Świat"Nie ma charyzmy, ale może zagrozić Obamie"

"Nie ma charyzmy, ale może zagrozić Obamie"

Faworyt Republikanów do nominacji prezydenckiej Mitt Romney nie ma charyzmy, ale tylko on może zagrozić Barackowi Obamie - uważali uczestnicy niedzielnego spotkania z kandydatem w Exeter w stanie New Hampshire. We wtorek w tym stanie odbędą się prawybory GOP.

09.01.2012 | aktual.: 09.01.2012 08:12

Kandydaci Partii Republikańskiej od kilku dni spotykają się z mieszkańcami New Hampshire. W niedzielę do miasteczka Exeter przyjechał Mitt Romney, były gubernator Massachusetts, który - jak się uważa - nie porywa, ale jest "wybieralny".

Do gmachu szkoły średniej przy Blue Hawk Drive ludzie przybywali już na kilka godzin przed wiecem. Przed wejściem witały ich billboardy na cześć faworyta GOP i działacze z ulotkami oraz znaczkami z jego podobizną.

Na pół godziny przed wyznaczoną godziną sala gimnastyczna była już pełna; wszyscy, z wyjątkiem emerytów, stoją. W zbitym tłumie przeważają biali, dobrze ubrani ludzie w średnim i starszym wieku. Z tyłu las kamer telewizyjnych. Na estradę wchodzi rodzina kandydata - jego czterech przystojnych synów z pięknymi żonami i dziećmi - oraz grupa wybranych "zwykłych mieszkańców New Hampshire". Punktualnie o godz. 18 Romney, w ciemnych spodniach i białej koszuli bez krawata, wchodzi na scenę, witany owacjami i rockową muzyką.

Kandydat przemawia na tle grupy wyborców i ogromnej flagi amerykańskiej. Z boku wznosi się elektroniczna tablica pokazująca jak wielki jest dług publiczny USA: już ponad 15 bilionów dolarów, około 100 procent PKB. To, jak twierdzą Republikanie, wina prezydenta Baracka Obamy.

Romney deklaruje, że w odróżnieniu od prezydenta nigdy "nie będzie przepraszał" za Amerykę. Wygłasza apologię "amerykańskiej wyjątkowości", w którą - jak przekonuje - Obama nie wierzy.

"Szanuję prezydenta, sądzę, że on kocha nasz kraj; myślę tylko, że nie rozumie zasad, według których Ameryka działa. On myśli, że rząd jest rozwiązaniem wszystkich problemów" - mówi Romney. A tymczasem jest odwrotnie: to rząd, jak mawiał Ronald Reagan, jest problemem - puentuje kandydat.

Europa wierzy w "silny rząd" i interwencję państwa w gospodarkę i dlatego jest dziś w kryzysie. Jej państwo opiekuńcze, polegające na redystrybucji dochodów, się załamuje - argumentuje Romney. "Ja nie wierzę w Europę, wierzę w Amerykę" - podkreśla. I dodaje, że nie należy odbierać jednym, aby rozdawać drugim.

- Kocham Amerykę, kraj wielkich możliwości, kocham ten kraj, jego ludzi, i zasady, na których został zbudowany - deklaruje.

Rozlegają się owacje. Zebrani skandują "U-S-A!". Ale nagle słowa Romneya zagłuszają głosy mniej przyjazne - demonstrantów z lewicowego ruchu "Occupy", którzy też przyszli na wiec republikańskiego faworyta.

Romney przemawia krótko. W Exeter ograniczył się do wygłoszenia ideologicznych deklaracji i skrótowego powtórzenia tez ze swej książki "No Apology" ("Bez Przeprosin"), w której przedstawił credo polityka wierzącego w szczytną misję Ameryki na świecie. Nie powiedział, co zrobi jako prezydent, nie wspomniał o swym programie.

Po Romneyu do mikrofonu podchodzi gubernator New Jersey Chris Christie, popularny polityk, który sam rozważał możliwość kandydowania, ale ostatecznie zrezygnował - i poparł Romneya.

- Oto następny prezydent USA! - mówi Christie wskazując na lidera GOP. Atakuje następnie Obamę. "Panie prezydencie, proszę przestać dzielić naród!" - mówi. Kiedy demonstranci z ruchu "99 procent" próbują mu przerywać, Christie ripostuje natychmiast: "To Obama wmawia wam, że bogaci powinni się dzielić z biednymi".

- Rozmiary amerykańskiego tortu są nieograniczone. Jedyny limit wynika z etyki pracy - dodaje.

Słowa Christie'ego, wypowiadane z oratorską pasją, rozpalają zebranych. Owacje są dużo mocniejsze niż te, którymi nagrodzono Romneya. Nie ma wątpliwości, kto jest gwiazdą tego wieczoru.

Kandydat schodzi ze sceny, by w otoczeniu ochrony ściskać ręce wyborców. Potem przechodzi do sąsiedniej sali, gdzie czekają ci, którzy nie zmieścili się w głównym pomieszczeniu. Wszyscy robią sobie z Romneyem zdjęcia.

Uczestnicy spotkania przyznają potem w rozmowach z mediami, że główny faworyt GOP nie ma charyzmy i jego ciągłe wolty niepokoją konserwatystów. - Ale on jest wybieralny. A nam chodzi o to, żeby koniecznie usunąć Obamę - mówi mężczyzna przedstawiający się jako Jerry.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)