PolskaNajsmutniejsze święta Jolanty Kwaśniewskiej

Najsmutniejsze święta Jolanty Kwaśniewskiej


To będą najtrudniejsze święta w życiu Jolanty Kwaśniewskiej. Po raz pierwszy spędzi je bez ukochanego ojca. Julian Konty zmarł pół roku temu w Gdańsku - pisze "Super Express".

Najsmutniejsze święta Jolanty Kwaśniewskiej
Źródło zdjęć: © AFP

24.12.2007 | aktual.: 24.12.2007 07:04

"Super Express":- Pani prezydentowo, jakie będą dla pani tegoroczne święta?

Jolanta Kwaśniewska: - Myślę, że smutne i nostalgiczne. Jeszcze w zeszłym roku spotkaliśmy się z naszym tatą. Teraz zabraknie go między nami. To będzie trudne. To tata jako pierwszy składał nam życzenia przy dzieleniu się opłatkiem. Był naszym jedynym żyjącym rodzicem. Zawsze kultywował tradycję...

A jak wyglądały pani święta, kiedy tata Julian Konty jeszcze żył?

- Gdy mieszkaliśmy w Gdańsku, chodziliśmy zawsze na Boże Narodzenie do naszej cioci Heni (siostry mojej mamy), która mieszkała w pięknym domu na ulicy Jesionowej. Pamiętam wnętrza z gdańskimi meblami. Świeciła się wielka choinka. Było wspaniale, rodzinnie. Potem za prezydentury męża spotykaliśmy się wszyscy w ośrodku prezydenckim pod Warszawą. Tam w małym domku w środku lasu zbierała się cała rodzina. Najmłodsza dziewczynka w rodzinie wychodziła zawsze na zewnątrz i pilnowała, czy ukazała się pierwsza gwiazdka. W rogu pokoju stał taki zrobiony ze słomy anioł. Musiało być obowiązkowo siano pod obrusem na stole. I oczywiście 12 potraw.

A ile było osób?

- Najpiękniejsze wigilie były wtedy, gdy siadało nas do stołu 13 osób. Mój tata, jego czworo wnuków: nasza Oleńka, jej starsza kuzynka, kuzyn i najmłodsza Monisia. Ja z mężem, moje siostry ze swoimi małżonkami. I siostra mojego męża ze swoim mężem. No i nasza Saba kiedyś, a później dwa psiaki...

Śpiewaliście kolędy?

- Tak. Mój tata miał świetny głos. Najbardziej lubił śpiewać "Lulajże Jezuniu". Śpiewaliśmy razem na głosy. Ten zwyczaj był dla nas bardzo ważny. Podobnie jak przestrzeganie postu.

W tym roku święta będą w mniejszym gronie?

- W malutkim. Młodsza siostra Oleńki wyszła właśnie za mąż. Więc jedna siostra zostaje w tym roku w Krakowie, druga będzie w Gdańsku... Spotkamy się prawdopodobnie już po Wigilii. Do siebie zaprosimy kogoś z przyjaciół.

I będzie pani sama gotowała?

- W tym roku wszystko przygotowuję sama. Mam już gotowe od kilku dni bigos, pierogi. Lepiliśmy je razem z mężem. Mąż zresztą umie robić w kuchni dziesiątki świetnych rzeczy. Na wigilię robi kutię. Z małymi ciasteczkami - śleżykami.

A czy Ola pomaga w gotowaniu?

- W tym roku z przyjemnością przekażę jej przepis na robienie ciasta pierogowego, bo to jest przepis z domu mojego taty. Mnie i mojej siostrze przekazała go nasza ukochana ciocia Wena. Ale nie zdradzę przepisu. Ola będzie kultywować tę tradycję.

A czego będą sobie państwo w tym roku życzyć przy łamaniu się opłatkiem?

- Przede wszystkim zdrowia. Jeśli jesteśmy silni i mamy przy sobie wszystkich, których kochamy, to marzymy, żeby nic złego im się nie zdarzyło. Dla nas ważną rzeczą zawsze było, żeby tata był w dobrym zdrowiu. Marzyliśmy, żeby spotkać się z nim w następne święta. A teraz? We wszystkich domach życzymy sobie chyba tego samego: miłości, dobrego zdrowia, szczęścia. Bo żaden z tych elementów z osobna nie ma w życiu znaczenia.

Rozmawiała Katarzyna Kozłowska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)