Największa wymiana pieniędzy w historii świata. Indie z dnia na dzień usuwają 86 proc. gotówki z obiegu
• W Indiach trwa największa wymiana pieniędzy w historii świata
• Nagła decyzja rządu unieważniła 86 proc. gotówki w obiegu
• Władze chcą w ten sposób ukrócić "szarą strefę"
• Większość ludzi ma gotówkę w domu, większość transakcji na niej bazuje
• Do banków ustawiają się wielogodzinne kolejki
• Wybuchł chaos, przygotowano za mało nowych banknotów, nowe nominały nie mieszczą się w bankomatach, a w niektórych regionach sparaliżowany został handel i rolnictwo
W ubiegły wtorek premier Narendra Modi ogłosił zaskakującą decyzję. Bez wcześniejszych zapowiedzi władze kraju postanowiły unieważnić ogromną większość gotówki w krajowym obiegu. I to równo z północną. Całość obwieszczono więc na kilka godzin przed wprowadzeniem.
W państwie, w którym większość transakcji odbywa się za pośrednictwem gotówki, wywołało to ciężki do wyobrażenia szok. By uzmysłowić sobie jego skalę, wystarczy przypomnieć, że w Indiach mieszka dziś 1/7 ziemskiej populacji.
Szok i przerażenie
Rząd w Nowym Dehli używa naukowego zwrotu - demonetyzacja, który nie brzmi szczególnie porywająco. Jednak serwis BBC nazywa ten proces mianem shock and awe (szok i przerażenie), od nazwy doktryny militarnej, polegającej na wykorzystaniu absolutnej przewagi wojskowej do zniszczenia przeciwnika i zdławienia jego woli walki.
W tym przypadku szokuje i przeraża władza, i sądząc po doniesieniach z Indii, robi to nadzwyczaj skutecznie.
Deklarowanym celem wycofania banknotów o dwóch nominałach 1000 i 500 rupii (ok. 60 i 30 zł) jest ukrócenie łapownictwa. Jednak nieoficjalnie mówi się, że chodzi przede wszystkim o ściganie tych, którzy nie płacą podatków. Jeśli - jak już wspomniano - aż 90 proc. transakcji dokonywanych jest za pomocą gotówki, oznacza to, że opodatkowania unikają setki milionów obywateli.
Z danych rządowych wynika, że w 2013 roku tylko 1 proc. ludności płaciło podatek dochodowy. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że w Indiach tony gotówki zalegają "pod materacami". Ludzie rozliczają się z ręki do ręki, bez podatków, a uzyskanych dochodów nie umieszczają na kontach bankowych. Szacuje się, że "szara strefa" odpowiada około 20 proc. PKB Indii.
By osiągnąć cele - deklarowane i ukryte - rząd Modiego postanowił jednym ruchem pozbyć się z obiegu aż 86 proc. gotówki, bowiem dwa wycofywane nominały cieszyły się dotychczas w Indiach niesłychaną popularnością.
Nagła decyzja bez wątpienia była szokiem. Przerażenie polega teraz na tym, że setki milionów ludzi, którzy chomikowali w domach gotówkę zarobioną w szarej strefie, już wkrótce mogą skończyć ze stertami bezwartościowych papierków. Nie trzeba być zresztą wielkim biznesowym kombinatorem, by odczuwać skutki demonetyzacji. Nawet najbiedniejsi ludzie w Indiach mają w zwyczaju trzymanie w domu niewielkich sum gotówki na czarną godzinę.
Co zrobić z walizką pełną pieniędzy?
Drugim końcem tego kija, są obrazki, które opisywało BBC. W Indiach nie ma nic niezwykłego w tym, że nabywca nieruchomości pokrywa w gotówce połowę jej ceny. W ten sposób dokonuje się większość transakcji.
Teraz posiadacze walizek wypełnionych rupiami mają niemały problem. Władze ogłosiły, że do końca grudnia można bezstratnie umieścić dowolną kwotę na bankowych kontach. Problem w tym, że izba skarbowa ogłosiła, że będzie prowadziła dochodzenia przy depozytach przekraczających równowartość 15 tys. zł. Urzędnicy będą chcieli dociec skąd pochodzi majątek.
Jeśli ktoś nie chce otworzyć bankowego konta, pozostaje mu wymienić stare banknoty na nominały 500 i 2000. Problem w tym, że bez pytań w gotówce można wymienić najwyżej 4,5 tys. rupii (ok. 270 zł), więc takie rozwiązanie nie satysfakcjonuje osób z pełnymi neseserami pieniędzy. Jeśli ktoś przyjdzie do bankowego okienka z większą sumą, będzie musiał udowodnić, że opłacił wymagane podatki. Jeśli mu się nie uda, wówczas bank naliczy mu zaległą taksę, którą dodatkowo zwiększy o grzywnę w wysokości 200 proc. zaległego podatku. Taki zabieg w praktyce wydrenuje większość zgromadzonych w ten sposób pieniędzy.
Jest jednak wiele sposobów na uniknięcie karzącej ręki państwa. W ostatnich dniach niezwykłą popularność zyskały sklepy jubilerskie. Szczególnie pożądanym produktem jest złoto, w którym co bogatsi chcą ulokować rupie. Zaczęto wykorzystywać biedaków do roli "słupów", którzy składają niewielkie depozyty bankowe w imieniu bogaczy. Do prania pieniędzy wykorzystywane są też świątynie, które dostają stare rupie, księgują je jako anonimowe wpłaty darczyńców i wymieniają całość na nowe banknoty. Uzyskane w ten sposób pieniądze dzielą z wpłacającym, pobierając opłatę za usługę.
Chaos
- Przed bankami tworzą się gigantyczne kolejki, niekończące kolejki ustawiają się przed bankomatami, które szybko są czyszczone z pieniędzy - mówiła na antenie CNBC Sarita Das z Nowego Delhi. Opowiedziała też o swojej pomocy domowej, która wypłatę otrzymuje zwykle w zlikwidowanych właśnie nominałach. Wymiana banknotów zajęła kobiecie pięć godzin.
Bankowe placówki przeżywają prawdziwe oblężenie. Z oficjalnych danych rządowych wynika, że w ciągu pierwszych czterech dni dokonano aż 180 mln transakcji, a do depozytów trafiła suma o równowartość 44,4 mld dol.
Równocześnie szybko zaczął się chaos. Okazało się, że bank centralny nie jest w stanie dostarczyć na czas pożądanych ilości nowych banknotów. Co gorsza, nowe banknoty o nominale 2000 rupii nie mieszczą się w istniejących bankomatach. Minister finansów ogłosił, że dostosowanie maszyn do nowych banknotów może potrwać trzy tygodnie.
Demonetyzacja okazała się ogromnym problemem dla tysięcy turystów, którzy zostali zaskoczeni decyzją rządu."Kolejki w bankach są szalone, nikt nie ma gotówki. Nagle okazało się, że 100 rupii jest niezwykle cenne - napisała turystka z Nowej Zelandii do redakcji CNBC.
Modi przeszarżował?
Demonetyzacja trwa już tydzień. Początkowo, mimo oczywistych trudności, ruch został oceniony jako potrzebny i niezwykle odważny krok Modiego. Jednak Bloomberg nazywa go dziś "przeszacowanym", co więcej podkreślając, że premier też może dochodzić do takiego wniosku, bo po weekendzie zwołano nadzwyczajne spotkanie w tej sprawie. Modi zaapelował też do narodu o "50 dni cierpliwości". Problem w tym, że eksperci oceniają, że walutowa zawierucha potrwa 3-4 miesiące.
Skutki mogą być katastrofalne. Według "Hindustan Times", rolnicy w stanie Pendżab nie mają pieniędzy, by kupić odpowiednią ilość ziaren pszenicy do zasiewu. W Bengalu, którego filarem jest rybołówstwo i sprzedaż połowów na targowiskach, nastąpił paraliż - kupcy nadal przychodzą do stoisk z banknotami o nominałach 1000 rupii, a sprzedawcy nie wydają im za nie towarów.
Podejmując decyzję o natychmiastowym wycofaniu banknotów, Modi nie wziął tych wszystkich czynników pod uwagę. Natomiast na pewno brał pod uwagę, że taki ruch nie przysporzy mu zwolenników, szczególnie wśród drobnych przedsiębiorców, którzy byli jego typowym elektoratem. Jeśli postulowane "50 dni cierpliwości" zamieni się w "50 dni chaosu", polityczna przyszłość premiera nie jest pewna.