Trwa ładowanie...
d13014h
26-09-2011 09:44

Nie ma narzekania

Kiedy wysiadałem z samolotu, Amerykanie byli zjednoczeni wokół tragedii sprzed dziesięciu lat. Kilka dni później znów byli podzieleni. Ale i tak wszyscy są przekonani, że pomimo kłopotów ich kraj jest najlepszym miejscem na świecie.

d13014h
d13014h

America The Beautiful”, czyli „Nasza wspaniała Ameryko” – dźwięk tej pieśni to obok hymnu „Gwiaździstego sztandaru” stały element patriotycznych uroczystości. W weekend, w który wypadł 11 września, obie pieśni można było usłyszeć w Ameryce niemal wszędzie. W dziesiątkach miejscowości czczono pamięć ofiar zamachu czy to pomnikami, czy choćby plakietkami, z reguły na miejscowych remizach (w zawalonych wieżach World Trade Center zginęło ponad 300 strażaków). Gdzieniegdzie w monumentach były fragmenty belek konstrukcyjnych z miejsca zamachu, w innych miejscach odznaki i różne osobiste rzeczy ofiar.

O wspaniała ze względu na swych bohaterów, Którzy sprawdzili się w walce o wyzwolenie, Którzy bardziej niż siebie kochali ojczyznę, Jej szczęście niż własne życie

Te słowa „America The Beautiful” brzmiały absolutnie adekwatnie do wydarzeń tych dni. W telewizji pełno było obrazów bohaterów, transmitowano uroczystości w Nowym Jorku, pod Pentagonem i Shanksville (gdzie upadł czwarty z porwanych samolotów). Znakiem jedności i zgody były pochylone głowy obecnego prezydenta – Baracka Obamy i jego poprzednika, George’a W. Busha (razem z małżonkami) na miejscu zburzonych wież. Prezydencki klub zobowiązuje, więc obecny prezydent stał obok poprzedniego, na którego krytyce dostał się do Białego Domu. Kolejny przykład, że gdy trzeba pokazać, na czym polega sens słów „United States”, nikt nikomu nogi nie podaje. Jak powiedział podczas uroczystości prezydent Obama, ostatnia dekada pokazała, że „Ameryka nie ulega strachowi” i nic nie jest w stanie „pokonać woli naprawdę zjednoczonych stanów”. – Nigdy w historii Ameryka nie prosiła o tak wiele przez tak długi czas armii ochotników. Generacja 11 września jest jednym z najwspanialszych pokoleń w naszej historii – powiedział z kolei
wiceprezydent Joe Biden podczas uroczystości pod Pentagonem.

W kioskach roiło się od gazet ze specjalnymi dodatkami, bo – jak napisał „USA Today” – „Nawet po dziesięciu latach są historie, którymi warto się podzielić”. Zawodnicy futbolu amerykańskiego rozpoczęli sezon NFL z czarnymi kokardami i napisami: „Nigdy nie zapomnimy”, a kibice układali z siebie monstrualnych rozmiarów amerykańskie flagi na stadionach. Amerykanie przez te kilka, kilkanaście godzin naprawdę zjednoczyli się pod „gwiaździstym sztandarem”, choćby tylko modląc się w kościołach za bohaterów i ofiary tragedii sprzed dziesięciu lat.

d13014h

Bez pracy ciężko

Ale po weekendzie przyszedł poniedziałek, a z nim trud szarej codzienności. Czyli Ameryka w kłopotach. Sytuacja gospodarcza nie chce się poprawić, a ekonomiści wieszczą drugą falę recesji. Największym tego wyrazem jest sięgające 9,1 proc. bezrobocie. Za tą liczbą kryje się 14 mln ludzi niemogących znaleźć pracy. Statystycy każą dodać jeszcze 3–4 mln wszystkich, którzy już z szukania pracy zrezygnowali. Duży kraj, liczne zwolnienia, ale skala poraża. Weźmy za przykład choćby przechodzący konwulsje sektor bankowy. Ostatnio Bank Of America ogłosił konieczność zwolnienia 30 tys. pracowników w ciągu „najbliższych kilku lat”. To efekt złych kredytów hipotecznych. Goldman Sachs obetnie tysiąc do końca roku. Łącznie do sierpnia duże amerykańskie instytucje finansowe zwolniły prawie 23 tys. ludzi. Ciągnie w dół brak płynności na rynku mieszkaniowym.

Kryzys uderza przede wszystkim w klasę średnią, osławione „suburbia”, czyli przedmieścia. Główną przyczyną nieszczęść jest kryzys na rynku mieszkaniowym, spowodowany przegrzaniem koniunktury i załamaniem rynku kredytów hipotecznych. Setki tysięcy niespłaconych domów witają ogłoszeniami „Sprzedam”, a miliony niedoszłych właścicieli przeżywają coś, co już ochrzczono mianem „depresji przedmieść”. Spłacany w ratach przez 30 lat dom z trawnikiem miał być przepustką do świata konsumpcji i niezależności. Teraz uderzeni przez kryzys składają potłuczone kawałki aspiracji. Brak pracy, niespłacone kredyty hipoteczne, zadłużone karty kredytowe. Do tego huśtawka na giełdzie (a co drugi Amerykanin posiada akcje przez fundusze inwestycyjne i emerytalne), rosnący deficyt budżetowy i coraz większe zadłużenie rządowego systemu emerytalnego Social Security…Ale ci z pewnym dorobkiem nie mają tak źle jak dopiero wchodzący na rynek pracy. Młodzi ludzie po studiach, mający problemy ze spłatą studenckich pożyczek, nie mogą znaleźć
pracy. Wśród tych do 25. roku życia bezrobocie sięga prawie 15 proc. Nic dziwnego, że powstał nowy trend – zostawiają własne mieszkania, czasami współmałżonków i wracają do domów rodziców. Statystycy naliczyli takich już sześć milionów, nadając im nazwę „pokolenia boomerangu”.

Na ulicach widać ślady złej koniunktury. Padają wielcy – ostatnio zbankrutowała pionierska kiedyś sieć księgarni Borders (z prawie 1,5 tys. księgarni), następny w kolejce gigant sprzedający sprzęt elektroniczny Best Buy. – Kryzys widać też na przykładzie małych biznesów. W mojej pralni już nie pracują jak kiedyś dwie panie, tylko żona właściciela. Ludzie nie mają pracy, więc nie muszą chodzić codziennie w koszulach, a więc nie trzeba ich prać – tłumaczy mi znajomy. Efekt domina: nie ma pracy, niepotrzebne są więc koszule, co rodzi mniejsze dochody i kolejne zwolnienia. Dodatkowym mocnym następstwem kryzysu jest – według danych ze spisu powszechnego – zmniejszenie zarobków. Po uwzględnieniu inflacji pensja przeciętnego białego mężczyzny cofnęła się do poziomu z 1978 r.

Politycznie podzieleni

Na kryzys gospodarczy nakłada się wielki podział polityczny. Po obiecywanej przez kandydata Baracka Obamę „nadziei” i „wierze” w lepsze jutro pozostało niewiele. Prezydent Obama dalej potrafi pięknie przemawiać, ale coraz mniej Amerykanów zdaje się go słuchać. Poparcie opinii publicznej z astronomicznych 70 proc. spadło do marnych 40. I choć większość rodaków go lubi, nie uważa go jednak za człowieka potrafiącego wprowadzić w czyn swoje obietnice. A taki na czas kryzysu by się przydał.

d13014h

Z kolei republikanie rozgrzani entuzjazmem Tea Party pryncypialnie krzyczą: „Żadnych nowych podatków”, optując za cięciami zarówno wszelkich możliwych, jak i raczej niemożliwych (ze względów społecznych – choćby program Social Security czy opieki zdrowotnej dla osób powyżej 65. roku życia – Medicare) wydatków rządowych. Ryzykują przy tym poważne przegrzanie dobrej koniunktury. Zdają się bowiem zapominać, że pragmatyczni Amerykanie chcą efektów i porozumienia, a nie przepychanki politycznej. Stąd Kongres (gwoli sprawiedliwości republikanie kontrolują tylko Izbę Reprezentantów) ma historycznie niskie poparcie rzędu… 12 proc.

W tej atmosferze rodzi się pokusa, żeby „zabrać bogatym” i „dać biednym”, aby znaleźć środki na aktywne wsparcie tworzenia nowych miejsc pracy. Stąd ostatnia propozycja prezydenta Obamy, aby faktycznie podwyższyć świadczenia wszystkim, którzy zarabiają rocznie powyżej 200 tys. dol. (250 tys. na rodzinę). Problem w tym, że w tej kategorii mieści się większość właścicieli małych i średnich biznesów, a więc ludzi odpowiedzialnych za tworzenie nowych miejsc pracy. Na planie Obamy mogą też stracić organizacje charytatywne, gdyż przewiduje on zmniejszenie odpisów także na te cele. Jak widać, proste przełożenie „bogaci vs biedni” nie występuje.

Z jednej strony 1 proc. najbogatszych płaci 40 proc. wszystkich podatków federalnych, gdy 50 proc. nie płaci nic. Największe procentowo i wytrzymałościowo obciążenia dotykają więc tych po środku – klasę średnią. Chociaż z drugiej strony sam pamiętam, jak wieszczono przed paru laty, że Amerykanie nie mogą wiecznie żyć na kredyt. Że ćwierć wieku prosperity – od ostatniej poważnej recesji 1980–1982 – opierającej się na taniej sile roboczej w Chinach, kartach kredytowych i tanim kredycie musi się kiedyś skończyć.

d13014h

Jednakże pojawiają się głosy, że pomimo populistycznych, retorycznych tonów obecna administracja wspiera elity z Wall Street, Silicon Valley i Hollywood. Joel Kotkin, autorytet w sprawach globalnej ekonomii, autor publikacji o trendach politycznych i społecznych, mówi, że największymi wygranymi są „szefowie wielkich fundacji, inwestorzy szukający dużych zysków i finansowa arystokracja” plus właściciele nieruchomości i cały przemysł obsługujący elity w Nowym Jorku, San Francisco oraz Los Angeles. To ta nowobogacka „liberalna arystokracja” korzysta zdaniem Kotkina z prowadzonej przez Bena Bernanke’a (szef Rezerwy Federalnej) oraz Timothy’ego Geithnera (szef departamentu skarbu) „polityki taniego pieniądza i prawie zerowych stóp procentowych, które zmniejszyły wartość oszczędności klasy średniej, stając się prawdziwym darem dla Wall Street”. Beneficjentami jest jeden procent najzamożniejszych, w których rękach skupia się 40 proc. akcji i 60 proc. innych instrumentów finansowych. Ich majątki to z reguły zapisy
na twardych dyskach komputerów kontrolujących przepływy finansowe. O ile więc „zwykli” Amerykanie – pracujący przy dającym najwięcej miejsc pracy, ale „brudnym” przemyśle wydobywczym – nie mogą liczyć na specjalne ulgi i dotacje, o tyle dostają je ryzykanci z Silicon Valley inwestujący w niesprawdzone, jednak „zielone” technologie. Ostatnio okazało się, że administracja Obamy utopiła ponad pół miliarda rządowych dolarów w firmie Solyndra produkującej panele słoneczne. Pomimo takiej pomocy firma nie zdobyła rynku i ogłosiła bankructwo, zwalniając kilka tysięcy pracowników.

Słońce tu nie zachodzi

Republikanie bez przerwy biją się w Kongresie z demokratami. Obama uderza w populistyczne tony, aby przebić swoich ewentualnych republikańskich rywali o Biały Dom. Ci, którzy czytają „New York Timesa” i oglądają CNN i MSNBC, nie mogą dogadać się z miłośnikami „The Wall Street Journal” i Fox News Channel. Miliarder Warren Buffet chce większych podatków dla bogaczy (w tym siebie), podczas gdy inny miliarder Donald Trump nazywa te pomysły „receptą na upadek Ameryki”. Lewicowi liberałowie żądają likwidacji wszelkich ulg podatkowych, podczas gdy miłośnicy Tea Party cały czas domagają się obcinania wszelkich wydatków budżetu federalnego. Każdy zdaje się posiadać tę jedną, jedyną prawdę, jak wyglądać powinien ich kraj. Dla jednych Ameryka to „lśniące miasto na wzgórzu”, dla innych „pionier postępu w świecie”, ale wszystkich zdaje się jednak łączyć idea „wyjątkowości” USA. I że to właśnie ich kraj, na który mają realny wpływ, tu i teraz. Może dlatego wszystkie te gorące spory dotyczą „czegoś”, co naprawdę zmienia
życie obywateli. Na przybysza z Polski – znudzonego jałowością dyskursu publicznego, jego infantylizacją, a przede wszystkim ziewającego na kolejne medialne ustawki – działa to wszystko bardzo ożywczo.

I jeszcze jedno. Jak na skalę kłopotów Amerykanie naprawdę reagują spokojnie. Nikt tutaj nie pali śmietników ani nie rzuca kamieniami, jak to miało miejsce w ogarniętej kryzysem Grecji czy Hiszpanii. Rewolucji nad Potomakiem nie widać, bo na każdym kroku widać nakierowanie na konstruktywne działanie, jak na naród pionierów i uciekinierów spod różnego rodzaju tyranów przystało. Weźmy chociażby weekend wokół rocznicy zamachów z 11 września. Oprócz uroczystości przy pomnikach i tablicach prawie 33 mln Amerykanów – podobno najwięcej naraz – uczciło wydarzenie, uczestnicząc w różnego rodzaju akcjach charytatywnych.

d13014h

Jeśli narzekanie się pojawia, to z reguły na końcu z optymistyczną nutą.

– Narzekać? To takie nieamerykańskie, przecież żyjemy w najlepszym miejscu na ziemi, prawda? – rzuca na odchodne kelnerka z taniej jadłodajni. Nawet gdy jest bardzo źle, Amerykanie uważają, że nad ich krajem słońce nigdy nie zachodzi, a granice ich marzeń wyznacza tylko „błękit nieba”. Czyż może być inaczej, skoro – jak głosi refren „America The Beautiful”: „Ameryko, Ameryko! Bóg zesłał na ciebie swoją łaskę/I obdarował cię dobrem i braterstwem, od Pacyfiku aż po sam Atlantyk!”.

Paweł Burdzy

d13014h
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d13014h
Więcej tematów

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj