"Neda umarła na moich rękach" - relacja świadka
Światową opinią publiczną wstrząsnęło nagranie, które obiegło internet. Na filmie widać, jak umiera dziewczyna postrzelona w Teheranie podczas demonstracji po wyborach prezydenckich - Neda Agha Soltan. Obok niej klęczą dwaj mężczyźni i próbują ją ratować. Jeden z nich zdecydował się opowiedzieć brytyjskiej telewizji BBC, co wtedy zaszło.
- To była dla mnie trudna decyzja, (...) ale nie chce, by jej śmierć była bezcelowa. Ona jedynie walczyła o podstawowe prawa - powiedział dziennikarce BBC dr Arash Hejazi.
Dr Hejazi z wykształcenia jest lekarzem, ale przestał praktykować medycynę, żeby zająć się pisaniem książek. Wraz z żoną i synem ostatnie siedem miesięcy spędził w Oksfordzie, gdzie pojechał na zaproszenie uniwersytetu. Dzień po wyborach prezydenckich poleciał do Teheranu, wówczas nie wiedział jeszcze, że trafi w samo centrum protestów opozycji.
- Razem z przyjaciółmi postanowiliśmy pójść zobaczyć protesty. Nagle w tłum wjechała na motocyklach policja, poleciał gaz łzawiący, ludzie zaczęli się rozbiegać - relacjonuje Hejazi. Mężczyzna opowiada, jak usłyszał strzał, obrócił się i zobaczył, że dziewczyna, która stała metr od niego krwawi z klatki piersiowej.
- Nie znałem jej, była tylko osobą z tłumu. (...) Próbowałem zatamować krwotok, ale nie udało mi się. To trwało nie dłużej niż minutę. (...) Myślę, że kula trafiła w aortę i płuca - wyjaśnia. Nedę zawieziono do szpitala, ale było już za późno. Drugą osobą, która walczyła o jej życie był jej nauczyciel muzyki. - Wtedy myślałem, że to jej ojciec. Mówił: moje dziecko, moje dziecko - wspomina pisarz.
Tłum rzucił się na człowieka, który strzelił do Nedy. Jedni chcieli go zlinczować, inni krzyczeli: "Nie jesteśmy jak oni, nie zabijajcie go". W końcu ktoś zabrał mu dowód. Okazało się, że to członek Basidż - ochotniczej milicji religijnej, która podlega Radzie Strażników i ajatollahowi. - Słyszałem, jak powtarzał: nie chciałem jej zabić. Ludzie nie wiedzieli, co z nim zrobić - powiedział BBC Hejazi. Milicjanta puszczono.
Gdy wiadomość o śmierci Nedy obiegła światowe media, irańskie władze próbowały zaprzeczyć, że dziewczyna zginęła z ich winy. Sugerowano nawet, że to któryś z protestujących mógł oddać strzał. Tym doniesieniom zaprzecza jednak Hejazi. - Nie widziałem żadnego protestującego z bronią - opowiada - W ciągu ostatnich dni protestów nawet nie krzyczeli, szli w milczeniu.
- Dlaczego tak szybko ją pochowano? Próbuje się zatuszować zbrodnię, a powinien być proces w tej sprawie - twierdzi pisarz.
Dr Hejazi postanowił wrócić do Wielkiej Brytanii. Nie miał pewności, czy nie zostanie zatrzymany na lotnisku, bo o nagraniu, na którym widać jego twarz, było już głośno. Twierdzi, że na razie boi się wrócić do Iranu.
- Oni potępią moje słowa. Nigdy nie interesowałem się polityką, ale narażam się z powodu niewinności, którą widziałem w jej (Nedy) oczach - powiedział.