Polska"Nie chcą mnie do żywych, to zajmuję się śmiercią"

"Nie chcą mnie do żywych, to zajmuję się śmiercią"

Chciałem być patologiem, ale byłem za słaby, aby dostać się na studia medyczne. Potem stwierdziłem, że zostanę ratownikiem medycznym, ale i z tym nie wyszło. Nie poddałem się. Pomyślałem: jeśli mnie nie chcą do żywych, to zajdę ich od drugiej strony, od strony śmierci. Tak wspomina początki swojej zawodowej kariery Adam Ragiel, technik tanatopraksji i i technik sekcji zwłok, który jest w czołówce najlepszych specjalistów w tej branży. Czym się zajmuje? Jest balsamistą, plastykiem, makijażystą, fryzjerem, stylistą i psychologiem w jednym – bo praca, którą wykonuje wymaga wszechstronności.

"Nie chcą mnie do żywych, to zajmuję się śmiercią"

31.10.2008 | aktual.: 14.11.2008 09:43

Tanatopraksja (z gr. „thanatos” – śmierć) to współczesna metoda balsamowania ciał zmarłych. Na ogół jednak tanatopraktor, bo tak nazywa się osoba wykonująca zabieg, świadczy dodatkowo inne usługi związane z przygotowaniem zwłok do pogrzebu. Pokrewne czynności również doczekały się swoich nazw. Tanatokosmetyka to inaczej wizaż pośmiertny, a tanatoplastyka polega na rekonstrukcji ciała.

Rzadko się zdarza rozmawiać z osobą, która o swojej pracy potrafi opowiadać z taką pasją jak on. I nie chodzi tu wcale o przesadny patos, wywyższanie się, koloryzowanie rzeczywistości, aby pokazać się z jak najlepszej strony. Pan Adam jest naturalny. Nie musi się reklamować, bo jego umiejętności są doceniane nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach Europy. Dostaje telefony z zakładów pogrzebowych w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Czechach czy Rosji. Głównie dotyczy to polskich firm, które mają w tych krajach przedstawicielstwa, ale nie tylko.

Dzwonią po mnie z Niemiec

– Z Wielkiej Brytanii? Z Niemiec? – pytam z niedowierzaniem. – Przecież rynek usług pogrzebowych w tych krajach jest bardziej rozwinięty od naszego. Po co dzwonią akurat po pana? – Bo nie mają czasu na eksperymenty. Wiedzą, że moja praca przynosi efekty. Jeśli ciało jest zmasakrowane i wymaga trudnej rekonstrukcji, wybierają właśnie mnie – opowiada.

Swoją przygodę z tym niecodziennym zawodem zaczął gdy miał 19 lat. Od tamtego czasu minęło prawie 10 lat. Jest wysoki i dobrze zbudowany. „Mocny typ” – stwierdził jeden z moich redakcyjnych kolegów, po obejrzeniu zdjęć pana Adama stojącego przy stole prosektoryjnym. – Nigdy nie bałem się widoku nieboszczyka. Moją pierwszą pracą był zakład pogrzebowy. Szybko wciągnąłem się w ten klimat, ale moja praca ograniczała się wyłącznie do ubierania i malowania zwłok. Dlatego zastanawiałem się co zrobić, by osoba po śmierci wyglądała lepiej. Wkrótce zacząłem interesować się medycyną sądową i zostałem technikiem sekcyjnym – wspomina pan Adam.

Zacieram ślady cierpienia

Kolejny rozdział jego życia to prosektoria przyszpitalne. – Tam zgłębiłem tajniki zawodu i poznałem wiele przyczyn zgonów. Nauczyłem się, że zawsze należy zaczynać od sprawdzenia, na co zmarły chorował i dlaczego umarł – podkreśla. – Do czego jest potrzebna taka wiedza? – pytam. – Jest wiele powodów. Przede wszystkim chodzi o bezpieczeństwo osób, które mają kontakt z nieboszczykiem. Ciało po śmierci jest czymś na kształt bomby biologicznej. Dlatego, jeśli trumna z ciałem ma być otwarta podczas uroczystości pogrzebowych, ważna jest balsamacja. Po tym zabiegu ciało jest wysterylizowane poprzez wtłaczane do organizmu płyny. Zabalsamowanie zaciera ślady cierpienia sprzed śmierci. Likwiduje wszelkie zasinienia i przywraca naturalny kolor skóry, dlatego nieboszczyk wygląda tak, jakby spał. Dopiero wtedy rodzina i najbliżsi mogą pożegnać się ze zmarłym, dotknąć go, a nawet pocałować bez obaw, że coś się wydarzy. Poza tym mają poczucie, że dali zmarłemu spokój i ukojenie – mówi pan Adam.

O jakich niebezpieczeństwach mowa? – Po śmierci wszelkie bakterie, które powodują rozkład ciała, są zagrożeniem dla otoczenia. Aby lepiej to zobrazować, wystarczy pomyśleć, co dzieje się z surowym mięsem pozostawionym w pokojowej temperaturze. Jeśli trzy dni później wejdziemy do kuchni, łatwo sobie wyobrazić, co zastaniemy. Jeśli mięso jest zakonserwowane, peklowane jak szynka, może leżeć miesiącami. Tak samo jest z ludźmi – opowiada tanatopraktor.

Czym można zarazić się od zmarłego?

Najczęściej można zarazić się od zmarłego chorobami, które są przenoszone drogą kropelkową np. gruźlicą. – Niebezpieczne są również bakterie umiejscowione w ranach odleżynowych zmarłego, a także bakterie i wirusy, które dopiero po jakimś czasie dają o sobie znać i mogą prowadzić zarówno do osłabienia organizmu, jak i poważnych chorób, np. owrzodzenia żołądka – dodaje. Wirusem na który szczególnie narażeni są pracownicy medycyny sądowej i balsamiści jest HIV. – Podczas przygotowywania zwłok do pochówku trzeba być bardzo ostrożnym, bo łatwo się zranić igłą lub skalpelem – podkreśla Ragiel. – Niestety pracownicy wielu zakładów pogrzebowych nie przestrzegają zasad higieny. Nie zawsze mają na sobie ochronny strój i maskę na twarzy. Zdarza się też, że jedzą podczas wykonywania pracy, co jest niedopuszczalne – podkreśla.

Od kilku lat prowadzi firmę, która wykonuje zlecenia dla różnych zakładów pogrzebowych. Oprócz tego uzyskał dyplom Francuskiego Instytutu Tanatopraksji w Paryżu, co zmotywowało go do założenia Polskiego Centrum Tanatopraksji i Tanatokosmetyki, w którym prowadzi szkolenia z zakresu balsamacji, toalety i kosmetyki pośmiertnej. 140 ciał miesięcznie

Pan Adam rzadko kiedy może mówić o ośmiogodzinnym dniu pracy. Na ogół pracuje po 12-15 godzin, a czasami doba potrafi wydłużyć się nawet do 28. – Miesięcznie przygotowuję do pogrzebu ok. 140 ciał. Praktycznie tylko niedziele mam wolne – mówi pan Adam.

Czy to możliwe, aby wykonując tak ciężką pracę, nie czuć do niej obrzydzenia? Pan Adam: Nigdy nie mdliło mnie na widok nieboszczyka, nie miałem koszmarów. Nie czułem też oddechów zmarłych na plecach, choć często wychodzę z prosektorium grubo po północy. Czasami dziwnie się czuję, gdy mam do czynienia ze zmarłymi dziećmi i rozmawiam z ich rodzicami, których ból jest niewyobrażalny. Nie rozczulam się, ale bardziej to przeżywam. Nie wpływa to na moje zdrowie psychiczne. Po pracy staram się tego nie rozpamiętywać. Czasami nachodzą mnie jedynie myśli, czy muszę aż tak intensywnie pracować.

Mam uczulenie na alkohol

Pytany o to, jak odreagowuje stres, mówi: – Wiem, do czego pani zmierza. Wiele osób myśli, że osoba pracująca w tym zawodzie często zagląda do kieliszka. Jak akurat mam uczulenie na alkohol. Wychodzą mi plamy na ciele i źle się czuję, więc tego nie robię. Wolę wyjechać za miasto na ryby, albo iść do kina. – Na horrory? – pytam przewrotnie o ulubiony gatunek filmowy. – Dokładnie, to na nie najczęściej chodzę. Niedługo na polskie ekrany wchodzi „Piła V” i już zarezerwowałem sobie czas na seans w kinie – śmieje się pan Adam.

Od opowiadania o zainteresowaniach szybko przechodzi do szczegółów swojej pracy. – Czy balsamowanie zwłok jest jeszcze dla Polaków fanaberią? – pytam. – Widzę, że ludzie coraz bardziej się do niej przekonują i przestają traktować jako coś ekskluzywnego. Tym bardziej, że ten zabieg wykonuje się ze względów higienicznych i w niektórych okolicznościach jest wymagany, np. jeśli ciało jest transportowane samolotem. Coraz więcej osób chce, aby pożegnanie ze zmarłym miało mniej obrzędowy charakter, dlatego wchodzi do nas powoli amerykańska moda na wystawianie ciał w domach pogrzebowym, połączone z kameralnym spotkaniem bliskich, wygłaszaniem mów itp. Sztuczne oczy

A może Polacy nie są jeszcze na to przygotowani finansowo? – zastanawiam się. – Balsamacja nie jest droga – kosztuje ok. 350-650 zł, w zależności od tego jak bardzo ciało było uszkodzone. Zabieg nie wymaga robienia dodatkowego makijażu. Jeśli zmarły zginął w wypadku komunikacyjnym, trzeba dodatkowo wykonywać zabiegi tanatoplastyczne. Polegają na uzupełnianiu ubytków preparatami z woskiem. Pamiętam historię Rosjanki, która zginęła w wypadku samochodowym. Wraz z mężem i dwójką dzieci wracała z Niemiec i jako jedyna nie zapięła pasów. Auto roztrzaskało się o drzewo, a kobieta wypadła przez przednią szybę. Jej ojciec błagał mnie, abym zrobił tak, by można było otworzyć trumnę podczas pogrzebu. Ponad 12 godzin zajęło mi rekonstruowanie twarzy, której praktycznie w połowie nie było. Musiałem wstawić sztuczne oko, powiekę i przeszczepić skórę z innych części ciała.

Zdecydowanie gorzej bywa, jeśli zmarły zginął w wypadku kolejowym, pożarze, utopił się lub leżał po śmierci kilka tygodni w mieszkaniu, a jego ciało zaczęło się rozkładać. – Kiedy ciało jest w kawałkach, kładziemy je na białym płótnie i nadajemy mu kształt tak, aby można je było włożyć do trumny. W takich sytuacjach balsamacja jest głównie po to, aby powstrzymać dalszy proces rozkładu i zabić nieprzyjemną woń. Po zabiegu ciało ma zapach podobny do szarego mydła – opowiada Ragiel.

Robię tipsy i balejaż

Oprócz balsamacji i rekonstrukcji pan Adam wykonuje szereg zabiegów tanatokosmetycznych – ok. 150-300 zł. – Maluję oczy, rzęsy i usta. Zdarza się, że robię tipsy i maluję paznokcie u rąk i nóg. Oprócz tego wykonuję różne fryzury – od prostowania włosów po kręcenie loków, dobieranie peruk, a nawet balejaż – wymienia tanatopraktor.

Do wizażu pośmiertnego powinno się stosować wyłącznie specjalistyczne kosmetyki, bo one w ocenie pana Adama – lepiej się sprawdzają. – Dobrze kryją, ale nie robią wrażenia „tapety”. Poza tym są trwałe, więc po wyjęciu z chłodni nie zmywają się, jak to się dzieje w przypadku zwykłych malowideł – podkreśla.

Zanim zabiorę się do pracy rozmawiam z rodziną. – Pytam jak zmarła osoba się ubierała i malowała za życia. Proszę też o jej kolorowe zdjęcie. Jeśli mam jakieś oryginalne zamówienie pytam o radę swoich koleżanek – wizażystek i fryzjerek. Na ogół jednak polegam na własnym wyczuciu. Pamiętam chłopaka, któremu zmarła czterdziestoparoletnia matka. Mówił, że była zawsze elegancko wyszykowana i nigdy nie wyszła z domu bez makijażu. Zażyczył sobie, abym wykonał bardzo mocny makijaż - oko mocno podmalowane, jaskrawa czerwona szminka, kreski nad powiekami, ostro zarysowane brwi, łącznie z henną i regulacją – wspomina pan Adam.

Ostatnie życzenie: ćwiartka wódki i karty w kieszeni

Kolejnym istotnym elementem jest ubieranie zmarłych. – Ubierałem już chyba we wszystko. We fraki, suknie ślubne i balowe, szaty kapłańskie, mundury służbowe, koszulki z logiem ulubionego wokalisty, dżinsy, bluzy z kapturem, a nawet dres i trampki – wymienia Ragiel. Jak podkreśla, coraz więcej osób odchodzi od przyjętego kanonu i rezygnuje z ubierania zmarłych w strój galowy. – To również trend, który przyszedł do nas zza oceanu, gdzie coraz częściej widuje się oryginalne pochówki. Tam mało kogo dziwi strój czy też kształt trumny, w której jest pochowany zmarły. W Polsce jednak pewne rzeczy są jeszcze nie do przyjęcia, trudno sobie bowiem wyobrazić, czy rodzina zmarłego nie wyszłaby z kościoła na widok ciała pochowanego w replice puszki piwa, czy coca-coli light – żartuje. - Zdarza się jednak, że rodzina prosi mnie, aby do trumny włożyć jakiś przedmiot, który był bliski zmarłemu np. ćwiartka wódki, karty do gry, zdjęcia czy maskotki – uzupełnia.

Pan Adam podkreśla jak ważna w tym zawodzie jest dokładność. – Rodzina zmarłego bardzo często sprawdza najdrobniejsze detale. Ludzie potrafią nawet rozpiąć rozporek, podnieść sukienkę do góry, a nawet zdjąć rajstopy, żeby zobaczyć czy są pod spodem majtki, czy wszystko jest umyte. Niestety bardzo często muszę poprawiać po innych. Zdarza się, że odbieram telefon na pół godziny przed pogrzebem, a w słuchawce słyszę: „Proszę o ratunek, bo koszula na zmarłym jest brudna, guziki pourywane, buty nie założone, puder tak napacykowany, że widać go z odległości pięciu metrów, a usta są otwarte, lub zapadnięte, bo pan z zakładu pogrzebowego zapomniał włożyć do ust wyjętą wcześniej protezę zębową. To jest żenujące, ale zdarza się nagminnie. Niestety, wielu pracowników zakładów pogrzebowych to osoby z łapanki, bez podejścia, kultury osobistej i doświadczenia zawodowego – przyznaje pan Adam.

Ragiel pracuje właśnie nad stworzeniem statutu stowarzyszenia, które zrzeszałoby pracowników tej dziedziny branży funeralnej. – To z kolei byłoby motorem do wywarcia nacisku na polityków i dokonania zmian w ustawach regulujących pracę w zakładach pogrzebowych. Myślę też nad stworzeniem szkoły funeralnej, która określałaby zasady i kodeks etyczny tej pracy – podsumowuje Ragiel.

Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Masz temat dla reportera Wirtualnej Polski? Napisz do nas: reporter@serwis.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (1)