Najbardziej brawurowa ucieczka podczas II wojny światowej
W nocy z 24 na 25 marca 1944 roku miała miejsce najbardziej brawurowa ucieczka podczas II wojny światowej - z obozu jenieckiego pod Żaganiem 110-metrowym tunelem biegnącym na głębokości 10 metrów pod ziemią uciekło 76 alianckich oficerów.
Przygotowania trwały blisko rok. W kwietniu 1943 roku podjęto decyzję o zorganizowaniu ucieczki, która swoimi rozmiarami miała hitlerowców wprawić w zdumienie. Na podstawie tej historii powstała powieść Paula Brickhilla "The Great Escape" (1954) oraz jej głośna ekranizacja ze Stevem McQueenem, Richardem Attenborough i Charlie Bronsonem (1963).
Obóz dla alianckich pilotów zbudowany pod Żaganiem w 1942 roku - Stalag Luft III - był od początku pomyślany jako miejsce, z którego będzie bardzo trudno uciec. Alianccy jeńcy często podejmowali próby ucieczki z niemieckich stalagów, dlatego też podczas budowy tej placówki starano się z góry maksymalnie takie działania utrudnić.
Obozowe baraki Niemcy zbudowali na ceglanych nogach kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią, tak żeby strażnicy widzieli co dzieje się pod budynkami (betonowe fundamenty znajdowały się jedynie przy sanitariatach i piecach - i te właśnie wykorzystali uciekinierzy). Cały obóz, ogrodzony podwójnym ogrodzeniem, umieścili na terenie piaszczystym i podmokłym, tak by budowanie tuneli było niemożliwe. Co więcej, w glebie umieścili specjalne mikrofony sejsmograficzne, które miały alarmować, kiedy wyłapią podejrzane podziemne odgłosy.
Największym autorytetem wśród uwięzionych był Roger Bushell. Kiedy znalazł się w stalagu pod Żaganiem, we współwięźniów wkroczyły nowe siły i nadzieja. Jak wspominał jeden z nich w filmie dokumentalnym "The Great Escape: The Untold Story" - Alex Cassie: - Wszyscy słyszeli o Bushellu, stał się już legendą ucieczek (...) był powszechnie szanowaną postacią. Po kilu tygodniach objął kierownictwo przygotowań, mieliśmy poczucie, że całe przedsięwzięcie jest w pewnych rękach i zostanie zorganizowane właściwie. Wcześniej brakowało dobrej organizacji, każdy sam musiał zdobyć cywilne ubranie, dokumenty, itd. Bywało, że jeden tunel natrafiał na inny. Zdarzyło się też, że jeden barak się omal nie zawalił, bo wykopano pod nim tyle tuneli.
Roger Bushell (oficer RAF urodzony w południowej Afryce, zapalony narciarz, absolwent Cambridge) w stalagowej nomenklaturze nazywany był "Wielkim X", czyli przywódcą "Organizacji X", która zajmowała się nadzorem, organizacją i wydawaniem zezwoleń na wszelkie ucieczki z obozu.
O najnowszym planie Bushella "masowej, wielkiej ucieczki" wiedziało blisko 600 jeńców, 500 wyraziło chęć wzięcia w niej udziału, ale - w wyniku losowania - tylko 200 kandydatów zostało zapisanych na specjalną listę. Plan polegał na równoczesnej budowie trzech tuneli (które nazwano: "Harry", "Dick" i "Tom") z trzech różnych baraków, tak, by w razie wpadki, nie trzeba było zaczynać wszystkiego od nowa.
Tym razem przygotowania były zsynchronizowane i zakrojone na szeroką skalę - poczynając od fałszowania odpowiednich dokumentów, opracowywania map i dokładnego rozpoznania terenu, poprzez przygotowywanie specjalnych narzędzi i szalunku, a skończywszy na szyciu cywilnych ubrań - większość obozowego życia wtajemniczonych jeńców podporządkowana były nadrzędnej idei, która trzymała ich przy życiu. De facto, już samo planowanie ucieczek, a co więcej ich realizowanie, pomagało uwięzionym żołnierzom w wyrwaniu się z obozowej apatii, nudy, a nawet i depresji, która nie jednego doprowadzała do samobójstwa.
Prace w tunelach trwały od 8.00 rano do 18.00 (od porannego do wieczornego apelu). 10 metrów pod ziemią, w klaustrofobicznych warunkach, kopano tunel o wysokości ok. 1 metra i szerokości ok. 50 centymetrów. Po jego dnie uciekinierzy poruszali się specjalnym drewnianym wagonikiem, który służył też do wywożenia urobku. Gdy tunel "Tom" osiągnął długość prawie 50 metrów, Niemcy, podczas jednej z rewizji, odnaleźli prowadzący do niego właz. Nie przypuszczali jednak, że w sąsiednich barakach istnieją jeszcze dwa podobne... Sami więźniowie przestali kopać tunel "Dick", kiedy się okazało, że w pobliżu jego planowanego wylotu Niemcy rozpoczęli przygotowania do budowy kolejnego sektora obozowego.
Finał budowy tunelu "Harry" przypadł na ostatni tydzień marca 1944 roku. Wyjście miało znaleźć się w lesie, kilkanaście metrów od ogrodzenia stalagu. Tymczasem, ku ogromnemu zaskoczeniu wszystkich, wyjście znalazło się kilka metrów od skraju lasu, co bardzo skomplikowało, spowolniło, a finalnie - doprowadziło do wykrycia misternie zaplanowanej ucieczki. Przez prawie całą noc z 24 na 25 marca 1944 roku zdążyło wyjść tylko 76 jeńców (z czekających 200). Między godziną 5.00 a 6.00 rano kolejny uciekinier wyszedł nieszczęśliwie prosto pod nogi nadchodzącego niemieckiego strażnika.
Poszukiwania uciekinierów rozpoczęto niemal natychmiast - w ciągu kilku dni złapano 73. Tylko trzem (dwóm Norwegom i jednemu Holendrowi) udało się naprawdę uciec na wolność.
Hitler na wieść o "wielkiej ucieczce" wpadł w szał i kazał wszystkich rozstrzelać, jednak pod naciskiem Goeringa - i uwadze o możliwości odwetu - na śmierć skazano 50. Wydano też specjalne, tajne rozkazy z instrukcjami likwidacji więźniów podczas zaaranżowanych "prób ucieczki". Ciała 50 zabitych w ten sposób alianckich pilotów, w tym 6 Polaków, Niemcy przywieźli do obozu w Żaganiu w ciągu dwóch miesięcy od ich ucieczki. Komendant stalagu pozwolił jeńcom na wzniesienie skromnego pomnika ku czci kolegów. Po zakończeniu wojny ich prochy spoczęły na cmentarzu angielskim na terenie poznańskiej cytadeli.
Według brytyjskich historyków ucieczka ze Stalagu Luft III miała dla aliantów ogromne znaczenie propagandowe, podnoszące na duchu wszystkich: żołnierzy i cywilów, walczących i więzionych. Jednak jeden ze współuciekinierów - Les G.J. Brodrick z RAF-u - nieliczny, którego nie rozstrzelano, z perspektywy czasu inaczej ocenia tamte wydarzenia: - Podobno setki tysięcy niemieckich żołnierzy brały udział w obławie, narobiliśmy sporego zamieszania, ale czy było warte takiej ceny? Nie sądzę.
Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski