Nie każdy artysta może zarabiać na starówkach polskich miast
Aby zarabiać jako grajek uliczny albo mim, najczęściej trzeba uzyskać zgodę od władz miasta. Te w niektórych przypadkach wymagają do artystów określonego wyglądu, zachowania i odpowiednio wysokich umiejętności.
Kilka dni temu opisaliśmy na łamach Wirtualnej Polski historię Marleny Kulińskiej, która postanowiła zarabiać na pozowaniu do zdjęć z turystami maskotek przebranych za poznańskie koziołki. Miał to być legalny interes. Pani Marlena zarejestrowała działalność gospodarczą i była gotowa nawet uiszczać stosowne opłaty na rzecz miasta. Nie otrzymała jednak zgody na taką działalność od zespołu ds. ładu przestrzennego i estetyki. To grupa złożona m.in. konserwatora zabytków, plastyka miejskiego, przedstawicieli różnych wydziałów Urzędu Miasta (ZTM, ZDM, ZZM) i pracowników Uniwersytetu Artystycznego. Gremium wydało opinię negatywną.
Koziołki nie mogą pozować do zdjęć na rynku, bo są „nieestetyczne”
- W uzasadnieniu zespół wskazał dwa zastrzeżenia. To, że działalność miała mieć charakter zarobkowy oraz nieestetyczny wygląd maskotek – wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską Anna Kozłowiecka z Estrady Poznańskiej zarządzającej płytą Starego Rynku w Poznaniu. – Zespół wskazał, że tego typu działalność może być prowadzona jedynie przy okazji różnych imprez np. nad Maltą – dodaje.
Jak się okazało, inni artyści uliczni pracujący na Starym Rynku, którzy pracuję jedynie za dobrowolne datki nie mają takich problemów, chyba, że ich strój wzbudzi zastrzeżenia wspomnianej komisji opiniującej.
Ostatecznie pani Marlena znalazła inne rozwiązanie – jej koziołki pozują do zdjęć przed ogródkiem jednej z restauracji znajdującej się na Starym Rynku, co nie podlega ocenie zespołu ds. ładu przestrzennego i estetyki.
Kraków egzaminuje artystów
A jak kwestię artystów ulicznych rozwiązuje się w innych miastach? W Krakowie, odkąd starówka zyskała status parku kulturowego, każdy artysta uliczny także musi uzyskać pozytywną zgodę odpowiedniej komisji – tutaj jest nią zespół zadaniowy ds. weryfikacji artystów ulicznych. W trakcie „egzaminu” muzycy muszą udowodnić, że potrafią grać i to przynajmniej kilka utworów. Mają też zalecenie, aby w miarę możliwości zmieniać lokalizację tak, aby ciągła gra w jednym miejscu nie irytowała np. pracowników pobliskich restauracji. Ocenie podlegają też umiejętności innych artystów – mimów, żonglerów, szczudlarzy itp. Po uzyskaniu pozwolenia ważnego przez rok kalendarzowy artysta musi podpisać umowę z miastem i wnieść stosowną opłatę.
Mniej formalności jest wymaganych we Wrocławiu i Gdańsku. W obu miastach każdy, kto chce pracować w centrum jako grajek czy mim, musi złożyć wniosek i właściwie automatycznie otrzyma pozwolenie na swoje występy przez określony czas.
- U nas takie pierwsze pozwolenie jest ważne przez dwa tygodnie. W tym czasie jeden z pracowników wybiera się obejrzeć, jak wygląda praca takiego artysty, np. jeśli jest to muzyk, to czy prezentuje odpowiednio wysoki poziom – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Urszula Schmidt z Wydziału Kultury Urzędu Miasta we Wrocławiu. – Jeśli wszystko jest w porządku i na artystę nie ma żadnych skarg, to kolejne pozwolenia są wydawane na miesiąc – dodaje.
We Wrocławiu nie musisz nic płacić miastu
Schmidt przyznaje, że trudno jej oceniać, co by było, gdyby pojawił się ktoś z pomysłem podobnym do tego, jaki miała w Poznaniu Marlena Kulińska i chciał np. zarabiać na pozowaniu do zdjęć w przebraniu wrocławskiego krasnala.
- Pewnie musielibyśmy to skonsultować z Biurem Promocji Miasta, bo to im podlegają krasnale – wyjaśnia.
Artyści uliczni są we Wrocławiu bardzo mile widziani i do pracy wystarczy im zgoda z Wydziału Kultury, nie muszą natomiast wnosić żadnych opłat.
W Gdańsku umiejętności i wygląd artystów nie są w ogóle w żaden sposób weryfikowane przez urzędników.
- Nie czujemy się w kompetencji oceniać poziomu i ustalenia renomy danego artysty, dlatego tez nie dokonujemy takich ocen. Odmawiamy tylko w sytuacjach, jeśli określona lokalizacja we wnioskowanym terminie jest już zajęta – wyjaśnia Katarzyna Kaczmarek, rzecznik prasowy Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku.
Wyrok na Czerwonego Korsarza za wulgarne odzywki i agresję
Pozwolenie jest przyznawane na dwa tygodnie i przedłużane, o ile na danego artystę nie ma żadnych skarg ze strony mieszkańców lub turystów. A takie skargi się zdarzają, dwa lata temu głośno było o sprawie Czerwonego Korsarza, mężczyzny, który w przebraniu pirata pozował do zdjęć z turystami. Mężczyzna bywał wulgarny i agresywny. Przed rokiem sąd skazał go na pół roku prac społecznych.
Ile można zarobić, pracując na starówce któregoś z polskich miast? Tego dokładnie nie wiadomo. Artyści uliczni na ogół solidarnie odmawiają ujawniania swoich zarobków. Ostatniego lata jeden z muzyków grających na gitarze za datki wrzucane do kapelusza, zdradził w rozmowie z jednym z tabloidów, że w ciągu 6-8 godzin grania zdarza mu się czasem zarobić nawet 800 zł.
Za grę bez wymaganego pozwolenia grożą mandaty karne, np. w Gdańsku wynosi ona 10-krotność przewidywanej opłaty (5 zł za dzień zajmowania metra kwadratowego powierzchni, ale jak zapewnia Katarzyna Kaczmarek, takie przypadki zdarzają się bardzo rzadko.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .