Napięcia w PO. 6 godzin obrad i "szczera rozmowa"
Spotkanie parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej trwało prawie sześć godzin i zakończyło się około północy. - Wychodzimy z tego spotkania bardzo wzmocnieni - stwierdził szef partii Borys Budka.
Spotkanie parlamentarzystów PO w Centrum Prasowym Foksal rozpoczęło się we wtorek wieczorem i zakończyło po ok. sześciu godzinach. Jak relacjonuje PAP, po zakończeniu obrad niemal wszyscy uczestnicy wyszli razem, a krótkie oświadczenia wygłosili: przewodniczący PO Borys Budka i prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
- To było nasze wewnętrzne spotkanie, poświęcone planom na przyszłość i ofensywie, która przed nami. Również rozmawialiśmy o wszystkich kwestiach, które były zgłaszane, dotyczące pracy parlamentarnej, tego co poprawić w funkcjonowaniu PO - powiedział Budka.
Dodał, że rozmowa była "szczera, otwarta". Lider PO stwierdził, że spotkanie wzmocniło jego partię, która chce wokół siebie zgromadzić jak najwięcej ugrupowań opozycyjnych.
Zobacz też: Róża Thun odeszła z PO. Komentarz Leszka Millera
Rafał Trzaskowski również ocenił, że "rozmowa była bardzo szczera i konstruktywna". - Wszyscy mamy dosyć kiedy państwo zadajecie nam pytania, co powiedział X, a co powiedział Y, co napisał X, a co napisał Y, bo wszyscy chcemy patrzeć w przyszłość - mówił prezydent Warszawy.
Napięcia w PO. 6 godzin dyskusji i "szczera rozmowa"
Z rozmów PAP z politykami Platformy wynika, że dyskusja podczas spotkania była spokojna, choć nie brakowało głosów krytycznych zarówno wobec Budki, jak i sygnatariuszy "listu 54". Agencja wyjaśnia, że niektórzy parlamentarzyści uznali list za element "rozgrywek wewnętrznych" Grzegorza Schetyny i formułowali w tej sprawie pretensje do byłego szefa Platformy.
Jedną z pierwszych osób, które opuściły spotkanie, była Małgorzata Kidawa-Błońska. - Jestem bardzo zbudowana dzisiejszym klubem, bardzo ciekawa dyskusje. To pokazuje, że gdyby nie COVID, z powodu którego od wielu miesięcy nie mogliśmy w Platformie normalnie rozmawiać, wielu problemów byśmy w Platformie nie mieli - oceniła wicemarszałek Sejmu.