ŚwiatNadprzyrodzone seriale

Nadprzyrodzone seriale

"Archiwum X" miało być jednosezonowym kaprysem telewizyjnych producentów. Tymczasem stało się serialem kultowym, wprowadzając „niesamowite historie” do kanonu telewizyjnej produkcji.

Nadprzyrodzone seriale
Źródło zdjęć: © Nowa Fantastyka

01.03.2005 | aktual.: 04.03.2005 15:25

Telewizyjna fantastyka nie ma specjalnie dużego pola manewru – istnieją tak naprawdę dwa podstawowe pomysły i każdy serial jest realizacją jednego bądź drugiego, a dodatkowo, oba są swoimi przeciwieństwami. Krótko mówiąc, mamy świat otaczający. Jeden z tych elementów jest realistyczny, a drugi fantastyczny. Czyli albo mamy świat fantastyczny (przyszłość, równoległą rzeczywistość, fantasy), a w nich w miarę realistyczną i standardową opowieść o człowieku, który gdzieś podąża („Star Trek”, „Farscape”, „Sliders” itp.), albo nasz świat, tak zwaną „Ziemię 1”, i na niej historię o dziwnych i niewytłumaczalnych wydarzeniach. By zakończyć rozważania systemowe: istnieją też seriale z realistyczną historią i realistycznym światem, ale wtedy z założenia nie są fantastyczne.

Opowieści o fantastycznych historiach w fantastycznych światach nie mają raczej w telewizji czego szukać, bo to medium popularne, i jako takie nie może sobie pozwolić na dłuższe wyprawy do krainy abstrakcji. Wersja b (coś dziwnego dzieje się w naszym świecie) jest znacznie lepiej przyswajalna dla współczesnego widza. Po dekadach dominacji seriali „kosmicznych” to właśnie ona zdominowała fantastykę serialową lat dziewięćdziesiątych i w swej mniej lub bardziej widocznej formie rządzi do dziś.

Mały Joe i anioły

Oczywiście najważniejszym człowiekiem, któremu to zawdzięczamy, jest Chris Carter – twórca „Archiwum X”. Ale nie on był pierwszy. Sam Carter najczęściej powoływał się na serial „Kolchak – Nocny Łowca” (1974), w którym tytułowy reporter z Chicago prowadził swe redakcyjne śledztwa w sprawach wampirów, wilkołaków i innych tajemniczych stworzeń. Serial przetrwał jeden sezon (dwadzieścia odcinków), ale ziarno zostało zasiane. Przez dekady powstało mnóstwo seriali z elementami nadprzyrodzonymi, ale zwykle ich „magia” służyła do opowiadania obyczajowych czy humorystycznych historyjek. Takie były „Autostradą do nieba” (1984), gdzie znany wcześniej z „Bonanzy” i „Małego domku na prerii” Michael Landon wcielał się w zesłanego na Ziemię anioła pomagającego ludziom wydostawać się z tarapatów, komicznostraszna „Rodzina Addamsów” (1964) czy nawet zapoczątkowana w 1945 roku seria kreskówek o przyjaznym duchu Casperku, której archiwalne odcinki do dziś krążą po co biedniejszych stacjach telewizyjnych.

Nadprzyrodzoność w tych wszystkich produktach kulturalnych ma mniej więcej takie znaczenie jak fantastyka naukowa w komedii romantycznej „Kate i Leopold”, gdzie dziewiętnastowieczny dżentelmen (Hugh Jackman) przez dziurę czasową trafia do naszych czasów i staje się najnowszą komedioromantyczną zdobyczą Meg Ryan (przynajmniej na zarzut, że Ryan gra z coraz młodszymi partnerami i zaczyna przesadzać – Jackman jest od niej o siedem lat młodszy – mogła odpowiedzieć, że w tym filmie trzeba bohaterowi doliczyć ponad sto lat). Kręcąc „Kate i Leopolda”, nikt się nie przejmował najprostszą logiką przyczynowo-skutkową, a co dopiero mechaniką podróży w czasie. W serialach ery przed „Xfilesowej” nadprzyrodzoność była smaczkiem, który leciutko przyprawiał proste historyjki należące tak naprawdę do innych gatunków.

Sukces spod znaku X

Nieoczekiwany sukces serialu Cartera spowodował, że „niesamowitość” sama w sobie stała się gatunkiem. Popularność „Archiwum X” była dla prawie wszystkich wielkim zaskoczeniem. Przez „prawie” rozumiem wszystkich poza Carterem – reszta ekipy, łącznie z aktorami grającymi główne role, sądziła, że to przelotny kaprys szefów stacji, który zostanie szybko i bezwzględnie utrącony po kilkunastu tygodniach. Tymczasem coraz więcej Amerykanów włączało telewizory w piątkowy wieczór na kanał FOX i dawało się uwieść skrzyżowaniu historii o wielkich spiskach, ufoludkach i dziwnych zjawiskach, których nie sposób żadną miarą wytłumaczyć. Odzew był błyskawiczny – skoro taki pomysł świetnie się sprzedaje, zróbmy to jeszcze raz, tylko troszkę inaczej. Jak grzyby po deszczu powstawały kolejne seriale, w których chodziło albo o wielkie spiski, albo o ufoludki, albo o inne niewytłumaczalne racjonalnie kwestie. W najgorszym wypadku brało się już tylko parę postaci, z których jedna miała obsesję, a druga nie, i na tym budowało cały
serial. A jeśli już dosłownie wszystko zrzynano z „Archiwum X”, to przynajmniej przenoszono akcje w inne czasy, jak w „Mrocznym niebie” (1996). Jednak serial o tym, jak w latach sześćdziesiątych bohaterowie próbują odkryć rządowo-kosmiczną konspirację z lat czterdziestych, nie przyjął się i zniknął po jednym sezonie. Na inny pomysł wpadli Kanadyjczycy, którzy zatrudnili znanego aktora, Dana Aykroyda, by przed każdym odcinkiem nadawał fabule cień prawdopodobieństwa, i snuli przez cztery lata (1996–2000) opowieści o specjalnej grupie badającej niezwykłe zjawiska „PSI Factor”.

Carter też nie zasypiał gruszek w popiele i w 1996 roku wystartował ze swoją drugą serią „Millennium”, w której chodziło nie tyle o ufoludki, ile o psychopatów, ale trochę też nie z tej Ziemi. Kiedy po trzech sezonach „Millennium” zakończyło swój żywot (przekazując swoje wątki i postaci do „Archiwum X”), Carter spróbował czegoś innego. W październiku 1999 roku na antenie pojawił się jego nowy serial „Harsh Realm” – nieudolna adaptacja komiksu o świecie wirtualnym, która padła już po dziewięciu odcinkach. Następnym razem Carter postawił więc na pewniaka – wyjął z „Archiwum X” trzy drugoplanowe postacie i stworzył tak zwany spin-off – serial bardziej komediowy niż „niesamowity”, i znowu się nie udało. Okazało się, że to, co było sympatycznym humorystycznym kontrapunktem w oryginalnym serialu, nie broni się samodzielnie. Po jednym sezonie (trzynastu odcinkach) „Samotni strzelcy” zostali z powrotem wchłonięci do przepastnego „Archiwum X”. To, że Carterowi nie udało się powtórzyć sukcesu i że wszelkie
bezpośrednie naśladownictwa przygód Muldera i Scully szybko się wypalały, nie oznacza jednak, że to koniec opowieści o niesamowitości w serialach telewizyjnych.

Dziewczyna wampira

W 1997 roku rozpoczęła się kariera „Buffy – postrachu wampirów”. Okazało się, że bardziej wyraziste potwory i demony świetnie się komponują z amerykańskimi nastolatkami. „Buffy” radziła sobie na antenie przez siedem lat, a jej spin-off „Angel” przez pięć. Skoro niesamowitość tak dobrze łączyła się z nastolatkami, powstało również skrzyżowanie „Beverly Hills 90210” z „Archiwum X” widzianym ze strony ufoludków, czyli serial „Roswell” (1999–2002), a potem na podobnej zasadzie spróbowano opowiedzieć o młodzieńczych, szkolnych latach Supermana w „Smallville” (2001).

Wróciła też moda na niesamowitość obyczajową. W produkcjach HBO nikt się nie dziwi, że z bohaterami rozmawiają zmarli („Sześć stóp pod ziemią”), czy wręcz krążą wśród nich anioły („Anioły w Ameryce”). Seriale niesamowite okrzepły i stały się częścią amerykańskiej współczesnej telewizji. Mimo że moda wywołana wręcz „niesamowitym” powodzeniem „Archiwum X” zaczęła opadać, to dzięki niej przeciętny widz trochę oswoił się z tego rodzaju fantastyką i nie utożsamia jej jedynie z dalekimi podróżami kosmicznymi. To wielka zasługa Cartera i jego umiejętnych kontynuatorów. Czy kiedykolwiek zjawisko to dotrze do polskiej telewizji? Wątpliwe. Wszystko wskazuje na to, że maksimum niesamowitości, na jaką nas stać to na szczęście zapomniany już „Bank nie z tej ziemi”. Czy to jednak nie zastanawiające, że serial ten powstał w tym samym roku co „Archiwum X”? Mulder na pewno zauważyłby w tym zbiegu okoliczności działanie jakichś tajemniczych sił.

Sylwia Borkowska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)