Najbardziej nielubiany prezydent USA? Miliony kobiet protestują na całym świecie
To bez wątpienia wydarzenie bez precedensu. Jeszcze żaden prezydent USA nie wywołał takiej fali manifestacji jak Donald Trump. W ponad 600 miejscowościach na całym świecie miliony kobiet - i nie tylko - wzięły udział w marszach solidarności z koleżankami z USA. Protestowały przeciwko pogardliwemu stosunkowi do kobiet, jaki wyrażał w wielu wypowiedziach Donald Trump, zaprzysiężony w piątek na prezydenta tego kraju.
W Waszyngtonie na placu przed Kapitolem, gdzie wczoraj tłumy towarzyszyły zaprzysiężeniu Donalda Trumpa na 45. prezydenta USA, zebrały się setki tysięcy kobiet. Według organizatorów Marszu Kobiet na Waszyngton może ich być nawet 500 tysięcy.
Manifestujący mają na głowach różowe czapki z kocimi uszami, które stały się symbolem walki z mizoginizmem Trumpa. Na transparentach widnieją hasła: "My, naród, jesteśmy silniejsi niż strach", "Różnorodność jest amerykańska", "Prawa kobiet to prawa człowieka", "Szacunek dla każdego".
Do wzięcia udziału w demonstracji, której celem jest wyrażenie sprzeciwu wobec zapowiadanej w trakcie kampanii wyborczej polityki Trumpa, zachęcało wiele znanych osobistości, między innymi piosenkarka Katy Perry czy aktorki Scarlett Johansson, Julianne Moore i America Ferrera, która jest córką imigrantów z Hondurasu.
To właśnie Ferrera jako pierwsza przemawiała na wiecu nieopodal Kapitolu, gdzie od rana zabierali się ludzie i skąd po godz. 13 czasu lokalnego (godz. 19 w Polsce) wyruszył marsz. Jak oceniła aktorka, to przykry czas dla kobiet oraz imigrantów w USA. - Ale prezydent to nie Ameryka. Jego gabinet to nie Ameryka. Kongres to nie Ameryka. Ameryką jesteśmy my i tutaj zostaniemy - mówiła do zgromadzonych.
Marsz Kobiet na Waszyngton (Womens' March on Washington) zaczął się jako inicjatywa amerykańska, a skończył jako "globalny ruch" - mówiła dla "Huffington Post" jedna z rzeczniczek inicjatywy, Yordanos Eyoel.
Marsze odbywają się (lub już odbyły) praktycznie we wszystkich największych miastach USA - Nowym Jorku, Los Angeles, Chicago, Seattle, Portland, Bostonie, Denver i San Francisco.
Siostrzane marsze solidarności zorganizowano także w większości krajów na świecie: W Australii, Nowej Zelandii, Wielkiej Brytanii, Polsce, Francji, Niemczech, Japonii, Hiszpanii czy Belgii.
Protestujący w ramach "Marszu Kobiet" w Londynie zebrali się przed ambasadą Stanów Zjednoczonychi przeszli na centralny plac brytyjskiej stolicy, Trafalgar Square. Według londyńskiego radia LBC demonstrantów było kilkanaście tysięcy.
- To niezwykle ważne. Nie chodzi tylko o Trumpa, ale o szereg tematów o znaczeniu globalnym, które wymagają globalnej odpowiedzi - przekonywała w rozmowie z telewizją Sky News jedna z organizatorek londyńskiego marszu, Kimberley Espinel.
- Znajdujemy się w sytuacji przełomu: albo się poddamy i wycofamy, albo zaangażujemy. To jest odpowiedni moment, żeby się zaangażować, zabrać głos publicznie, być aktywnym - przekonywała. - Sprawy, w imię których protestujemy, nie dotyczą tylko liberałów, ale wszystkich ludzi - dodała.
Espinel zaznaczyła jednocześnie, że "choć to ruch powołany i prowadzony przez kobiety, jest on otwarty na wszystkich". - Kontaktowało się z nami wielu rodziców, którzy chcieli pokazać swoim dzieciom, że zaangażowanie w politykę jest ważne; jest na proteście wielu mężczyzn - podkreśliła.
W Sydney ok. 3 tys. ludzi manifestowało przed konsulatem USA w centrum miasta, w Melbourne zebrało się ok. 5 tys. osób. Po kilka tysięcy kobiet zgromadziło się także na manifestacjach w Paryżu i Berlinie.