Nastolatka zabiła 11 osób - wyznała dlaczego
Jest piękna i młoda, ma zaledwie 19 lat. A na sumieniu 11 libijskich rebeliantów, których zastrzeliła. Jej ofiary były niewiele od niej starsze. Dlaczego pociągała za spust? Choć należała do kobiecego oddziału sił Muammara Kadafiego, nie zabijała w obronie dyktatora. Mówi, że kazano jej wybierać: życie rebeliantów lub jej. "Daily Mail" opisuje historię Nisreen Mansour al Forgani, nastolatki-kata.
Jak pisze brytyjski dziennik, Nisreen jest teraz w wojskowym szpitalu w Trypolisie. Jej pokoju pilnie strzegą rebelianci, którzy kilka dni temu zdobyli libijską stolicę. 19-latka wyznała im, że z jej rąk ginęli ich towarzysze. Jak młoda dziewczyna stała się oprawcą sił reżimu?
Nim w Libii rozpoczęła się rewolucja, Nisreen wstąpiła do Ludowych Strażników, kobiecego oddziału libijskich sił. Została zwerbowana przez znajomą rodziny. Dziewczyna przeszła trening jako snajper. - Tam było około tysiąca dziewczyn z całej Libii - wspomina szkolenie Nisreen.
Gdy w lutym wybuchło powstanie, kraj się podzielił. Wschód kontrolowali rebelianci, na zachodzie Kadafi kurczowo próbował utrzymać się u władzy. Nisreen trafiła do 77 brygady i przydzielono ją do punktu kontrolnego niedaleko lotniska w Trypolisie. Wkrótce dla nastolatki miał zacząć się najgorszy koszmar jej życia.
W bazie jednostki, do której należała młoda Libijka, swoje biuro miała jej znajoma. Ta sama, która namówiła ją do służby. - Pewnego dnia wezwała mnie i wprowadziła samą do pokoju. Potem przyszedł tam Mansour Dau, dowódca 77 brygady. Zamknął drzwi - opowiada "Daily Mail" Nisreen. Dziewczyna została zgwałcona. Po raz pierwszy, ale nie ostatni. Nie była jedynym takim przypadkiem
Ale horror dopiero zaczynał nabierać tempa. Nisreen straciła koleżankę, też strażniczkę. Dziewczyna podeszła za blisko przemawiającego syna libijskiego dyktatora, Saifa al-Islama. Jego ochroniarz strzelił jej w głowę. A Nisreen znów zamknięto samą w pokoju budynku gdzieś w stolicy. Tym razem wręczono jej AK 47. Do pilnowanego pomieszczenia strażnicy wprowadzali rebeliantów. Jak powiedziała brytyjskiemu dziennikowi, stanęła przed wyborem: albo więźniowie, albo ona.
- Próbowałam ich nie zabijać... Odwróciłam się i strzeliłam bez patrzenia. Ale jeśli się wahałam, żołnierze odbezpieczali broń i mierzyli we mnie - opowiada zapłakana "Daily Mail". Ilu rebeliantów zastrzeliła? 10, może 11.
W końcu zdecydowała się na ucieczkę. Skoczyła z drugiego piętra, gdzie była przetrzymywana. Ranna przez upadek trafiła do szpitala. Tymczasem miasto przejęli rebelianci.