NFZ dzieli chore dzieci
W jednym szpitalu dwie małe pacjentki z tą samą
chorobą są różnie traktowane przez NFZ. Za leczenie pierwszej płaci NFZ, za drugą nie chce.
Dlaczego? Bo pierwsza mieszka w woj. opolskim, a druga jest z
Wrocławia - pisze "Gazeta Wyborcza".
Dziewczynki mają wrodzony zespół nerczycowy. To bardzo rzadka chorobą genetyczna. Poza szpitalem mogą nie przeżyć nawet jednego dnia. Czteroletnia Hania z województwa opolskiego przeszła już najważniejszą - i najdroższą - część leczenia. Teraz czeka na przeszczep nerki. Kto płacił za jej leczenie we Wrocławiu? NFZ (wcześniej opolska Kasa Chorych) - podaje dziennik.
Siedmiomiesięczna Weronika jest w najcięższej fazie choroby. Szpitalny oddział, na którym leży - Klinika Nefrologii Pediatrycznej Akademickiego Szpitala Klinicznego - ma kontrakt z NFZ. Ale jego wrocławski oddział nie chce płacić za leczenie. Dlaczego? Bo życie Weroniki kosztuje 10 tys. zł miesięcznie. Joanna Mierzwińska, rzeczniczka dolnośląskiego NFZ: "A my nie mamy pieniędzy" - opisuje gazeta.
"To skandal!" - oburza się prof. Danuta Zwolińska, kierownik Kliniki Nefrologii. "Prawo gwarantuje wszystkim równy dostęp do świadczeń medycznych. Dwie dziewczynki dzieli zaledwie 70 km, ale to aż 10 tys. zł". Szpital uratował życie Weroniki - ale za jej leczenie płaci z pieniędzy, które dostaje z Funduszu na leczenie innych dzieci - czytamy na łamach gazety.
Wrodzonego zespołu nerczycowego nie ma na liście chorób, za leczenie których płaci teraz NFZ. Centrala Funduszu nie chce w sprawie Weroniki interweniować. Prof. Stanisław Czekalski, krajowy konsultanta ds. nefrologii: "Leczenie Weroniki należy traktować jako procedurę ratującą życie, która absolutnie powinna być finansowana przez NFZ" - pisze "Gazeta Wyborcza". (PAP)