"Nic nas nie przekona, że czerwone jest czerwone"
Sondaż Wirtualnej Polski pojawił się w odpowiednim momencie. Kiedy trwają gorączkowe umizgi PO i PiS do drugorzędnego polityka trzeciorzędnej partii sondaż pokazuje, że wyborcy mogą przemeblować polski sejm. I że w tym przyszłym, na razie tylko sondażowym sejmie, Sojusz Lewicy Demokratycznej zdecyduje, czy premierem będzie polityk wywodzący się z Platformy Obywatelskiej, czy z Prawa i Sprawiedliwości. Owszem, jest niewykluczony samodzielny sukces partii popularnego premiera, ostrożnie trzeba jednak patrzeć na zbyt przychylne PO sondaże, prawda? Bardziej prawdopodobny jest wariant rządu koalicyjnego, niż samodzielnego.
24.06.2010 | aktual.: 08.07.2010 11:00
Dla eseldowców wizja demokracji, w której ich poparcie niezbędne jest każdemu rządowi, jest równie pociągająca co Bangkok dla seksoholika. Dlaczego jednak dwie prawicowe partie robią wrażenie, jakby nie marzyły o niczym innym, niż o sojuszu z sojuszem – uwaga – lewicy? „Ale mi pytanie!” – żachnie się niejeden Czytelnik (i niejedna Czytelniczka – dziewczyny coraz częściej interesują się polityką), przecież wiadomo, o co chodzi. PO chce obejść PiS, PiS chce obejść PO. W rezultacie mamy do czynienia z zabawna sytuacją, w której PO nie może znieść etatystycznych ciągot PiS, za to uśmiecha się na widok etatystycznych projektów SLD. PiS potępia pobłażliwość partii Tuska dla układów postnomenklaturowych, ale mizdrzy się do postkomunistów. Ba, Komorowski uważa, że „Polska potrzebuje lewicy”, zaś Kaczyński uważa, że „nie ma już postkomunistów”.
Państwo, chodzi o coś więcej, niż o taktyczno wyborcze zagrywki. W istocie PO próbuje nam pokazać, że nie jest partią, Boże broń, ideologiczną. Przesłanie ostatnich dni to przekaz: „Nie mamy żadnego stałego programu poza takim, aby premierem był Donald Tusk, a Kaczyński gryzł bezsilnie paznokcie”. Symetrycznie zachowuje się Jarosław Kaczyński i jego dwór – naszym jedynym wrogiem są platformersi, których chcemy odesłać na ławy opozycji za wszelka cenę. Nie mamy ideologii, mamy tylko przeciwnika. Nie jesteśmy prawicą. Jesteśmy partią wynajętą przez Polaków, których wkurza PiS/PO (niepotrzebne skreślić), naszym celem nie jest realizacja prawicowego programu, lecz pognębienie Tamtych. Przywódcy niedoszłego PO-PiS-u mają przekonanie, że elektorat łatwiej wybacza jawne odstępstwa od idei, niż koalicję z drugą prawicową partią. Łatwo przewidzieć, jak potoczy się dalsza kampania PO (a zapewne i PiS): wojna, wojna, wojna! Wajda buduje, zgoda rujnuje (chyba, że to zgoda z Napieralskim).
Karmienie lewicowego potwora może się jednak zakończyć źle. Umizgi do misia są oparte na założeniu, że miś nie ośmieli się urosnąć i stać się niedźwiedziem. Wmawiając swoim sympatykom, że Polska potrzebuje lewicy szefowie PO sprzedają nieprawdę. To nie Polska, lecz Platforma potrzebuje SLD i to SLD słabej, precyzyjnie sformatowanej - wystarczająco silnej, by zablokować PiS, lecz niewystarczająco silnej, by zaszkodzić PO. Kaczyński ma mniejsze możliwości oddziaływania politycznego, ale chodzi mu przecież o to samo, aby SLD było słabe. Drapanie misia za uszkiem wydaje się bezpieczne. Nie jest! PO zaczynała jako odprysk od Unii Wolności, PiS założyła garstka rozłamowców z AWS. W ciągu roku z UW została tylko gablota w muzeum demokracji, a z AWS zrobiono muzealne kapcie, PO i PiS natomiast dochowały się premierów i prezydentów. Lewica rozbita w pył jest teraz wskrzeszana przez prawicę, raczej bezmyślnie.
Odrodzona SLD nie musi być ani grzeczna, ani słabiutka i wcale nie musi rezygnować z przekręcania steru państwa w lewo. Przywódcom obu centroprawicowych partii zadedykować można sławny cytat: „Nic nas nie przekona, że białe, jest białe, a czerwone, jest czerwone”. Może trochę ten cytat przekręciłem, jeśli tak, to przepraszam. Lepsze kłamstwa i przeinaczenia padną z ust kandydatów na prezydenta.
Jan Wróbel specjalnie dla Wirtualnej Polski