Naruszony kontrakt
Tylko uporowi prezydenta, obawom lewicy o
wyborczą kompromitację i oportunizmowi sejmowej drobnicy
zawdzięcza premier Marek Belka uzyskanie po długich targach wotum
zaufania dla swego gabinetu. Jest to rząd sytuacji nadzwyczajnej,
bez stabilnej większości parlamentarnej. Rząd - jak lubi mawiać
premier Belka - do wykonania konkretnych zadań, które dla dobra
Polski nie mogły zostać rozmyte w trakcie kampanii wyborczej -
pisze Krzysztof Gottesman w "Rzeczpospolitej".
18.08.2004 | aktual.: 18.08.2004 06:23
Te zadania wymienił 24 czerwca w swoim sejmowym expose przed uzyskaniem wotum zaufania. Oto one: zwalczanie biedy, wykluczenia społecznego i bezrobocia, wykorzystanie członkostwa w Unii, rozwiązanie najważniejszych problemów w ochronie zdrowia, uporządkowanie polityki prywatyzacyjnej, rozwiązanie problemu naszej obecności w Iraku. Wspomniał też o +uczciwym i sprawnym państwie+. Nawet po wzięciu poprawki na wymuszoną sejmowymi okolicznościami ogólność sformułowań nikt przy zdrowych zmysłach nie uzna, że którekolwiek z tych zadań zostało wykonane choćby w istotnej części - podkreśla komentator dziennika.
Uchwalona ustawa zdrowotna ledwie oddaliła katastrofę, rośnie inflacja, porządki w prywatyzacji dobrze widać w Orlenie, a przejawy uczciwego państwa w sprawie ministra sprawiedliwości. Wskaźniki poparcia dla rządu i popierających go partii są rekordowo niskie. Premier Belka lubi przedstawiać siebie jako fachowca wynajętego do wykonania trudnych zadań. Na uczelni, w banku, w Iraku, w rządzie. Najlepiej na zasadzie kontraktu. Wyjeżdżając na dwutygodniowe wakacje w takiej sytuacji, premier warunki tego kontraktu naruszył. Nawet jeśli prezydent podpisał mu wniosek urlopowy - konkluduje publicysta "Rzeczpospolitej". (PAP)