"Nie wystarczy domagać się chleba i niższych cen"
- Nie wystarczy domagać się tylko chleba i niższych cen za paliwo – mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski przewodniczący delegacji Parlamentu Europejskiego ds. Białorusi Jacek Protasiewicz. I przestrzega, że kontrolę nad protestami społecznymi w tym kraju mogą przejąć sprawni populiści, wspierani przez ośrodki w Moskwie. O sytuację na Białorusi i priorytety polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej pytał podczas Wrocław Global Forum Aleh Barcewicz.
11.06.2011 | aktual.: 11.06.2011 12:39
WP: Aleh Barcewicz: Białoruś nie jest wymieniona wśród priorytetów bliskiej prezydencji Polski w UE. Czy oznacza to, że temat sytuacji politycznej w sąsiednim kraju schodzi na drugi plan?
Jacek Protasiewicz: Być może Białoruś nie jest wymieniona z imienia, ale cały czas jest częścią czegoś, co się nazywa Partnerstwem Wschodnim – czyli programem współpracy Unii Europejskiej z najbliższymi sąsiadami. Co prawda, ze względu na specyfikę tego kraju, który spośród naszych sąsiadów jest najbardziej zacofany w sensie politycznym i gospodarczym, stosunki z nim nie są najlepsze.
WP: Czy jest jakaś szansa na przełom?
W polityce jak w życiu – nigdy nie wiadomo. Trzeba podejmować próby, starać się – a rezultaty przyjdą, prędzej lub później.
WP: Białoruś przeżywa teraz olbrzymi kryzys gospodarczy. Władze kraju starają się o kredyt od Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Jako stanowisko musi zająć w tym względzie Zachód? Powinien wesprzeć Mińsk?
Już od pół roku jestem zwolennikiem wprowadzenia przez Unię Europejskiej sankcji gospodarczych wobec władz białoruskich. Mogą i powinny być inteligentne, czyli skierowane na przedsiębiorstwa państwowe, które nie dostarczają bezpośrednio towarów i usług obywatelom, ale są ważne dla przychodów budżetu, czyli są związane z branżą petrochemiczną, energetyczną.
WP: Sądzi Pan, że to faktycznie zadziała?
Od wielu lat zajmuję się tematem polityki wobec Białorusi, i owe doświadczenie przekonuje mnie, że bez użycia twardego języka ciężko osiągnąć jakiekolwiek ustępstwa ze strony białoruskich władz. To nie są ludzie, którzy rozumieją sens zmian demokratycznych, którzy uważają, że ludziom na Białorusi należy się więcej wolności. Rozumieją wyłącznie argumenty gospodarcze, ponieważ wtedy grozi to problemami społecznymi.
WP: Protesty społeczne już się zaczęły i na razie wybuchają samoistnie, bez jakiegokolwiek udziału w nich opozycji, którą przez lata popierała zjednoczona Europa.
To nie jest fenomen tylko białoruski. Jeżeli się spojrzy czy to na Tunezję, czy Egipt, to scenariusz był podobny. Tam protesty również wybuchły na bazie niezadowolenia z sytuacji gospodarczej. To były spontaniczne ruchy, wyrosłe z autentycznego sprzeciwu wobec biedy. Takie protesty zawsze niosą w sobie dużą niewiadomą. Czasami mogą wygenerować światłe przywództwo, częściej jednak kontrolę nad takimi ruchami przejmują sprawni populiści. A w przypadku Białorusi ci populiści w dodatku mogą być wspierani przez różne ośrodki w Moskwie.
WP: W tym układzie znów nie ma miejsca dla białoruskiej demokratycznej opozycji. Czy w dzisiejszej sytuacji jest ona w stanie przewodzić tym procesom?
Nie ma łatwej odpowiedzi na to pytanie. Przez lata izolacji w mediach i wykluczenia poza życie polityczne przez reżim Łukaszenki białoruscy opozycjoniści nie mają takiego autorytetu w społeczeństwie, jaki miała choćby opozycja w Polsce pod koniec lat 80. Ruch „Solidarność”, który wtedy wszedł na dużą scenę życia publicznego, był obecny w mediach, w świadomości, miał okazję w ciągu 16 miesięcy zbudować prawdziwy autorytet. Polacy zaufali jemu nawet wtedy, gdy rozpoczęły się ryzykowne przecież rozmowy Okrągłego Stołu.
WP: „Solidarność” zjednoczyła wtedy pod swoim sztandarem koło 10 milionów ludzi. Białoruska opozycja takiego wsparcia nigdy nie miała.
Polski przykład dowodzi, że nawet niewielka grupa intelektualnych opozycjonistów (takich jak Tadeusz Mazowiecki czy Bronisław Geremek) w przypadku nawiązania kontaktu z liderami protestu o charakterze społeczno-ekonomicznym – bo przecież takim był strajk w stoczni gdańskiej, jak również strajki, które ślad za nim się rozpoczęły – jest w stanie stanąć na czele ruchu społecznego.
Dlatego cały czas jest szansa, że któryś z liderów białoruskiej opozycji nawiąże kontakt z protestującymi Białorusinami i wytłumaczy im, że nie wystarczy domagać się tylko więcej chleba i niższych cen za paliwo. Bo to są krótkoterminowe postulaty, których spełnienie nie gwarantuje lepszego życia w perspektywie nawet roku. I że trzeba się domagać poważniejszych zmian – zarówno w wymiarze politycznym, jak i gospodarczym.
Rozmawiał Aleh Barcewicz, Wirtualna Polska