Nie będzie emerytury małżeńskiej
Resort pracy zdecydował o sposobie wypłacania emerytur z OFE. Jedyną możliwością będzie świadczenie indywidualne. Minister pracy skreśliła emeryturę małżeńską i z okresem gwarantowanym.
Sprawdza się więc czarny scenariusz, jaki „PB” przewidział pod koniec listopada. Jako pierwsi poinformowaliśmy, że nowo mianowana minister pracy rozważa wykreślenie emerytury małżeńskiej. Po publikacji służby prasowe resortu zarzuciły nam, że źle interpretujemy słowa pani minister. Minęły trzy miesiące i w propozycji resortu, która dziś trafi do konsultacji w Komisji Trójstronnej, jest tylko emerytura indywidualna. Minister pracy naraża się milionom klientów OFE, którzy liczyli, że odkładane przez całe życie pieniądze nie przepadną po ich śmierci. Może być również zarzewiem konfliktu w koalicji.
— Nie wyobrażam sobie, aby nie było emerytury małżeńskiej. Ten projekt nie był jeszcze nam prezentowany, więc nie ma akceptacji posłów PO. Co więcej, nie ma nawet akceptacji rządu — mówi Zbigniew Chlebowski, szef klubu parlamentarnego PO.
— Pierwsze słyszę. Nie wiem, dlaczego pani minister odstępuje od emerytury małżeńskiej, która ma silne poparcie społeczne — mówi poseł PSL, który nie chce oficjalnie krytykować partyjnej koleżanki.
System wypłat z OFE był tematem gorącej dyskusji w 2007 r. Branża ubezpieczeniowa i część ekspertów przekonywała, że jedynym słusznym rozwiązaniem jest emerytura indywidualna (po śmierci emeryta niewykorzystany kapitał przepada — zostaje w firmie wypłacającej, by służyć na wypłaty dla tych, którzy pożyją dłużej niż założy aktuariusz). Przeciwko protestowali ci, których zdaniem pieniądze odkładane w OFE należą do płacącego składki, i to on powinien decydować, jak je wykorzysta. Jako odpowiedź pojawiła się emerytura małżeńska (małżonkowie otrzymywaliby wspólne świadczenie, a po śmierci jednego drugi wciąż by je dostawał) i z okresem gwarantowanym (emeryt mógł wskazać osobę, która po jego śmierci do końca okresu gwarancji dostawałaby świadczenie). Ówczesna opozycja PO i LiD głośno krytykowały PiS za to, że waha się, czy dać wybór. Liderzy PO przekonywali w czasie kampanii, że trzeba zwiększyć swobodę.
— Należy pozostawić swobodę w decydowaniu, jeśli nie całością to, chociaż częścią kapitału. Jeśli ktoś uzna, że świadczenie otrzymywane z ZUS mu wystarcza, niech odbierze kapitał i zainwestuje na giełdzie czy w fundusze inwestycyjne — przekonywał na naszych łamach Zbigniew Chlebowski.
Dziś mówi, że jego osobisty pogląd się nie zmienił, ale wśród kolegów z PO jednorazowa wypłata nie ma poparcia.
Ostatecznie PiS przygotował ustawę z trzema wariantami emerytury.
— Dawaliśmy wybór, ale tym samym przerzucaliśmy odpowiedzialność na obywateli. Każdy sam mógł zdecydować, czy woli dostawać najwyższą emeryturę — indywidualną, czy godzi się na niższą, ale wiedząc, że po śmierci zabezpieczy byt rodziny. Wprowadziliśmy małżeńską, bo przeważał pogląd, że trzeba zabezpieczyć los kobiet, które nie pracują lub zarabiają znacząco mniej — mówi Paweł Wypych, były prezes ZUS i szef zespołu, który przygotował ustawę.
Minister pracy prawo wyboru odebrała. — To złamanie założeń reformy, które mówiły o tym, że każdy odkłada na własną emeryturę. Na tej inności budowana była cała promocja OFE. Ja miałem wybór: przystąpić lub nie do OFE. Zapisałem się do funduszu m.in. dlatego, że po mojej śmierci żona, która będzie miała niską własną emeryturę, będzie dostawała to, co zostanie po mnie — mówi Tadeusz Tomaszewski, poseł LiD.
— Propozycja rządu odchodzi od podstawowego założenia reformy — indywidualizacji emerytury. W zamian dostajemy właściwie jeden wspólny worek, z tą różnicą, że jako instytucje wypłacające pojawią się prywatne firmy — dodaje Paweł Wypych.
Resort pracy nie chciał wczoraj wytłumaczyć, dlaczego tak gruntownie zmienił, dobrze oceniany projekt ustawy.
— Wygląda to trochę tak, jakby nowy rząd postawił sobie za cel, że jego projekt będzie inny niż poprzedników — mówi Paweł Wypych.
— To kpina. Nie może być tak, że w ciągu kilku miesięcy pojawia się trzecia koncepcja. Jeszcze w grudniu resort mówił o innym systemie — mówi Wojciech Nagel, reprezentujący BCC w Komisji Trójstronnej.
Według „Gazety Prawnej” odpowiedzią rządu na to, że w małżeństwach, gdzie jeden z małżonków zarabia mniej lub wcale, po śmierci lepiej sytuowanego drugi zostanie z głodową emeryturą, jest renta małżeńska (równa 80 proc. emerytury zmarłego).
— Renta małżeńska jest pojęciem ze starego, partycypacyjnego, systemu emerytalnego. Jest złym rozwiązaniem. Jeśli emeryt zechce poślubić o 20 lat młodszą kobietę, to ona przez kilkadziesiąt lat po jego śmierci będzie dostawała rentę, mimo że zgromadzone przez niego środki ulegną wyczerpaniu. Wymusi to na instytucjach wypłacających tworzenie horrendalnych rezerw — mówi Paweł Wypych.
Renta nie podoba się nawet tym ekspertom, którzy popierają skreślenie małżeńskiej.
— Renta wysokości 80 proc. emerytury zmarłego będzie bardzo kosztowna dla systemu. Może to oznaczać, że trzeba będzie podnieść niedawno obniżoną składkę rentową. Należałoby wprowadzić ostre kryteria przyznawania rent. Nie może być tak, że pięćdziesięcioletnia kobieta przestaje pracować i przechodzi na rentę, czyli na utrzymanie podatników — mówi Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan.