Najlepsi turyści ruszają na podbój Polski
Dużo kupują, chętnie korzystają z usług, wiele rzeczy wprawia ich w zachwyt. Jedyny problem polega na tym, że niełatwo ich rozpoznać. Kim są ci fantastyczni turyści, którzy już za kilkanaście dni masowo zaczną odwiedzać Polskę?
15.06.2012 | aktual.: 19.06.2012 12:54
Na pierwszy rzut oka trudno się zorientować, że jest w nich coś niezwykłego - wyglądają przeciętnie, posługują się zrozumiałym językiem. Zdradzają ich dopiero nieadekwatne reakcje. Mogą się zachwycać byle czym, na przykład wykrzyknąć: "O matko, czereśnie!", albo "no tylko popatrz, Pałac Kultury!". Mogą zadawać idiotyczne bądź niezrozumiałe pytania, jak: "Dlaczego nie mogę w autobusie zapłacić kartą?" lub "Gdzie znajduje się najbliższy automat do butelek?" Niekiedy z niewiadomych bliżej przyczyn wybuchają śmiechem, na przykład płacąc za przejazd taksówką lub uiszczając rachunek w ogródku piwnym. Co gorsza, mogą też wybuchnąć płaczem albo popaść w melancholię na widok byle, czego, pola kapusty czy łąki pełnej dzięcieliny. Nie, to ani pacjenci zakładu dla obłąkanych, ani kosmici. To Polonia przyjechała na wakacje.
Nasze wielkie, polskie zakupy
Polacy mieszkający na stałe za granicą na wakacje przyjeżdżają najchętniej do Polski. Decydują względy sentymentalne i praktyczne. Polonia odwiedza w kraju rodzinę, załatwia sprawy urzędowe, a przy okazji robi wielkie zakupy i korzysta z punktów usługowych. Mało, który turysta kupi w Polsce tyle, co właśnie Polonus.
- Kupuję dużo kosmetyków, masę książek i całą górę słodyczy dla znajomych ze Szwecji - mówi Maryla Górska mieszkająca na stałe w szwedzkim Ljungby. - Za każdym razem mam cała listę drobiazgów, bo koledzy z pracy chcą wafelki, siostra krem, którego w szwedzkiej drogerii nie ma, teść polską kiełbasę. Przyjeżdżam do Polski z jedną lekką walizką, a wyjeżdżam z trzema - opowiada.
Michał Kownacki mieszkający od siedmiu lat w Norwegii, mówi, że w ostatnich dniach polskich wakacji najważniejszym sprzętem jest dla niego waga. - Staram się pilnować limitów. Każdy członek rodziny może przewieźć dziesięć kilogramów żywności - wylicza. - Dla kogoś, kto przez rok nie kosztował prawdziwej szynki, kaszanki i pierogów, to mało. Upychamy do toreb zapakowane próżniowo wędliny, czekolady, przyprawy, sosy, budynie i kisiele, przetwory mojej mamy, zamrożone paszteciki domowej roboty oraz produkty niedostępne w Norwegii, na przykład kaszę i biały ser - wylicza.
Na listach zakupów Polaków oprócz żywności są ubrania, bielizna, buty, polskie kosmetyki, książki, gazety, pamiątki… Nie tylko, dlatego, że są tańsze, znaczenie ma też sentymentalne przywiązanie do marek oraz różnorodność produktów dostępnych na polskim rynku. Na przykład we Francji i Niemczech trudno o dobre kosmetyki w przystępnej cenie, a w Skandynawii o niebanalne ubrania.
Dentysta, kosmetyczka, fryzjer
Dla Polaka mieszkającego z dala od Polski wizyta w kraju to okazja do skorzystania z tanich usług. Stąd każde wakacje przebiegają dla wielu według pewnego schematu: fryzjer, kosmetyczka, dentysta, ginekolog, a jeśli starczy funduszy również wizyta w SPA.
- Za wizytę u fryzjera płacę w Polsce tyle, co w Norwegii za otwarcie drzwi w salonie - mówi mieszkająca w Stavanger Agnieszka. - Tak samo jest z dentystą, którego usługi są w Skandynawii bardzo drogie. To, co oszczędzę w ten sposób, mogę bez wyrzutów sumienia wydać na fantastyczne jedzenie w restauracji - dodaje.
Wakacje w Polsce za pół ceny? To możliwe!
Trudno znaleźć Polaka, który podczas wizyty w kraju nie korzystałby z usług medycznych. W każdej dyskusji o liście rzeczy do zrobienia Polsce toczonej na forach polonijnych w Europie przewija się temat zdrowia. Polaków ciągnie do polskiego lekarza, bo u niego czują się najbardziej komfortowo.
- We Francji mam ubezpieczenie zdrowotne, ale i tak przez pierwsze trzy lata w ogóle nie chodziłam do tutejszego ginekologa - tłumaczy Joanna Fournier mieszkająca z mężem w okolicach Angers. - Znam nieźle francuski, ale w intymnych sprawach brak możliwości posługiwania się językiem ojczystym tworzy barierę, dlatego wolę polską, prywatną służbę zdrowia. I jeszcze to, że naszym lekarzom ufam najbardziej - wyjaśnia.
Pozytywne wibracje…
Wielu mieszkających na obczyźnie Polaków przyjeżdża do kraju, by zakosztować na nowo polskiej kultury. Jadą na znane sobie festiwale, chodzą do kina na polskie filmy, odwiedzają muzea. Często po to, by pokazać dzieciom to, co dla nich było cenne.
- W tym roku będę na Mazurskiej Nocy Kabaretowej i Pozytywnych Wibracjach w Białymstoku - cieszy się Małgorzata Juvonen mieszkająca na stałe w Finlandii. - Moje wizyty w Polsce to przede wszystkim spotkania z rodziną i przyjaciółmi, wydarzenia kulturalne, zakupy książkowe i radość z pobytu "na starych śmieciach" - opowiada.
Z perspektywy Polaków odwiedzających Polskę raz na kilka-kilkanaście miesięcy, w kraju sporo zmienia się na lepsze. Rodzinne miasteczka wyglądają ładniej niż kiedyś, ludzie są bardziej zadowoleni z życia.
- Cieszy mnie coraz większa kultura jazdy na polskich drogach, więcej ludzi uprawiających sport, piesi noszący odblaski i więcej niż kiedyś rowerzystów - wylicza Joanna mieszkająca w norweskim Flateby.
…i negatywne obserwacje
- W Polsce przeszkadza mi narzekanie, brak refleksji nad tym, ile dobrego się dzieje - mówi Małgorzata Juvonen. - Podczas, gdy młodzi ludzie stają się coraz bardziej otwarci, pokolenie 50+ ciągle nie może się odnaleźć w dzisiejszym świecie. W moim rodzinnym Białymstoku na prośbę o przeparkowanie auta zastawiającego wjazd można usłyszeć "a w du… to mam" - opowiada.
Zdaniem wielu Polaków mieszkających za granicą, po kilku latach na obczyźnie w Polsce zaczyna razić pesymizm i brak uprzejmości. Panienka pracująca na stacji benzynowej żuje gumę tak, jak 20 lat temu jej poprzedniczka i przybiera tak samo obrażoną minę na widok klienta. Kierowca taksówki czy autobusu przeklina w pień innych użytkowników drogi, nie bacząc na to, że wiezie nieletnich pasażerów. Najgorzej oceniane są niezmiennie urzędy, gdzie panuje niepotrzebna biurokracja, a wielu urzędników zachowuje się tak, jakby urząd był odziedziczonym przez nich królestwem.
- I tak lubię jeździć do Polski - zapewnia Agnieszka ze Stavanger. - Nigdzie na świecie nie rozmawia mi się z ludźmi z taką łatwością i otwartością, jak tutaj - dodaje.
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad