Największa bitwa pancerna w historii. Starcie pod Kurskiem zmieniło losy świata
Tysiące czołgów, samolotów, dział artyleryjskich i żołnierzy. T-34 w desperackim ataku szarżujące na pozycje Tygrysów, pojedynki z odległości kilkunastu metrów, żołnierze rzucający się na pancerze Ferdinandów z wiązkami granatów. Krzyk płonących żywcem czołgistów słyszany w słuchawkach ich kompanów, niebo czarne od dymu i ziemia, która drży od eksplozji. Bitwa na Łuku Kurskim nie ma sobie równych. Tak pod względem znaczenia strategicznego, jak również skali. W lipcu mijają 72 lata od największego starcia pancernego w dziejach - pisze Marcin Makowski w artykule dla WP.
15.07.2015 11:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Po niemieckiej klęsce pod Stalingradem w lutym 1943 roku, wielu dowódców sądziło, że uskrzydlona pierwszym spektakularnym sukcesem Armia Czerwona skorzysta z chwilowej przewagi i w tym samym roku doprowadzi do załamania linii obronnych Wehrmachtu. Rozpoczęta 2 lutego operacja Zwiezda nosiła takie znamiona, jednak po początkowych sukcesach i odzyskaniu m.in. Charkowa, Kurska i Izjum na wschodniej Ukrainie, impet natarcia zmalał, a wojska radzieckie rozciągnęły się na zbyt długiej linii frontu. Tym samym utworzyły charakterystyczny łuk, którego sercem było przemysłowe miasto Kursk, słynące ze złóż żelaza tak ogromnych, że powodowały anomalie magnetyczne. Właśnie tam, podczas największej bitwy pancernej w dziejach, rozstrzygnęły się losy II wojny światowej.
Odegrać się za Stalingrad
Pomimo straty 6. Armii gen. Friedricha von Paulusa, a wraz z nią ponad 850 tys. żołnierzy państw Osi, III Rzesza nadal była siłą, której nie należało lekceważyć. Dzięki błyskotliwym manewrom Feldmarszałka Ericha von Mansteina, prawdopodobnie najbardziej uzdolnionego dowódcy polowego II wojny światowej, bezpośrednio po klęsce stalingradzkiej front wschodni udało się chwilowo ustabilizować. Ku zaskoczeniu Stalina, podczas kampanii donieckiej Manstein na czele II Korpusu Pancernego SS 18 marca odzyskał strategicznie położony Charków. Dwie armie wyczerpane po zimowej ofensywie stanęły naprzeciwko siebie w oczekiwaniu na decydujące starcie. Większość historyków jest zgodnych, że w tym czasie pomiędzy marcem a lipcem 1943 roku ważyły się losy całej wojny.
Hitler i jego generałowie zdawali sobie sprawę, że po Stalingradzie wojna na wschodzie nie będzie do wygrania w sposób, jaki obmyślili to projektując operację Barbarossa. "Niemcy po klęskach w bitwie pod Moskwą i w bitwie Stalingradzkiej nie mieli ambicji militarnych, by wygrać tę kampanię. Sądzili, że rozbicie wojsk sowieckich i posunięcie frontu na wschód stworzy przesłanki do podjęcia rozmów pokojowych. Myślano o tym, żeby dogadać się z Sowietami" - twierdzi prof. Paweł Wieczorkiewicz.
Nawet Józef Stalin, pomimo apelu amerykańskiego prezydenta Franklina Roosevelta o bezwarunkową kapitulację niemieckiej armii, brał pod uwagę możliwość zawarcia porozumienia z Hitlerem. Ten drugi przed ewentualnym przystąpieniem do rozmów chciał jednak zrobić wszystko, aby prowadzić je z pozycji siły. Miało to znaczenie również dla spoistości sojuszy III Rzeszy, które zaczynały słabnąć w oczach. Sami Rumuni podczas bitwy stalingradzkiej stracili około 200 tys. żołnierzy, nie mówiąc o tysiącach poległych Węgrów, Włochów a nawet Hiszpanów i walczących w szeregach Wehrmachtu Rosjan, zwanych hiwisami. Kolejna udana ofensywa letnia byłaby zatem nie tylko sukcesem militarnym, ale przede wszystkim dyplomatyczno-propagandowym. Wcześniej należało ją wygrać nie tylko na mapach sztabowców.
Kursk - cel bardziej niż oczywisty
Już samo spojrzenie na linie frontu sprawiało, że cel kolejnej niemieckiej ofensywy wydawał się oczywisty. Leżący około 530 km od Moskwy Kursk i otaczające go stepy znajdowały się w rękach radzieckich, tworząc ogromny, wcinający się z trzech stron w pozycję Wehrmachtu łuk. Możliwość sformowania potężnych pancernych walców, które - jeden od północy a drugi od południa - przejechałyby po wojskach Armii Czerwonej, zamykając ją w ogromnym kotle, była aż nazbyt kusząca dla Hitlera, aby mógł się jej oprzeć. Pozostało pytanie: kiedy to zrobić? Wielu generałów było zdania, że im wcześniej, tym lepiej. Ponieważ Rosjanie musieli przewidzieć rejon hipotetycznego natarcia, każdy dzień opóźnienia oznaczał, że pancerny klin będzie miał do pokonania coraz gęstszą sieć okopów, min, zapór antyczołgowych, dział przeciwpancernych, itd. Pomimo tego Hitler stale przesuwał termin operacji. Liczył, że po raz pierwszy użyte na taką skalę Tygrysy, Pantery i potężne Ferdynandy, będą siłą, która przechyli szalę zwycięstwa na korzyść
Rzeszy. Pojawiały się również koncepcje przeciwne, zakładające, że w obecnej sytuacji lepiej po prostu czekać na inicjatywę Rosjan, a następnie uderzyć na wykrwawioną armię błyskawicznym kontratakiem.
Załoga Tygrysa w czasie przygotowań do ofensywy. 21 czerwca 1943 r. fot. Bundesarchiv/Wikimedia Commons/dr Paul Wolff
W swoich wydanych po wojnie wspomnieniach, gen. Heinz Guderian, który w 1943 pełnił funkcję Generalnego Inspektora Sił Pancernych, tak relacjonuje majowe spotkanie z Führerem:
"Zakończyłem pytaniem: 'Dlaczego chcesz atakować na wschodzie w tym roku?'. Wtedy Keitel dołączył do rozmowy i powiedział: 'Musimy zaatakować z powodów politycznych', na co ja odparłem: 'Jak sądzisz, ile osób w ogóle wie, gdzie leży Kursk? Dla świata nie ma żadnego znaczenia czy zdobędziemy to miasto, czy nie. Pytam ponownie, dlaczego w ogóle musimy w tym roku atakować na wschodzie?'. Hitler zamyślił się i odparł: 'Masz rację. Ilekroć myślę o tym co nas czeka, boli mnie od tego brzuch'".
Pomimo tego dla wodza III Rzeszy, który nie znosił oddawania raz zdobytej ziemi, a do potyczek pozycyjnych podchodził alergicznie po doświadczeniu horroru okopów I wojny światowej, nie mogło być innej alternatywy niż zmasowany atak.
Wielkie odliczanie
Po drugiej stronie barykady kierowana przez Generałów Gieorgija Żukowa i Konstantego Rokossowskiego Armia Czerwona faktycznie zaangażowała wszystkie siły, aby przygotować się do największego w dziejach pancernego starcia. Na początku lipca Sowieci zgromadzili wokół Kurska niemal dwukrotnie więcej piechoty od Niemców i dwa razy tyle czołgów, dział, artylerii oraz samolotów.
Cały ten rejon obsadziło 1,336 mln żołnierzy, którzy byli wspierani przez 3444 czołgi, 2172 samoloty i 19,1 tys. dział. Jakby tego było mało, w razie konieczności wsparcia udzielić miały siły Frontu Stepowego gen. Iwana Koniewa, czyli 580 tys. żołnierzy, 1500 czołgów oraz 9 tys. dział.
Pomimo liczebnej przewagi renoma Wehrmachtu nadal trzymała dowódców w ryzach. Owszem, Armia Czerwona wygrała już raz z Hitlerem, ale nie odbyło się to bez wsparcia jej największego sojusznika, "generała Zimy". Nawet Stalin nie był zupełnie pewny, czy jego żołnierze sprostają wyszkolonej piechocie i klinom pancernym przeciwnika w letniej ofensywie, bez sprzyjających warunków atmosferycznych i przy pogodzie idealnej dla Luftwaffe. W końcu III Rzesza jeszcze nigdy nie przegrała letniej ofensywy. Po pięciu miesiącach intensywnych przygotowań, ani dla jednych, ani dla drugich nie było już odwrotu. Potyczka o front wschodni musiała się odbyć na żyznych stepach Ukrainy.
Radzieccy żołnierze podążają za atakującym czołgiem T-34 fot. Wikimedia Commons
"Wynik decydującej bitwy zależy od Was. Tysiąc kilometrów od granic III Rzeszy waży się los niemieckiego dzisiaj i jutra. Coraz więcej i więcej dywizji zmierza na front wschodni. Nowa broń, dotąd nieznana, jedzie do was" - mówił Adolf Hitler do swoich dowódców, uświadamiając im, że ofensywa na łuku kurskim nie ma planu B. Łącznie w ramach operacji "Cytadela" przeznaczono do natarcia ok. 900 tys. żołnierzy wojsk Wehrmachtu i Waffen SS, ok. 2700 pojazdów pancernych, ponad 2000 samolotów oraz ok. 10 tys. dział.
Pierwsze meldunki o dokładnej godzinie i dacie planowanego uderzenia Żukow otrzymał już 3 lipca od niemieckiego jeńca z 6 dywizji piechoty, schwytanego przez zwiadowców z 13 Armii. Inny jeniec, złapany 4 lipca dezerter ze 168 Dywizji Piechoty, zapewnił, że natarcie ma się zacząć 5 lipca o godzinie 3.00 w nocy. Obraz ten uzupełniała jeszcze siatka wywiadowcza działająca w Rzeszy oraz rozszyfrowane meldunki Enigmy, które radzieckiemu wywiadowi kurtuazyjnie przekazali Brytyjczycy.
Działając z własnej inicjatywy, około 1:20 generał Rokossowski rozkazał otworzenie zmasowanego uderzenia artyleryjskiego na pozycje przeciwnika. Niemieccy dowódcy, zupełnie zaskoczeni skalą i precyzją ostrzału, początkowo sądzili, że to Armia Czerwona szykuje się do własnej ofensywy. Kiedy stało się jasne, że za ostrzałem nie posuwają się czołgi, z ponad dwugodzinnym opóźnieniem o 5:30 generał Manstein zarządził atak. Rozpętało się piekło.
Początek ofensywy
Aby uzmysłowić sobie skalę operacji Cytadela, najlepiej rozłożyć abstrakcyjne liczby na nieco mniejszą skalę. Tak też po stronie rosyjskiej na kilometr frontu wokół Kurska przypadało 4,5 tys. ludzi, 45 czołgów i 100 dział. Wszyscy rozlokowani byli na odcinku 200 kilometrów, poprzecinanym ośmioma pasami starannie przygotowanych okopów. Płaski stepowy teren idealny dla ofensywy pancernej, stał się siecią pełną pułapek, rowów przeciwczołgowych, min i drutów kolczastych.
Początkowo zarówno na odcinku północnym, jak i południowym, pomimo zaciętej obrony, niemieckie czołgi przedzierały się przez szańce Armii Czerwonej. Nie zważając na duże straty, pod koniec pierwszego dnia ofensywy Feldmarszałek Walter Model ze swoją 9 Armią Pancerną, nacierając od północy zdołał przebić się na odległość 6,5 km w głąb rosyjskich pozycji. Niemniej jednak dla flanki północnej, w której na początku natarcia główną rolę odgrywała piechota, kluczowy okazał się 7 lipca, kiedy posuwając się nie dalej niż 12 km, czołgi zatrzymały się na wysokości wsi Ponyri. Tam dalsza bitwa zamieniła się w starcie pozycyjne, a powietrze od artyleryjskiej nawałnicy zrobiło się dosłownie czarne. Obraz pierwszych dni walk był przerażający: spopielone łany zbóż, tumany kurzu, zdezorientowana piechota i setki czołgów, których załogi w słuchawkach słyszały krzyki i agonię płonących żywcem kolegów. Odcinek północny utknął.
Na południu 4 Amia Pancerna gen. Hermana Hotha miała się zdecydowanie lepiej. Obawiając się niemieckich postępów w tym sektorze, na osobiste polecenie Stalina gen. Paweł Romistow na czele 5 Gwardyjskiej Armii Pancernej przemieścił się 370 km, aby wesprzeć swoich towarzyszy na zagrożonym odcinku. Ponieważ w tym sektorze z powodzeniem użyto zdalnie sterowanych Goliatów, które eksplodując oczyszczały pola minowe, klin pancerny zdecydowanie efektywniej mógł się przedrzeć przez oczyszczony korytarz. Niektóre czołgi gen. Hotha niszczyły aż 18 maszyn przeciwnika dziennie. Niemcy celowali w wozy dowodzenia, otwierające kolumny pancerne, ponieważ tylko one mogły się komunikować radiowo z resztą. Ta taktyka przynosiła efekty, do czasu...
Decydująca bitwa pod Prochorowką
Obie armie walczące na odcinku południowym natknęły się na siebie 12 lipca nieopodal wsi Prochorowka, przez którą Niemcy przerzucali swoje główne siły w celu ominięcia potężnych umocnień ustawionych w prostej drodze do Kurska. To właśnie tam doszło do największego pojedynku pancernego na świecie. 600 niemieckich Panzer III, Panzer IV, StuG-ów, Panter i Tygrysów, stanęło naprzeciw armii złożonej z 850 T-34, T-70 oraz Churchillów Mk 4, przysłanych w ramach wsparcia przez Brytyjczyków. Dodatkowo po stronie radzieckiej pod Prochorowką walczyło po 11 niezwykle skutecznych ciężkich dział samobieżnych SU-122 i SU-152.
Zniszczony radziecki czołg T-34 pod Prochorowką. Niemieckie propagandowe zdjęcie z lipca 1943 r. fot. Bundesarchiv/Wikimedia Commons/Koch
Bezprecedensowe w swojej skali starcie trwało kilkanaście godzin i dosyć szybko zamieniło się w serię pojedynków pancernych. Ponieważ Tygrysy i Pantery mogły skutecznie niszczyć T-34 nawet z odległości dwóch kilometrów, zdesperowane radzieckie załogi zaczynały podjeżdżać do maszyn niemieckich na najbliższą możliwą odległość i po prostu taranować je, bądź wykorzystując swoją szybkość, strzelać do przebicia pancerza zanim Tygrys zdąży obrócić powolną wieżę. Od rekordzistów, jak naliczono po bitwie, odbiło się nawet kilkadziesiąt pocisków bezskutecznie próbujących sforsować 100-milimetrowe stalowe płyty - chluby Panzerwaffe.
Tego dnia jednak, również na południu, na odległości 35 km od linii natarcia, niemiecka ofensywa została zatrzymana. Brak skutecznego wsparcia piechoty sprawiał, że nawet najlepsze czołgi Wehrmachtu stawały się bezbronne wobec nacierających fizylierów z ładunkami wybuchowymi. Był to pierwszy przypadek, w którym Blitzkrieg zakończył się jeszcze zanim zdołano przebić się przez linie radzieckiej obrony i dotrzeć do strategicznych lokacji położonych poza nią. W swoich wspomnieniach zatytułowanych "Stracone zwycięstwa", Manstein napisał: "tak też ostatnia niemiecka ofensywa na wschodzie zakończyła się fiaskiem, nawet pomimo tego, że dwukrotnie większe siły przeciwnika poniosły czterokrotnie większe straty od naszych".
Choć o Kursku mówi się niemal zawsze w kontekście starć pancernych, również na niebie zrobiło się tłoczno. Z 2100 samolotów użytych przez Niemców, straty wynosiły 681 jednostek. W przypadku Rosjan na lotniska nie wróciło 1626 z 2792 wykorzystanych w boju samolotów. To tylko nieco ponad 300 straconych maszyn mniej niż w całej trwającej ponad trzy miesiące bitwie o Anglię! Od 5 do 25 lipca, kiedy oficjalnie odwołano operację Cytadela, III Rzesza straciła 300 tys. żołnierzy, 1,5 tys. czołgów i dział pancernych, olbrzymie straty poniosły także wojska sowieckie. Podczas zaciętych walk poległo ok. 450 tys. żołnierzy. Ogółem cztery radzieckie fronty utraciły w wyniku operacji Cytadela, późniejszej ofensywy pod kryptonimem "Kutuzow" i "Rumiancew" 7 tys. czołgów. Różnica polegała na tym, że Armia Czerwona mogła swoje straty uzupełnić. Niemcy, również ze względu na sabotaż kolejowy partyzantów, który unieruchamiał 80 proc. dostaw w rejon starcia, nie byli w stanie sprostać radzieckiej nawałnicy.
Klęska Operacji Cytadela - początek końca III Rzeszy
Jednym z głównych powodów zwycięstwa Armii Czerwonej pod Kurskiem było bez wątpienia oparcie swojej strategii na masowym wykorzystaniu zwrotnych i prostych w produkcji czołgów T-34/75, które później gen. Guderian nazwał najlepszym i najbardziej uniwersalnym czołgiem wojny. Dla kontrastu, Niemcy polegali nie tylko na ciężkich i idealnych na dalekim dystansie Tygrysach, ale również cierpiących na problemy techniczne pierwszych modelach Panter i niszczycielu czołgów Ferdynand, który ze względu na swoją nieporadność w poruszaniu się i brak uzbrojenia w karabin maszynowy odstraszający piechotę, ochrzczony został mianem słonia (Elefant).
Jeśli dodamy do tego resztę uzbrojenia, wliczając w nie schwytane wcześniej i wykorzystywane przez Wehrmacht T-34, okaże się, że tak duża mozaika stanowiła logistyczny koszmar. Ze względu na częste awarie, gro najnowocześniejszych czołgów Rzeszy, które miały zadecydować o wygranej, dosyć szybko zostało wyłączonych z walki. Z szerszej perspektywy, ofensywa kurska była jednak nie tylko ryzykowna, ale też nieprzekonywująca taktycznie od samego początku - głównie ze względu na brak wsparcia piechoty dla nacierających czołgów. Ze swojej natury nie mogła być bowiem atakiem z zaskoczenia, a ze względu na czas, który Armia Czerwona pomiędzy marcem a lipcem mogła wykorzystać na przygotowywanie imponujących umocnień obronnych, z góry skazana była na porażkę.
Przegraną Hitlera przypieczętował również fakt, że 9 lipca Amerykanie i Brytyjczycy wylądowali w Sycylii, otwierając nowy front na południu Europy. Wódz III Rzeszy wykorzystał ten fakt później, jako pretekst do wycofania części swojej armii spod Kurska. O ile klęska pod Stalingradem była pierwszym ciosem w serce Wehrmachtu, porażka pod Kurskiem ostatecznie pozbawiła Niemców inicjatywy strategicznej. Od tego momentu koniec wojny był tylko kwestią czasu.
Marcin Makowski dla Wirtualnej Polski