Nie będzie śledztwa ws. zamachów w Londynie
Nie będzie niezależnego śledztwa w sprawie
lipcowych zamachów samobójczych w Londynie - zdecydował brytyjski
rząd. Władze rozważają jednak opublikowanie tajnych materiałów
wywiadu i policji dotyczących ataków terrorystycznych z 7 lipca.
Zdaniem ministra spraw wewnętrznych Charlesa Clarke'a, publiczne śledztwo mogłoby zaszkodzić prowadzonym obecnie dochodzeniom w sprawie różnych aspektów zamachów i odwrócić uwagę od problemu zapewnienia bezpieczeństwa.
Clarke poinformował w rozmowie z radiem BBC4, że powoła urzędnika, który sporządzi "raport" oparty zarówno na wybranych materiałach wywiadu, jak i materiałach policyjnych.
Problem polega na tym, czy możemy uzyskać wytłumaczenie tego, co właściwie zaszło przed 7 lipca, tak by uporać się z licznymi spekulacjami na ten temat - powiedział minister. Dodał, że policja i kontrwywiad nadal badają powiązania zamachowców, którzy sami zginęli w atakach.
Wciąż mamy wiele pytań co do powiązań tych osób (zamachowców) z innymi osobami i jak to wszystko funkcjonowało. To sprawy, które badamy bardzo intensywnie - powiedział Clarke.
Niezależnego śledztwa w sprawie zamachów 7 lipca domagały się m.in. rodziny ofiar i organizacje islamskie w Wielkiej Brytanii, które skrytykowały w środę decyzję władz.
Potrzebne jest wyczerpujące publiczne dochodzenie, które da nam informacje, co się właściwie zdarzyło, jak i dlaczego - tak byśmy w przyszłości mogli zapobiec kolejnej podobnej tragedii - powiedział cytowany przez dziennik "The Times" przewodniczący Rady Muzułmanów Wielkiej Brytanii Iqbal Sacranie.
Zdaniem Saby Mozakki, córki jednej z ofiar lipcowych zamachów, decyzja władz "jest nie do przyjęcia", a raport na temat dochodzenia w sprawie zamachów nie zadowoli nikogo.
W wyniku eksplozji bom w trzech pociągach londyńskiego metra i autobusie miejskim zginęły 52 niewinne osoby, w tym trzy Polki, a około 700 osób zostało rannych.
Anna Widzyk