PolskaNie jeździmy do trupa

Nie jeździmy do trupa

Pogotowie ratunkowe w Jaworznie jest biedne, więc oszczędza, na czym się da. Karetki nie wyjeżdżają już do zmarłych, a za każdy nocny wyjazd, który pogotowie uzna za nieuzasadniony, policja dostaje fakturę na kwotę 200 złotych. Policja nie ma zamiaru płacić i rachunki odsyła. Natomiast Damian Majcher, kierownik jaworznickiego pogotowia, twierdzi, że działa w interesie pogotowia i zgodnie z prawem.

02.08.2005 | aktual.: 02.08.2005 14:04

Zygmunt Jaromin, komendant policji w Jaworznie, ma twardy orzech do zgryzienia. Bo jak stwierdzić, który wyjazd jest konieczny, a który nie?

– Policjanci pracujący w nocy czasami muszą wiedzieć, czy u nieprzytomnego człowieka, u którego nie sposób wyczuć pulsu, występują czynności życiowe – przyznaje. Według niego, odpowiednie kompetencje mają w tym przypadku tylko lekarze. Jak zaznacza, nie będzie zastanawiał się ani chwili i jeżeli policjant uzna, że przyjazd pogotowia jest konieczny, karetka będzie wzywana natychmiast, bez względu na ewentualne konsekwencje.

– Do podstawowych czynność w ogóle nie powinniśmy być wzywani, należy przeszkolić policjantów – twierdzi tymczasem Majcher.

7 lipca w Jaworznie jedna z mieszkanek Szczakowej pracująca jako wolontariuszka odwiedziła swego podopiecznego. Okazało się, że mężczyzna nie żyje. Natychmiast zadzwoniła na pogotowie. Jak twierdzi, usłyszała wtedy od dyspozytorki: – Nie jeździmy do trupa.

Zawiadomiła komisariat o popełnieniu przestępstwa, a Komenda Miejska Policji w Jaworznie natychmiast zażądała wyjaśnień od kierownika pogotowia.

Jednak ustalenie rzeczywistego przebiegu rozmowy będzie bardzo trudne, bo pogotowie w Jaworznie nie ma telefonicznego rejestratora rozmów, a zgłoszenia są odnotowywane tylko w zeszycie.

Pogotowie w Jaworznie obciąża 200-złotowymi fakturami miejscową policję za każde bezzasadne, jego zdaniem, wezwanie karetki. Komendant policji w Jaworznie Zygmunt Jaromin nie ma zamiaru płacić, bo przecież stwierdzanie zgonu to nie robota dla jego ludzi. – Funkcjonariusze mają grubą skórę na placach, nie są lekarzami, a tylko profesjonalista – lekarz pogotowia może właściwie ocenić stan zdrowia osoby, która wymaga pomocy – mówi komendant. Kiedy 7 lipca dyspozytorka pogotowia w Jaworznie odmówiła wolontariuszce wysłania karetki do jej zmarłego podopiecznego, wybuchł skandal. Wolontariuszka złożyła doniesienie na policję. – To niedopuszczalne, żeby kłócić się w tak delikatnych sprawach – komentuje Jaromin. – Zwróciłem się z pisemną prośbą do kierownika pogotowia o wyjaśnienie tej sprawy.

Dyspozytorka w rozmowie z nami wyjaśnia, że osobą odpowiedzialną za wypisywanie aktów zgonu jest lekarz pierwszego kontaktu, a nie lekarz pogotowia. Pogotowie wypisuje jedynie kartę informacyjną o przyczynie zgonu. Dyspozytorzy przyznają, że czasami robią wyjątki, ale głównie dotyczy to nocnych wyjazdów. – Wszystkie sprawy formalne powinien załatwiać lekarz pierwszego kontaktu – przyznaje dyspozytor Pogotowia w Jaworznie, pragnąca zachować anonimowość. – Osobie, która zgłaszała zgon wytłumaczyliśmy, że jesteśmy pogotowiem ratunkowym i jeździmy do osób żyjących.

Pogotowie w Jaworznie jest jednym z nielicznych na Śląsku, które nie posiada własnego rejestratora rozmów. Zgłoszenia mieszkańców są więc rejestrowane jedynie w zeszycie, nie wyświetla się także numer dzwoniącego. Kilkakrotnie z tego powodu doszło już do nieprzyjemności: zgłaszający twierdzili, że zostali w niemiły sposób potraktowani przez dyspozytora. Ale w żadnym przypadku nie było na to dowodu.

Brak rejestratora (czyli centralki) jest utrudnieniem, choć zdaniem władz miasta nie na długo. – Obecny stan wymaga od dyspozytora błyskawicznej reakcji – przyznaje wiceprezydent Jaworzna, Mariusz Rechul. – Dyspozytor musi zebrać przez telefon podstawowe informacje i zadecydować, czy wysłanie karetki jest konieczne.

Rechul przyznaje jednak, że trwają zaawansowane prace nad stworzeniem Centrum Powiadamiania Ratunkowego z siedzibą w budynku Straży Pożarnej. Centrum będzie już miało centralkę i powinno przejąć zadania pogotowia w Jaworznie.

Rejonowe Pogotowie Ratunkowe w Sosnowcu, któremu podlega oddział w Jaworznie, nie zamierza inwestować ani w rejestrator rozmów (jego posiadania przez stacje wymaga Narodowy Fundusz Zdrowia), ani w nowe karetki dla Jaworzna. – Gdybym chciał kupić nowy sprzęt dla Jaworzna, miałbym poważne nieprzyjemności – twierdzi Marek Jeremicz, dyrektor pogotowia w Sosnowcu. – Pogotowie w Jaworznie niebawem zostanie przejęte przez samorząd. Podjęto już w tej sprawie pierwsze decyzje, więc ewentualne inwestycje źle oceniłby mój nadzór właścicielski.

Jeremicz przyznaje, że jest problem z wyjazdami do zmarłych oraz fakturami wystawianymi policji: – Narodowy Fundusz Zdrowia nie płaci nam za wyjazdy do zmarłych. A policja odsyła faktury, którymi ją obciążamy. Na wielu z nich znajduje się opinia prawników: żadne przepisy nie mówią o tym, że powinniśmy płacić pogotowiu. Jednak z drugiej strony, żadne przepisy nie mówią o tym, że nie powinniśmy pobierać pieniędzy za nadplanowe wyjazdy.

Jaworzno ma już dość przepychanek z pogotowiem. Chce jak najszybciej przejąć wszystkich jego pracowników i usamodzielnić się od sosnowieckiej centrali. Wtedy, zdaniem wiceprezydenta Mariusza Rechula, miasto będzie mogło zainwestować w pogotowie poważne sumy. – Ale na razie nasze pogotowie nie jest jaworznickie, tylko sosnowieckie – zauważa Rechul.

Aleksander Kalański, Tydzień w Jaworznie, (Polskapresse)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)