PolskaNerka na zamówienie

Nerka na zamówienie

Prokuratura i służby specjalne nadal prowadzą czynności dotyczące podejrzeń o uśmiercanie chorych thiopentalem. W zakładzie toksykologii w Krakowie badane są próbki biologiczne, a ABW rozpracowuje wątek dostarczania organów do przeszczepów do szpitala MSWiA w Warszawie, m.in. z Białegostoku.

04.04.2007 | aktual.: 11.06.2018 15:08

Są zeznania osób, z których wynika, że rodzinie jednego z chorych lekarze mówili, że jest on leczony, podczas gdy już zakwalifikowano go jako dawcę i pobrano od niego narządy – mówi nasz informator ze źródeł zbliżonych do Ministerstwa Sprawiedliwości. Są też zeznania świadków dotyczące pobrania narządów od ofiary wypadku samochodowego, zakwalifikowanej jako dawcę w szpitalu w O., która być może mogła przeżyć.

Czarny rynek organów

Według informacji "GP", w kręgu zainteresowań Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oprócz Białegostoku jest także jeden ze szpitali na Warmii i Mazurach i niektóre placówki z województwa mazowieckiego. Obecnie służby specjalne kontrolują w związku z tą sprawą jeden ze szpitali w południowej dzielnicy Warszawy.

Gdy ukazał się artykuł w "GP" o thiopentalu, śledczy uruchamiali szeroko zakrojone techniki operacyjne w związku z podejrzeniami o handel organami do przeszczepów. To skutek ustaleń śledztwa w sprawie aresztowanego kardiochirurga Mirosława G. ze szpitala MSWiA, który jest podejrzewany m.in. o uśmiercanie chorych. Swoim artykułem nieświadomie pokrzyżowaliście plany operacyjne – mówi nasz informator.

W Polsce handel organami jest zabroniony. Ale działa czarny rynek. Ludzie oczekujący na organy do przeszczepu często gotowi są zapłacić duże sumy np. za "odstąpienie" nerki. Ale muszą przedtem znać zgodnych dla nich tkankowo dawców. Dlatego wręcz bezcenny jest dostęp do banków typowania zgodności tkankowej. Albo wiedza o potencjalnych dawcach – chorych w ciężkich stanach, leżących na OIOM-ach. W ABW nie chciano potwierdzić tych informacji.

Jeśli podejrzenia o uśmiercanie chorych thiopentalem dla pobrania narządów potwierdzą się, byłaby to o wiele większa afera niż „łowców skór”. Bo tu chodzi o śmierć na zamówienie; wtedy jest czas, by sprawdzić zgodność tkanek dawcy i oczekującego na przeszczep biorcy – mówi "GP" doświadczony anestezjolog.

Dokumenty nie dają pewności

W artykule "Łowcy narządów", który ukazał się 21 marca, napisaliśmy, że według zeznań złożonych w prokuraturze przez dwóch białostockich lekarzy, w miejscowym szpitalu mogło dochodzić do uśmiercania ludzi thiopentalem, by można było pobrać od nich narządy do przeszczepów. Po naszym artykule minister Religa powołał specjalną komisję. Zbadała ona dokumenty dotyczące stosowania thiopentalu w szpitalu w Białymstoku u 32 chorych w latach 2005–2006. Dwa dni po naszym artykule stwierdziła, że podejrzenie o uśmiercanie chorych thiopentalem wstępnie nie potwierdziło się. W składzie komisji są osoby koordynujące w Polsce sprawy związane z transplantologią, nie ma nikogo spoza środowiska transplantologów i anestezjologów, na przykład przedstawiciela komisji bioetycznej. Głównym celem komisji jest zbadanie dokumentów szpitalnych. Tymczasem nie mniej ważne jest ustalenie, jak było w praktyce. M.in. na podstawie rozmów z lekarzami i średnim personelem medycznym, także z lekarzami, którzy złożyli zeznania na temat
thiopentalu, oraz tymi, których dotyczy podejrzenie.

W dokumentach szpitalnych musi być wyszczególnione, czy pacjentowi podawano thiopental, jakie otrzymywał dawki leku, kiedy lek został odstawiony i jaka była decyzja komisji kwalifikującej chorego jako dawcę. Musi też być odnotowane, ile placówka zakupiła thiopentalu, ile go zużyła i ile go wpisano do kart obserwacji choroby jako zużytego. Te trzy ilości muszą się pokrywać. Jeśli wpisano do kart choroby mniej – po to, aby w papierach dawcy (dawców) nie wykazywać, że podawano mu do końca thiopental – jest to wskazówka, że mógł być on używany do uśmiercania. Wówczas szpital musi to "manko" wyjaśnić. Ważne jest też sprawdzenie, jakie informacje o chorym i kiedy dokładnie przekazywano jego rodzinie, i porównanie ich z datą kwalifikacji na dawcę. Jednak jeśli nawet w dokumentacji wszystko się zgadza, nie daje to całkowitej pewności, że proceder uśmiercania ludzi nie był uprawiany.

W szpitalach często panuje bałagan w prowadzeniu dokumentów. Poza tym niedobór leku można tak "rozpisać", że wszystko będzie się zgadzało i nie jest to rzadka praktyka – mówi nasz informator. Komisja resortowa zbadała dokumenty szpitalne z okresu 2005–2006. Tymczasem dyrektor szpitala już w końcu 2005 r. znał treść zeznań lekarzy, złożonych w Prokuraturze Apelacyjnej w Krakowie w grudniu 2005 r. Aby kontrola była w pełni obiektywna, wykluczyła spekulacje, powinna być zbadana także dokumentacja z okresu poprzedzającego zeznania.

Tajemnicze badania

Najbardziej wiarygodne są badania materiału biologicznego – krwi i moczu. Thiopental ulega rozkładowi, ale nawet wówczas można stwierdzić, czy dawca przed pobraniem od niego narządów był pod jego wpływem na podstawie badania metabolitów leku, które powstają w organizmie po jego rozkładzie, podobnie jak aldehydy po alkoholu – mówi lekarz anestezjolog, zajmujący się chorymi z urazami głowy.

Komisja powołana przez ministra Religę, prokuratura i ABW czekają na wyniki badań toksykologicznych materiału biologicznego, który wysłano do przebadania w Krakowie. Nikt nie chce zdradzić, jaki to materiał. Nie są to raczej próbki pobrane po ekshumacji, od pacjentów – dawców sprzed grudnia 2005 r., gdy lekarze złożyli zeznania o podejrzeniu uśmiercania chorych thiopentalem. To oznacza, że nadal prowadzone są działania owiane tajemnicą, być może dotyczące pobrań narządów w ostatnim czasie. Resort zdrowia twierdzi, że nie wie, od kogo próbki pochodzą, kiedy je pobrano, a nawet jakiego rodzaju jest to materiał biologiczny – próbki krwi czy narządów. Śledczy też nie chcą podać żadnych szczegółów dotyczących tych zagadkowych badań. Adam Kozub, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku: Na obecnym etapie śledztwa nie ma podstaw do postawienia zarzutów w sprawie opisanej przez "GP". Sprawa ta jest badana. Nie można wykluczyć, że w przyszłości zarzuty mogą zostać postawione. Czekamy na opinię toksykologiczną.
Gdyby nie było sensu badania próbek, nie robilibyśmy tego.

Według naszych informacji, prawdopodobnie nie ma możliwości potwierdzenia, czy przed grudniem 2005 r. w szpitalu kwalifikowano dawców, którzy byli pod wpływem thiopentalu. Lek ten bowiem dawno uległ rozkładowi, a możliwości udowodnienia, że był podawany dawcom, prokuratura nie wykorzystała.

Zaniedbania prokuratury

Zeznania w sprawie podejrzenia o uśmiercanie chorych thiopentalem białostoccy lekarze złożyli w grudniu 2005 r. Rozmawiałem o tym z redaktorem Danielem Zielińskim z TVN, który właśnie szukał tematu. Zapalił się, mimo że mówiłem, że to trudne do zrealizowania. Powiedział, że rozmawiał z producentką, wszystko uzgodnili. Potem zorientowałem się, że celem nie był materiał o leku, lecz o mnie – mówi Wojciech S., jeden z lekarzy, którzy złożyli zeznania dotyczące thiopentalu. Mój kolega, anestezjolog, gdy wracaliśmy z Krakowa po złożeniu zeznań, powiedział: "Jak ta sprawa wyjdzie, to wywalą nas z roboty" – opowiada dalej Wojciech S.

"GP" dotarła do osoby, która miała wziąć udział w wyjaśnianiu sprawy stosowania thiopentalu. Redaktor Zieliński napisał mi na kartce, co trzeba robić. Były bowiem osoby ze szpitala, które chciały mu w tym pomóc – mówi "GP". Miały wynosić próbki krwi dawców do badania. Potem jednak dziennikarz już się ze mną nie kontaktował. Red. Zieliński twierdzi natomiast, że kobieta, która miała pomóc w prowokacji, wycofała się i że żaden z informatorów, z którym skontaktował go dr S., nie potwierdził jego słów.

Gdy opublikowaliśmy artykuł, niektóre media i dyrekcja szpitala w Białymstoku dyskredytowały go, argumentując, że dr S. jest osobą niewiarygodną, bo zorganizował prowokację przeciwko koledze – wręczenie łapówki. To argument niepoważny. Przykładowo w śledztwie przeciwko Edwardowi Mazurowi, domniemanemu zleceniodawcy zabójstwa gen. Papały, koronnym świadkiem oskarżenia jest płatny zabójca i nikt nie podważa z tego powodu wagi oskarżenia. W sprawie thiopentalu świadkiem "oskarżenia" jest lekarz, nie płatny zabójca. Choć z zeznań wynikało, że może dochodzić do zabijania ludzi, prokuratura krakowska przez ponad 9 miesięcy nic w sprawie nie zrobiła, natomiast... pracowicie zajęła się fałszywymi zeznaniami lekarza w związku z jego udziałem w prowokacji. Jeśli podejrzenia uśmiercania thiopentalem potwierdziłyby się, oznaczałoby to, że zwłoka prokuratury umożliwiła kontynuowanie miesiącami zbrodniczego procederu.

Okresu od grudnia 2005 do września 2006 nie nazwałbym zwlekaniem, to kwestia podjęcia przez prokuratora decyzji, jak potraktować dowody. Prokurator sprawdzał realność tych zarzutów. Kiedy na podstawie zebranych informacji uznał, że coś może w tym być, może niekoniecznie uśmiercanie pacjentów, ale na przykład złe używanie leku, we wrześniu 2006 r. doszedł do wniosku, że sprawę należy przekazać do Białegostoku – mówi "GP" Jerzy Balicki, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.

Dlaczego przekazano do Białegostoku tylko wątek thiopentalu, mimo że cała sprawa dotyczyła tego terenu?

Ponieważ sprawa dotycząca składania fałszywych zeznań była tak zaawansowana, że nie było celowe, aby prowadziła to inna prokuratura – wyjaśnia prokurator Balicki, potwierdzając tym samym, że apelacja krakowska przez 9 miesięcy nic w sprawie thiopentalu nie zrobiła. Przez kolejne 6 miesięcy sprawa nie doczekała się także wyjaśnienia w białostockiej Prokuraturze Okręgowej. Może przypadek...

Gwarancja jakości narządów

Dawcami narządów są zwykle ofiary wypadków z urazami głowy, u których stwierdza się śmierć mózgu. Gdy ranny w ciężkim stanie trafia na OIOM, często podaje mu się thiopental. Lekiem wywołuje się stan nieprzytomności, śpiączkę, by mózg odpoczął. Może go podać tylko anestezjolog, kiedy pacjent po urazie jest wiele dni podłączony do respiratora. W czasie stosowania thiopentalu lekarzowi trudno jednak ocenić, czy stan zdrowia chorego ulega poprawie, czy też nie rokuje wyleczenia i może być potencjalnym dawcą. Aby to mógł ocenić, musi odstawić thiopental. Stwierdzenie, że pacjent, który jest pod wpływem thiopentalu, nie ma szans na wyleczenie, nie daje pewności, czy tak naprawdę było.

Nie można wówczas ocenić, czy ta kwalifikacja na potencjalnego dawcę narządów była właściwa, ponieważ thiopental tłumi działanie mózgu, ośrodkowego układu nerwowego. Być może po odstawieniu thiopentalu pojawiłyby się u niego odruchy – mówi anestezjolog, zajmujący się chorymi z urazami głowy. Z uwagi na obawę krytyki środowiska prosi o nieujawnianie jego personaliów. Problem polega na tym, że zbyt długie przetrzymywanie pacjenta na OIOM-ie może spowodować rozwinięcie się u niego zakażeń bakteriami, grzybami czy wirusami, zakażone będą więc również narządy, które mogą być użyte do przeszczepów. Taki dawca jest więc "niepełnowartościowy". Krótki pobyt na OIOM-ie gwarantuje wyższą jakość narządów dla biorców. Dobry dawca oznacza dobrą jakość narządów, a to ułatwia thiopental.

I tu jest granica, na której stykają się etyka zawodowa lekarza, jego wiedza i doświadczenie. Od jego oceny zależy, czy wytypuje pacjenta jako kandydata na dawcę, czy też chory będzie nadal leczony. Jeśli uzna, że będzie dawcą, nie odstawiając mu thiopentalu, komisja podejmująca decyzję o zakwalifikowaniu na dawcę może dokonać błędnej oceny rokowań zdrowia pacjenta. Anestezjolog-koordynator typujący dawcę może nie wpisać do karty obserwacji choroby pacjenta, że nie odstawił mu thiopentalu, ponieważ za wytypowanie każdego dawcy otrzymuje 2 tys. zł. Lekarze ci powinni być na stałej pensji, wówczas nie byłoby pokusy nakręcania "interesu" – mówi anestezjolog. Zdarza się, że koordynatorem kwalifikującym chorych – kandydatów do pobrań jest nie anestezjolog, ale lekarz innej specjalności – dodaje.

Więcej dawców, większy zarobek

Ministerstwo Zdrowia opracowało protokoły kwalifikowania dawców, na których podstawie zespół lekarzy uznaje, czy będzie on dawcą. W składzie takiej komisji musi być anestezjolog, patomorfolog oraz lekarze z co najmniej drugim stopniem specjalizacji.

W komisji, zgodnie z przepisami, nie powinien znaleźć się lekarz, który zajmuje się przeszczepami czy też ma jakikolwiek z tym związek. Zdarza się, że ta zasada nie jest przestrzegana. Często, m.in. z powodu braku personelu, jest tak, że ta sama osoba decyduje o kwalifikowaniu dawcy i potem pobiera narządy. Żeby wszystko zgadzało się w dokumentacji, prosi kolegę, który nie będzie uczestniczył w przeszczepianiu narządów, by podpisał się na protokole komisji kwalifikującej – mówi nasz informator.

Aby wyeliminować pokusę nadużyć, kwalifikowaniem dawców powinny zajmować się niezależne komisje, spoza miejsca, gdzie będą pobierane i przeszczepiane narządy, jak twierdzi doświadczony anestezjolog W składzie zespołu powinni znaleźć się także: członek lokalnej komisji bioetycznej, fizjolog oraz toksykolog lub biochemik. Bezwzględnym warunkiem przy kwalifikowaniu na dawcę powinno być badanie krwi i moczu chorego – czy nie jest pod wpływem środków, które wpływają na ośrodkowy układ nerwowy (m.in. thiopentalu) i mogą zafałszować ocenę jego stanu zdrowia. Obecnie pobiera się krew jedynie na badanie obecności HIV, wirusa żółtaczki oraz czy chory był pod wpływem narkotyków i alkoholu – mówi anestezjolog zajmujący się chorymi z urazami głowy.

W szpitalu w Białymstoku, jak ustaliła (na podstawie dokumentów przedstawionych przez szpital) komisja ministra Religi, we wszystkich 32 przypadkach było jednak inaczej – badano także krew na obecność barbituranów i nie stwierdzono thiopentalu.

Z kwalifikowania narządów do przeszczepów i z transplantacji można dobrze żyć. Jest procedura wprowadzona przez ministra Religę, dotycząca kwalifikowania narządów do przeszczepów, gdzie wymienione są kwoty za pobranie konkretnych narządów, w których są opłaty dla lekarzy. Im więcej dawców, tym większy zarobek.

Nie rozumiem, dlaczego transplantolodzy otrzymują za dokonanie przeszczepu dodatkowe wynagrodzenie. Przecież to ich praca. To furtka do przekrętów. Zarabiają na każdym przeszczepie i jeszcze spotykają się z wdzięcznością pacjentów, którym załatwili wpisanie na listę "przyspieszenia" – mówi anestezjolog.

Lista biorców powinna być ogólnie dostępna poprzez pesele dla oczekujących na przeszczepy, a tak nie jest. Obecnie istnieją tzw. specjalne listy przyspieszenia, na których teoretycznie powinni znaleźć się chorzy, których życie jest zagrożone. W praktyce są to listy VIP-ówi i „znajomych królika”, które stwarzają furtkę do korupcji. Szarzy obywatele najczęściej czekają w długich kolejkach – mówi nasz informator.

Patologiczny system

Zwiększeniem liczby dawców zainteresowane są firmy farmaceutyczne. Im więcej dawców, tym więcej dokonywanych jest przeszczepów i tym samym pacjenci przyjmują więcej leków immunosupresyjnych, które każdy po przeszczepie musi brać do końca życia. Większość lekarzy z kręgu transplantologii wyjeżdża na zjazdy naukowe – de facto atrakcyjne wycieczki, sponsorowane przez te firmy. Nikt nie wchodzi nawet na salę rzekomych obrad. Lekarze zarabiają też na badaniach klinicznych nad nowymi lekami. Koszt wprowadzenia do sprzedaży nowego preparatu leczniczego to kwoty liczone w milionach dolarów – mówi nasz informator.

Firmy farmaceutyczne chcą, by te koszty im się zwróciły. Albo poprzez umieszczenie ich leków na listach leków refundowanych, albo przez zwiększenie ich sprzedaży. Jeśli jest zbyt mało pobieranych narządów, firma farmaceutyczna ogranicza liczbę atrakcyjnych wyjazdów. To, oprócz zarobku z kwalifikowania dawców i za przeprowadzenie transplantacji, mobilizuje lekarzy do zwiększenia liczby dawców. Transplantolodzy decydują też, jakie leki immunosupresyjne im zaordynują. Czy będą to leki droższe, czy ich tańsze odpowiedniki i jakiej firmy.

Cały ten patologiczny system stworzyło lobby profesorskie transplantologów. Oprócz lustracji rząd powinien wprowadzić w niektórych grupach zawodowych, w tym w zawodzie lekarza, obowiązek składania oświadczeń, czy w ostatnich 10 latach nie byli w konflikcie interesów zawodowych: nie wykonywali zleceń na rzecz przemysłu farmaceutycznego, nie zasiadali w zarządach fundacji sponsorowanych przez koncerny farmaceutyczne itp. Jest to niezbędne dla wykluczenia korupcji w transplantologii. Bo to tworzy patologiczny system awansów i dochodzenia do sukcesu zawodowego i finansowego, w który wprowadzane są nowe pokolenia – mówi doświadczony anestezjolog.

Minister Religa, walcząc z korupcją, skutecznie zlikwidował układ lobby profesorskiego w hematologii, które zmonopolizowało rynek osocza. Czy równie skutecznie uda mu się zlikwidować układ środowiska transplantologów, z którego sam się wywodzi?

Leszek Misiak, Piotr Nisztor

Redakcja Gazety Polskiej będzie nadal badała sprawę. Wszystkich, którzy posiadają informacje na temat nieprawidłowości m.in. w typowaniu dawców, stosowaniu leków (np. barbituranów), pobieraniu i przeszczepianiu narządów, prosimy o kontakt pod numery telefonów komórkowych: 0 606 93 27 00, 0 698 67 85 32.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)