Niania, która znęcała się nad dzieckiem, nadal może pracować. Ujawniamy nagranie
- Jedz, bo strzelę w pysk - niania krzyczy na roczną Anię. - Jak ja nienawidzę tych bachorów - mówi pod nosem. Nagranie trafiło na policję, która kilka tygodni zwlekała z przesłuchaniem kobiety. Właścicielka agencji, która poleciła nianię ostrzega, że opiekunka może nadal pracować z dziećmi.
18.06.2017 | aktual.: 18.06.2017 21:47
"Pani Gosia nas nie zawiodła, jest bardzo dobrą nianią. Solidna, sprawdzona, nasza :)” - zachwalała kobietę warszawska agencja pośrednicząca między opiekunkami a rodzicami.
Fragmenty nagrania, które trafiło na policję
W mailu wysłanym do rodziców Ani właścicielka agencji podkreśla, że kobieta jako niania z przerwami pracuje około 15 lat: 2 ostatnie lata zajmowała się dziewczynką, aż do momentu, gdy ta poszła do przedszkola, wcześniej Piotrusiem (też do wieku przedszkolnego) i jego młodszym bratem Adasiem (od urodzenia).
Małgorzata S. ma 64 lata. Robi wrażenie ciepłej osoby, która lubi dzieci. Nie ma też problemu z przedstawieniem zaświadczenia o niekaralności, o co prosi pani Helena, mama Ani.
Ania budzi się w nocy z płaczem
W połowie marca zaczyna się opiekować Anią. Jest miła, skraca dystans w relacjach z jej rodzicami. Co kilka dni przynosi ciasto, kupuje dziewczynce prezenty i mówi, że jest tak słodka, że chciałaby ją porwać.
Początek maja. Ania, która była wcześniej wyjątkowo pogodna, bez powodu wpada w histerię i budzi się w nocy z płaczem. Pani Helena, obserwując niepokojące zmiany w zachowaniu córeczki, postanawia zostawić w domu włączony dyktafon.
Obiadek - "Otwieraj buzię, mongole"
- Buzia! Jemy. U mnie to nie ma żartów - na nagraniu słychać ostry ton pani Małgorzaty, który się zmienia w łagodny. Niania zaczyna śpiewać. - Otwieraj buzię tak jak ciocia. Eż ty mongole - rzuca po chwili.
- Co Ty robisz?! Tak nie wolno! - słychać odgłos uderzenia. - Nie można tak robić głupia krowo! - denerwuje się opiekunka.
- Nie, trzymaj! - słychać krzyk i uderzenie. - Tak nie wolno. Nie będzie picia, prosta sprawa. O Jezu, co za bachor - mówi pod nosem kobieta.
Deserek - "Co ty k...a chcesz?"
Nadchodzi pora deserku. Słychać śpiew niani. Nagle dziecko piszczy. - K...a, no co Ty chcesz? Picie chcesz. Proszę. Ania Pije. Co chcesz? Co ty chcesz. K...a, k...a - podnosi głos kobieta. Po chwili mówi słodkim tonem.
Kolacja – ”Zaraz ci strzelę w pysk”
- Proszę, mamy pana Hilarego - przypomina wierszyk. - Otwórz tę buzię zaraz, bo jak strzelę ci zaraz w pysk! Nie mam siły do takiego dziecka! - mówi ostro.
- Jak nie chcesz jeść, to nie będę się z tobą użerać, głupi bachorze - rzuca niania. Krótko potem przez telefon referuje mamie Ani, że córeczka ładnie zjadła obiad, ale gorzej jej szło z deserem.
Układanie do snu - "Zaraz ci zapierdzielę"
Jest wieczór. Opiekunka przygotowuje kaszkę, a Ania wchodzi do kuchni i zaczyna rozpinać śpioszki.
- Co ty zrobiłaś, co ty zrobiłaś? Ale ja ci strzelę w dupę, ale ja ci zaraz dam! To już naprawdę przeginasz! - denerwuje się niania.
- Ja ci zapierdzielę zaraz. Choć tutaj do mnie! Choć tutaj! - krzyczy. Słychać dwa odgłosy uderzeń i płacz dziewczynki.
- K...a mać, co to za rozbieranie. Dopiero cię ubrałam. Idziesz spać. Kto to słyszał się tak bez przerwy k...a rozbierać - wścieka się kobieta. W tle słychać, jak dziecko zanosi się coraz głośniejszym płaczem.
- Boże, nienawidzę tych bachorów małych - mówi do siebie.
"Miała świetne referencje"
Poniedziałek, 8 maja. Pani Helena słucha nagrania z coraz większym przerażeniem. Do późnej nocy spisuje liczne fragmenty, na których słychać lżenie jej córeczki, krzyki niani i odgłosy uderzeń.
Wtorek. Joanna Jakubiak, właścicielka agencji "Zaufana niania", która poleciła opiekunkę, przychodzi do pani Heleny w towarzystwie psychologa. Przyznają, że nagranie jest przerażające.
Tłumaczy, że nie było sygnału, który by dał powód do niepokoju, bo mama dziecka, którym pani Małgorzata się zajmowała wcześniej nie powiedziała o niej złego słowa. - Pani Martyna wystawiła jej świetne referencje. Powiedziała, że było super, mogła na niej polegać, okazała się być świetną pomocą. Nie miała zastrzeżeń i ją poleciła - mówi Jakubiak.
Policjant: "Sprawa zmierza do umorzenia. Nie wiem dlaczego"
Zawiadomienie na nianię znęcającą się fizycznie i psychicznie nad dzieckiem trafia na policję. Funkcjonariusze komendy na warszawskim Mokotowie dostają wszystko na tacy. Na pendrive jest dowód w postaci nagrania z dyktafonu ze spisanym dla ułatwienia stenogramem. Jest też umowa, którą podpisała Małgorzata S. z jej adresem zameldowania i zamieszkania.
Mijają trzy tygodnie. Na komendę wezwana jest pani Helena. Starszy aspirant sztabowa przyjmuje zeznania mamy Ani i zapowiada, że niania zostanie wezwana na przesłuchanie nie wcześniej niż za kilka tygodni. Tłumaczy, że ma dużo spraw, a ta dotyczy niani, która już u pani Heleny nie pracuje.
Inny funkcjonariusz zbliżony do sprawy mówi Wirtualnej Polsce, że sprawa ewidentnie jest lekceważona. - Zmierza do umorzenia. Nie wiem dlaczego. Powinni raczej zostawić inne sprawy i skończyć tę. Ta kobieta może cały czas pracować jako niania - mówi nam policjant.
Właścicielka agencji: "Chciałam ostrzec, ale nic nie mogę zrobić"
Właścicielka agencji, która poleciła Małgorzatę S. ostrzegła rodzinę, dla której pracowała wcześniej, ale - jak przyznaje w rozmowie z nami - to wszystko, co mogła zrobić.
Wyjaśnia, że chciała ostrzec inne agencje, ale okazało się, że jest bezradna. Zgodnie z prawem nie może przekazać danych pani Małgorzaty z informacją, że znęcała się nad dzieckiem. Nie można też - jak dodaje Joanna Jakubiak - zablokować profilu kobiety na portalach, na których rodzice szukają opiekunek.
- Skontaktowałam się z inną agencją, ale nic nie możemy zrobić. Nie ma procesu, jest niewinna, nie ma nawet zarzutów. Dojdzie do niej, że jej dane zostały przekazane i my będziemy mieli problem wiele większy niż ona - przyznaje.
Robert Koniuszy, oficer prasowy komendy na Mokotowie, podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską, że policja wyjaśnia okoliczności sprawy,
- Wszystko będzie skrupulatnie wyjaśnione. Zostało przyjęte zawiadomienie, została przesłuchana opiekunka i została powiadomiona o tym agencja. Prowadzimy czynności, których celem jest ustalenie, czy takie przestępstwo zaistniało. Jeśli tak było, to sprawa zostanie skierowana do prokuratury, a potem do sądu - wyjaśnia Koniuszy.
Dodaje, że zgodnie z kodeksem postępowania karnego ma miesiąc na wykonanie czynności wstępnych.
Policjantka nie chce rozmawiać
Ania przestała się budzić w nocy z płaczem, ale wspomnienia wracają czasem podczas karmienia. Dziewczynka uderza się ręką w głowę i krzyczy "bam!".
Pani Helena po 5 tygodniach od złożenia zawiadomienia próbuje się dowiedzieć, co policja zrobiła w sprawie. Idzie na komendę na Mokotowie, ale słyszy, że ma przyjść w innym terminie. Dzwoni też na numer telefonu, który podała jej na przesłuchaniu policjantka.
- To mój prywatny numer. Proszę dzwonić na służbowy. Jestem na urlopie. Nie będę rozmawiać na tematy służbowe. Do widzenia - rzuca funkcjonariuszka i się rozłącza.
Imiona matki i dziewczynki zostały zmienione