PolskaNa wniosek PO przerwano rozpatrywanie weta do ustawy o uzgodnieniu płci

Na wniosek PO przerwano rozpatrywanie weta do ustawy o uzgodnieniu płci

Na wniosek PO przerwano do piątku, do godz. 8.00, obrady sejmowych komisji rozpatrujących weto prezydenta Andrzeja Dudy do ustawy o uzgodnieniu płci. Ostatnie w tej kadencji Sejmu głosowania zaplanowane są w piątek na godz. 9.00. Posłowie opozycji zarzucają PO grę polityczną.

Sejmowe komisje zdrowia oraz sprawiedliwości i praw człowieka zajmowały się wnioskiem prezydenta Andrzeja Dudy o ponowne rozpatrzenie ustawy o uzgodnieniu płci.

Wniosek o przerwę w obradach komisji złożyła w imieniu klubu PO Krystyna Skowrońska. Poparła ją Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO), mówiąc, że podczas posiedzenia komisji pojawiły się rozbieżności, które trzeba przedyskutować.

Posłowie opozycji podkreślali, że stanowisko PO jest grą polityczną świadczącą o tym, że klub ten nie wie, jak zagłosować i nie chce w ogóle dopuścić do głosowania nad wetem. - Ja nie dostrzegam istotnych rozbieżności, ja dostrzegam grę polityczną - mówiła Anna Grodzka (niezrz.). Andrzej Dera (ZP) nazwał wniosek Platformy "dezercyjnym" i zarzucił jej posłom, że nie chcą podejmować decyzji w tej kwestii.

Zanim przerwano obrady, przewodniczący komisji zdrowia Tomasz Latos (PiS) poinformował, że poseł PSL Paweł Sajak złożył pismo z prośbą o skierowanie ustawy do Biura Analiz Sejmowych. Jednak, zdaniem Latosa, nie jest to moment na tego typu wnioski, ponieważ proces legislacyjny w Sejmie został ukończony. Obecnie, tłumaczył Latos, rozpatrywany jest wniosek prezydenta, a nie ustawa jako taka.

Sajak tłumaczył, że przedmiotem jego wniosku są właśnie wątpliwości związane z wetem.

Przeciwny wniosek zgłosił poseł RP Michał Kabaciński, podkreślając, że wniosek PSL jest "czysto polityczną grą". - PSL nie wie, jak się zachować w głosowaniu i nie wie, z kim za parę tygodni będzie tworzyć koalicję. Jest to czysto polityczna gra - powiedział.

Ostatecznie wniosek Sajaka został przez komisje odrzucony.

Po ogłoszeniu przerwy Anna Grodzka podkreśliła, że w obecnym parlamencie jest większość pozwalająca na odrzucenie weta prezydenta. - Trzy piąte posłów bez jednego posła głosowało za tą ustawą w Sejmie, trzy piąte posłów bez jednego posła głosowało za odrzuceniem głupich poprawek Senatu. Na tych głosowaniach nie było obecnych kilkunastu posłów, o których wiem, że głosowałoby za tą ustawą. Ta ustawa ma poparcie większości parlamentu i powinna być (ponownie) uchwalona; nie ma żadnego powodu, żeby tak nie było - powiedziała.

- Nie wiem, po co jest ta przerwa. Wiem, że jutro ma odbyć się głosowanie i że w Sejmie jest większość dla tej ustawy - dodała.

Również Latos podkreślił, że nie rozumie ani wniosku PO, ani PSL. Jego zdaniem Platforma "wystraszyła się przed wyborami i nie bardzo wie, jak się ma zachować".

Jego zdaniem nic nie stoi na przeszkodzie, by weto prezydenta zostało przegłosowane jeszcze w piątek. - Będziemy mieli o godz. 8.00 rano możliwość zagłosowania i wtedy, jeśli taka będzie wola marszałek Sejmu, w bloku głosowań od godz. 9.00 będziemy mogli to (weto do) ustawy głosować - dodał.

Jak powiedział, poza wnioskiem Sajaka wpłynął do niego wniosek podpisany przez przewodniczącego klubu PSL Jana Burego, który dotyczył już bezpośrednio weta prezydenta. - Te wątpliwości panowie z PSL powinniście mieć wcześniej, te wątpliwości powinniście mieć wtedy, gdy głosowaliście za uchwaleniem ustawy. W tej chwili powinniście po męsku postawić sprawę i skoro macie wątpliwości, głosować za wetem prezydenta - mówił Tomasz Latos.

Nieoficjalnie politycy PO decyzję o przerwaniu posiedzenia komisji tłumaczyli potrzebą policzenia, czy ewentualne odrzucenie weta będzie w ogóle możliwe. - Musimy się policzyć, zobaczyć, kto z nas jest w ogóle w Sejmie, kogo nie ma - powiedział Polskiej Agencji Prasowej jeden z liderów Platformy.

Jak dodał, trwają też rozmowy z koalicyjnym PSL. - No, ale wiadomo, jak to jest z PSL - jakiekolwiek ustalenia z nimi nie bardzo mają sens, oni do jutra mogą jeszcze pięć razy zmienić zdanie - zaznaczył polityk. Rozmówca PAP wątpi też, czy Sejm w ogóle powinien zająć się sprawą weta. - Ja bym tego nie ruszał, po co nam kolejna, po Ziobrze, porażka? - pytał. Pod koniec września w Sejmie zabrakło pięciu głosów do tego, by postawić b. ministra Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry przed Trybunałem Stanu.

Na czwartkowym posiedzeniu komisji, uzasadniając weto, podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Anna Surówka-Pasek mówiła, że prezydent dostrzega potrzebę uregulowania tych kwestii, ale nie w sposób, który burzy dotychczasowy porządek prawny i społeczny. Dodała, że ustawa sprowadza sąd do roli notariusza i pozbawia możliwości przeprowadzenia postępowania dowodowego. Jej zdaniem, nie zabezpiecza też interesu dzieci i członków rodziny osoby ubiegającej się o zmianę płci.

W uzasadnieniu decyzji o wecie podnoszono, że ustawa dopuszcza m.in. wielokrotną zmianę płci metrykalnej na podstawie uproszczonych procedur, a także umożliwia zawarcie małżeństwa przez osoby tej samej płci biologicznej oraz adopcję przez takie pary dzieci.

Z tymi argumentami polemizowali na komisji wiceministrowie sprawiedliwości - Jerzy Kozdroń oraz zdrowia - Igor Radziewicz-Winnicki, którzy aktywnie uczestniczyli w pracach nad projektem.

- Ta ustawa cywilizuje ten problem, odchodzi od dotychczasowego procesu polegającego na wytaczaniu procesu przeciw własnym rodzicom, niejako stygmatyzowania ich. Chcieliśmy tego uniknąć, chcieliśmy odejść od procesu spornego. Wyszliśmy z założenia, że odpowiednim postępowaniem będzie postępowanie nieprocesowe i tutaj o burzeniu obowiązującego systemu prawnego mowy być nie może - mówił Kozdroń.Wskazywał również, że każdy - zgodnie z konstytucją - ma prawo do własnej tożsamości płciowej; wynika to - jak wyjaśniał z artykułu o przyrodzonej godności. Wiceminister sprawiedliwości nawiązywał też do "przyrodzonej godności", odnosząc się do argumentów, że w ustawie nie uwzględniono praw małoletnich dzieci osób, które chcą dokonać korekcji płci. - Art. 30 mówi o przyrodzonej godności każdego człowieka i ta przyrodzona godność człowieka nie może być mniejsza i słabsza od tych innych praw konstytucyjnych takich jak ochrona małoletnich czy rodziny. To nie znaczy, że po korekcie płci te więzi między dziećmi a rodzicem
zostają zerwane. Dalej ta osoba jest ojcem albo matką, ma obowiązki alimentacyjne - mówił.

Również zdaniem Radziewicza-Winnickiego argument o dbałości o dobro dziecka jest kompletnie niezasadny. Podkreślił, że ta choroba, jak wiele innych chorób, upośledza funkcjonowanie rodziny, utrudniania wypełniania ról. Jego zdaniem pozbawianie chorych możliwości uzgodnienia płci nie jest jednak działaniem chroniącym prawa dziecka. - Przecież ten człowiek nadal będzie chory. Niezależnie od tego, czy w dokumentach będzie miał imię Anna czy Kazimierz. To nie chroniłoby dzieci od traumy, którą one przeżywają - przekonywał.

Przypominał, odnosząc się do innych argumentów Kancelarii Prezydenta RP, że nie można nikogo zmuszać ustawą do poddawania się określonym zabiegom chirurgicznym - byłoby to niezgodne z konstytucją. Zapewnił, że orzeczenia lekarskie dołączane do wniosku o uzgodnieni płci, choć nie będą opiniami biegłych sądowych, będą pochodziły od najwyższej klasy specjalistów w tej dziedzinie i będą całkowicie wiarygodne.

Radziewicz-Winnicki przekonywał, że zaburzenie transseksualne jest ciężką chorobą, a każdy człowiek wymaga równie intensywnej dbałości organów państwa o zachowanie jego godności w obliczu choroby. - Ta ustawa daje taką gwarancję - przejścia tej ścieżki pacjentowi bez zaburzania jego relacji z rodziną - zaznaczył.

Dodał, że przyjęcie lub odrzucenie tej ustawy nie wpłynie na częstość występowania tej choroby.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (116)