Napieralski: nie ma mowy o rozłamie w SLD
Grzegorz Napieralski, który ku wielkiemu zaskoczeniu i niezadowoleniu Olejniczaka został szefem SLD, twierdzi, że nie ma mowy o rozłamie w partii.
02.06.2008 | aktual.: 02.06.2008 11:03
"Sygnały Dnia": Czy wygrana dwudziestu jeden głosami to zapowiedź rozłamu w Sojuszu?
Grzegorz Napieralski: Nie, dlatego że tu było dwóch kandydatów, wiele osób przewidywało, że będzie bardzo podobny wynik, panie redaktorze. Tak też się stało, chociaż wynik 231 wiele osób komentowało jako prognoza na zwycięstwo w wyborach, bo 231 to przecież większość w parlamencie. Ale proszę zwrócić uwagę, że po wyborze przewodniczącego nastąpił wybór sekretarza generalnego, który zdobył już ponad 80% głosów na sali. To pokazuje, że SLD najpierw dokonało wyboru szefa spośród dwóch kandydatów, potem wybrało sekretarza generalnego i pokazało, że jest już jedną, zwartą formacją.
No i pokazało też, że chce uszanować oczekiwania nowego przewodniczącego.
- To prawda, za to bardzo serdecznie dziękuję. Zresztą Marek Nawrot, sekretarz generalny, jest znakomitą postacią i też pokazuje taką pewną drogę awansu w Sojuszu Lewicy Demokratycznej człowieka, który bardzo mocno pracował w regionie, w Wielkopolsce. Teraz jest tutaj, w Warszawie, więc będzie dalej współpracował z sekretarzami rad wojewódzkich trochę z innego poziomu. Więc to było bardzo miłe i znakomite zachowanie delegatów, za co bardzo serdecznie dziękuję.
Wśród wiceprzewodniczących jest osoba przez pana – tak to interpretowano – namaszczana na "baronessę mazowiecką", jak o Katarzynie Piekarskiej się mówi, ale są trzy osoby symbolizujące, no, tę tradycję SLD–owską, wśród nich Jerzy Szmajdziński, który jest panu niechętny.
- Proszę zwrócić uwagę, że osoby, które zgłosiłem na wiceprzewodniczących, to bardzo różne środowiska w Sojuszu Lewicy Demokratycznej i osoby, które, oczywiście, jedne deklarowały poparcie Grzegorza Napieralskiego, drugie Wojciecha Olejniczaka. Ale to też, myślę, jest chyba bardzo duża wartość, dlatego że ja rozumiem to, że była rywalizacja, że szykowaliśmy się do wyborów przewodniczącego w sposób demokratyczny. Pierwszy raz w Polsce po roku 90 partia polityczna w taki sposób prowadziła swoją kampanię wyborczą wewnętrzną, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, może namiastka tego, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych. Natomiast proszę zwrócić uwagę – tu żadnych uraz, tu żadnych podziałów, każdy ma prawo popierać kandydata po wygranej. Jesteśmy w jednym Sojuszu, w jednej partii. Ja bardzo się cieszę, że i Jolanta Szymanek–Deresz, i Katarzyna Piekarska, i Longin Pastusiak, i Jerzy Szmajdziński przyjęli moją ofertę współpracy jako wiceszefowie. To jest bardzo dobry prognostyk na przyszłość.