ŚwiatNa wschodzie Ukrainy możliwa katastrofa humanitarna

Na wschodzie Ukrainy możliwa katastrofa humanitarna

Na wschodzie Ukrainy możliwa katastrofa humanitarna
Źródło zdjęć: © PAP | Krasilnikov Stanislav
15.11.2014 10:05, aktualizacja: 15.11.2014 11:36

Na wschodzie Ukrainy są problemy z bieżącą wodą, prądem i ogrzewaniem; brakuje jedzenia i lekarstw; jeżeli nic się nie zmieni, zimą ludzi czeka katastrofa humanitarna - powiedział ks. Grzegorz Rapa, polski kapłan z parafii w Ługańsku.

Ks. Rapa prowadzi rzymskokatolicką parafię p.w. Narodzenia NMP w Ługańsku od 1993 r. Wtedy, za namową swoich przyszłych parafian zdecydował, że opuści rodzinną Lubelszczyznę i wyjedzie na wschodnią Ukrainę. Odbudował parafię, którą w 1900 r. zakładali potomkowie zesłańców z powstania kościuszkowskiego; kościół został zburzony jeszcze przed drugą wojną światową.

Wspólnota katolików, którą zaopiekował się ks. Rapa, liczy w sumie kilkaset osób - większość to wierni mający polskie korzenie, głównie z Ługańska i Stachanowa. Na nabożeństwa, które odbywały się w kaplicy urządzonej w niewielkim domu jednorodzinnym, służącym także za plebanię i miejsce spotkań, przychodziła również liczna grupa zagranicznych studentów, przede wszystkim z Indii i krajów afrykańskich.

"Sytuacja się jeszcze pogorszy"

Ks. Rapa obawia się, że na wschodzie Ukrainy możliwa jest katastrofa humanitarna; jego zdaniem już teraz brakuje lekarstw i środków higieny, są problemy z jedzeniem, a sytuacja pogorszy się jeszcze, gdy przyjdą mrozy.

- Problemy zaczęły się wiosną tego roku. Na ulicach pojawili się ludzie z bronią. Jako pierwszy szturmowano budynek miejscowej SBU (służby bezpieczeństwa) - tam był skład broni i według mnie chodziło o zdobycie przewagi - relacjonuje wydarzenia w Ługańsku ks. Rapa. Kapłan podkreśla, że choć w mieście zapanował chaos, a niektórzy z jego parafian demonstrujący patriotyzm i przywiązanie do władz w Kijowie stali się ofiarami brutalnych pobić, to sama parafia nie była wtedy obiektem represji ze strony uzbrojonych ludzi, którzy opanowali miasto.

W połowie czerwca Ługańsk opanowany już był przez separatystów - ksiądz mówi o nich "ci z automatami". - Zrobiło się naprawdę niebezpiecznie. Na ulicach rozpoczęły się regularne walki, pojawiała się coraz poważniejsza broń, nawet wyrzutnie Grad. Mieszkańcy zaczęli uciekać - opowiada i przyznaje, że zaczął rozważać decyzję o wyjeździe, gdy w mieście pojawiła się propaganda rosyjskiej telewizji.

"Nie chciałem uciekać i zostawiać ludzi"

- Mówiono, że Polacy sympatyzują z Ukraińskimi faszystami, że szkolili bojowników z Majdanu u siebie. To budowało nastroje wśród ludności. Były też hasła, że Kościół katolicki to szpiedzy Watykanu; dominowało takie sowieckie podejście, że Kościół jest narzędziem Stanów Zjednoczonych, że jest zagrożeniem dla Cerkwi prawosławnej. Zacząłem się obawiać, czy jako Polak i do tego osoba duchowna, będę mógł czuć się w mieście bezpiecznie - wspomina.

- Nie chciałem uciekać i zostawiać ludzi. Pomyślałem, że jak będzie, tak będzie. Od wielu lat wyjeżdżam latem na urlop do zaprzyjaźnionej parafii w Niemczech - w tym roku wyjazd zaplanowałem, już wcześniej, na początek lipca. Postanowiłem, że jeżeli do tego czasu będzie można wyjechać z miasta, to wyjadę, jeżeli nie - zostanę. Zostawmy to Panu Bogu - pomyślałem - tłumaczy proboszcz.

Ks. Rapa pozostał w Ługańsku do 7 lipca. Jak relacjonuje, otwarta była już tylko jedna wyjazdowa trasa z miasta. W obawie o bezpieczeństwo kapłana grupa parafian zdecydowała się podążać za jego samochodem do Starobielska, który leży poza strefą opanowaną przez separatystów. - Do tamtego czasu nie miałem możliwości, żeby zorientować się, ilu ludzi jest za Kijowem, a ilu sprzyja separatystom, jakie są ich motywy. Na posterunkach przy wyjeździe z miasta trzeba już było z nimi rozmawiać. Mówili po rosyjsku, ale z akcentem. Od razu było słuchać, że to nie byli ani miejscowi, ani rdzenni Rosjanie. Myślę, że to byli mężczyźni z Kaukazu. Na pewno byli to ludzie, którzy nieraz walczyli, doświadczeni, dojrzali. Widać było, że to profesjonaliści - po tym jak zrobili sobie okopy, jak się zachowali, jak byli uzbrojeni - ocenia ks. Rapa.

- Sprawdzili dokumenty i samochód. Nie było szykan, przejechaliśmy. Później drugi posterunek - ten człowiek był akurat z Krymu. W rozmowie przyznał się, że tam żyje, ale po rysach twarzy było widać, że pochodził z którejś z republik azjatyckich - opisuje.

Pod nieobecność proboszcza parafią miał zająć się wikary, jednak zanim dojechał do Niemiec jego pomocnik uciekł do Kijowa. - Jeszcze w drodze dostałem informację od wikariusza, że chyba zdecyduje się wyjechać. Przy każdym ostrzale uciekali do piwnicy - wykończyło go to psychicznie - opowiada kapłan.

Ks. Rapa po urlopie wrócił na Ukrainę. Chcąc być jak najbliżej parafii zatrzymał się w katolickiej katedrze w Charkowie. - Wrócić już nie mogłem, gdybym pojechał do Ługańska, to by mnie zabrali - tłumaczy i przypomina historię katolickiego księdza polskiego pochodzenia Wiktora Wąsowicza, który w połowie lipca został uprowadzony, gdy jechał z Doniecka do swojej parafii w zajętej przez separatystów Gorłówce.

- Jeżeli teraz pojadę, to zrobię kłopot MSZ i biskupowi - jak mnie zatrzymają, to zażądają okupu, a jeżeli dotrę do parafii, to pracować w spokoju i tak mi nie dadzą - przekonuje.

Pomoc dla parafian w Ługańsku

Z Charkowa ks. Rapa stara się pomóc parafianom, którzy zostali w obwodzie Ługańskim. Zorganizował zbiórki ciepłych ubrań w zaprzyjaźnionych kościołach w Niemczech i w Polsce. Współpracuje z Caritasem, współdziała też z konsulatem w Charkowie przy przekazywaniu pomocy materialnej mieszkającej na wschodzie Ukrainy Polonii. Kupuje niezbędne leki dla chorych, którzy zostali w Ługańsku - swoje potrzeby zgłaszają księdzu telefonicznie.

W zajętym przez separatystów mieście został budynek parafii z kaplicą, kancelaria, a także rzeczy osobiste księdza. Pod nieobecność proboszcza dobytku dogląda jedna z parafianek. Większość z podopiecznych księdza w pierwszych dniach konfliktu rozjechała się po Ukrainie; niektórzy wyjeżdżali nawet do Rosji.

- Nielicznym udało się np. dostać bezpłatne mieszkania socjalne w innych miejscach kraju, niektórzy wyjechali do swoich bliskich. Ale ile można siedzieć u rodzin, bez pieniędzy, bez pracy? Wielu z tych, którzy wyjechali wróciła już do swoich domów; o ile nie zostały zniszczone. Albo zajęte przez wojskowych - zaznacza ksiądz.

"Zapanował terror"

Kapłan wspomina, że zanim wyjechał, miasto jakoś funkcjonowało - jeździła komunikacja miejska, działały sklepy; problemy były jednak z administracją. - Nie pracowały urzędy, nikt nie wiedział, kto rządzi - wyjaśnia. Latem przez ok. miesiąc nie działały telefony, ani komórkowe, ani stacjonarne. Teraz wróciła łączność i ks. Rapa często dzwoni do Ługańska, żeby dowiedzieć się, jak żyją jego podopieczni.

Zapanował terror - ludzie stali się nieufni i boją się rozmawiać. Mieszkańcy nie mają pieniędzy. Ze świadectw, które znam, wynika, że osoby, które pracują, nie otrzymują zapłaty, a ci na świadczeniach socjalnych próbują jeździć poza strefę zajętą przez separatystów, by im je wypłacono. W Ługańsku nie działają bankomaty. Brakuje wszystkiego, a ceny poszły trzykrotnie w górę. Trudno kupić paliwo - opowiada ks. Rapa.

- Nie wierzę, że władze LNR i DNR (samozwańczych republik: Ługańskiej i Donieckiej, które na wschodzie Ukrainy proklamowali separatyści) szybko uporają się z odbudową infrastruktury. O ile wiem, w obwodzie donieckim jest dużo lepiej, ale w Ługańsku jest tragedia - są olbrzymie zniszczenia. Trudno będzie zapewnić stałe zaopatrzenie domów w prąd i wodę. Już brakuje lekarstw i środków higieny, jest tylko kiepskie jedzenie. Jeżeli przyjdą mrozy po 30 st., to ludzie będą umierać z zimna i chorób - ostrzega ks. Rapa. Jego zdaniem władze LNR będą skrywać rzeczywistą liczbę zgonów wśród ludności.

Proboszcz, mimo obaw o przyszłość Ukrainy, wierzy, że będzie mógł wrócić do swojej parafii. - Pojadę do Ługańska, jak tylko będzie to możliwie. Jest jasne, że to się zawali - tam jest przecież tragedia, pytanie tylko kiedy? - dodaje.

Źródło artykułu:PAP
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (185)
Zobacz także