Nauczycielka po 15 latach mówi "dość" i odchodzi z zawodu. Otwiera własne studio fotograficzne
Anna Gąsiorowska, nauczycielka z piętnastoletnim stażem, powiedziała: dość. - System kuleje. Problemy nawarstwiają się od lat i nikt z tym nic nie robi. Podjęłam decyzję, że ja coś zrobię. Nie dla oświaty, ale dla siebie - mówi w rozmowie z WP.
26 czerwca był szczególną datą dla naszej bohaterki. Tego dnia uczniowie zakończyli rok szkolny. A Anna Gąsiorowska - pracę jako nauczycielka.
W zawodzie była piętnaście lat. Uczyła edukacji wczesnoszkolnej, dzieci w klasach I-III. Była zatrudniona w pięciu szkołach, pracowała dla blisko dziesięciu dyrektorów. - Przerobiłam dwa razy mobbing w pracy, raz likwidację szkoły, trzy razy zaczynałam pracę w nowo powstałej szkole. Uwielbiam pracę z dziećmi, ale od kilku lat czuję, że potrzebna mi zmiana - wyznaje Anna.
Dzwonienie na prywatny numer, podważanie wiedzy
Pytana, skąd decyzja teraz, odpowiada: - Chciałam doprowadzić dzieci, które uczę, do końca etapu. W tym roku oddawałam trzecią klasę, więc nic mnie już nie trzyma.
Anna nie ukrywa, że miała też "po prostu dość". Tłumaczy, że praca była od początku jej pasją, której poświęcała dużo serca i czasu. Choć w zamian otrzymała wiele ciepłych słów od rodziców i ich uczniów, to również przeżyła wiele sytuacji, przez które nie mogła w nocy spać. - Przerobiłam różne akcje: krzyczenie na mnie przy uczniach (bo dziecko przedstawiło inną wersję wydarzeń ze szkoły), podważanie moich metod pracy (bo w książce z 1978 było inaczej), skargi na moje nieobecności (opiekę na dzieci brałam tylko w przypadku chorób zakaźnych), telefon na prywatny numer z krzykiem, bo dziecko zajęło drugie miejsce w konkursie, a nie pierwsze - opowiada.
"Można płakać z frustracji. I umówić się na terapię, na NFZ"
A więc, jak wskazuje, jednym z problemów byli roszczeniowi rodzice. - I coraz bardziej ulegli im dyrektorzy. Rodzic może w szkole prawie wszystko. Nauczyciel może sobie co najwyżej popłakać w poduszkę z frustracji i umówić się na terapię. Na NFZ, bo na prywatne nas nie stać - stwierdza nauczycielka.
Do tego dochodzi biurokracja, o której wielokrotnie mówili nauczyciele. - Duszę się pod stertą tej niepotrzebnej biurokracji. Wypełnianie dokumentacji zajmuje dużo czasu, a świadomość, że większości tych papierów nikt nigdy nie przeczyta, zwyczajnie frustruje. To jest strata czasu, przez którą cierpi moja rodzina i moje zdrowie - dodaje nauczycielka.
Strajk otworzył oczy
Anna postanowiła dać sobie szansę i spróbować pracy w innym miejscu. - Bez ciągłego wypominania dwóch miesięcy wakacji i 18 godzin pracy (w praktyce jest to 40 godzin, jak w innych zawodach).
- Do czasu strajku nauczycieli myślałam, że to ze mną jest coś nie tak. Że nie umiem się dostosować, przesadzam w swoich odczuciach. Strajk otworzył mi oczy i przekonał, że to system kuleje. Skoro tylu nauczycieli czuje i myśli podobnie, to nie mogę się mylić. Problemy nawarstwiają się od tylu lat i nikt z tym nic nie robi. Podjęłam decyzję, że ja coś zrobię. Nie dla oświaty, ale dla odmiany dla siebie - mówi Anna.
Koronawirus i praca zdalna. Ostatnie miesiące
Przyznaje, że decyzja nie zapadła nagle. - Długo walczyłam sama z sobą. Ostatni rok pracy był dla mnie bardzo ciężki, bo brakowało mi już motywacji. Koleżanki denerwowały się, że ciągle marudzę, a ja na każdym kroku dostrzegałam kolejne minusy pracy nauczyciela. Do tego wszystkiego doszła praca zdalna - mówi Anna.
- Przez pierwsze kilka tygodni spędzałam po kilkanaście godzin dziennie szukając najlepszych rozwiązań dla moich uczniów. Zniechęcenie do zawodu nie sprawiło, że robiłam coś byle jak. Nadal dawałam z siebie wszystko, kosztem zdrowia i moich dzieci. Chyba dlatego tak bardzo bolały mnie wszystkie niesprawiedliwe komentarze o nauczycielach w internecie. Ostatecznie złożyłam wypowiedzenie - podsumowuje nauczycielka
Nowa pasja. "Wielki krok"
Od września Anna ma własną działalność. - Od zawsze kochałam fotografię, była moim hobby. Od kilku lat zawzięcie uczyłam się jej podstaw na kursach. Teraz przyszedł czas na wielki krok i próbę, czy się z tego utrzymam. Jestem dobrej myśli.
Anna cieszyła się, że nowy rok szkolny rozpocznie z zupełnie innymi zadaniami. - Już bez pisania milionów planów, wypełniania kwestionariuszy i siedzenia do wieczora na radach. Z pewnością nie będzie lekko i będę pracować jeszcze więcej niż teraz, ale już bez takiego stresu i ciągłej gonitwy terminów. Nie wykluczam, że jeszcze zatęsknię za uczeniem i wrócę do szkoły. Na razie jednak zdecydowanie potrzebuję odpoczynku od szkolnego klimatu - stwierdza Anna.
- Warto walczyć o siebie. A przynajmniej spróbować. To przecież nie jest droga w jedną stronę - podsumowuje.