Samolot spadł pionowo i uderzył w wiadukt.

*Wydarzenia TV POLSAT*

Więcej na ten temat w serwisie Wydarzenia.wp.pl

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)