PolskaNa tropie legnickich absurdów. Z jakimi problemami zmaga się miasto?

Na tropie legnickich absurdów. Z jakimi problemami zmaga się miasto?

O problemach legniczan i Legnicy rozmawiamy z Grzegorzem Kościelniakiem, twórcą strony „Legnickie absurdy”, bezpartyjnym kandydatem do rady miasta.

Na tropie legnickich absurdów. Z jakimi problemami zmaga się miasto?
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

WP: Michał Dzierżak: Skąd pomysł na inicjatywę pod hasłem „Legnickie absurdy”?

Grzegorz Kościelniak: to jest już druga inicjatywa tego typu - przed „Legnickimi absurdami” była „Legnica – Europejska Stolica Dziury w Drodze”. Miałem taki humorystyczny pomysł, że skoro Wrocław w 2016 r. ma być Europejską Stolicą Kultury, to dlaczego Legnica miałaby być gorsza? My też pokażmy to, co mamy najlepsze. Ale całkiem serio, „Legnickie absurdy” to parodia głoszonej przez legnicki magistrat propagandy sukcesu. Jak jest jakieś opóźnienie, coś jest zepsute, jakaś inwestycja się nie udała, to w ratuszu i tak zawsze odtrąbiony zostaje sukces. Gdy się remontuje 50 metrów chodnika to są aż cztery informacje prasowe - najpierw o tym, że już wchodzi inwestor, następnie, że już zaczyna budowę, potem, że idzie bardzo dobrze, a na koniec - przecięcie wstęgi.

Inna sprawa, że zajmuje się problemami przez władze miasta niezauważalnymi, a które są ważne dla mieszkańców Legnicy. Popularność mojej strony zdaje się potwierdzać tezę, że inicjatywa ta była i jest potrzebna.

WP: Wcześniej ogłosił pan żartobliwie Legnicę „stolicą dziur w drodze”. Czy rzeczywiście największym problemem Legnicy są drogi?

- Legnica ma szereg problemów - część widocznych gołym okiem, część mniej dostrzegalnych. Nie trzeba tu mieszkać, wystarczy przyjechać się i zobaczyć. W tym roku jest szczególnie duży wysyp inwestycji drogowych – dlaczego? Chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, zważając że przez ostatnie lata nie zrobiono w tym kierunku zbyt wiele – ten kontrast pomiędzy wysokością inwestycji na przestrzeni ostatnich lat jest wyraźny. Aczkolwiek, przy bieżących remontach już są opóźnienia i już wiadomo, że na pewno będą kolejne. Fragment ul. Jaworzyńskiej będzie remontowany przez cztery lata – to nawet dłużej niż planowana budowa odcinka S3 między Legnicą a Nową Solą.

WP: O ulicy Jaworzyńskiej mówiło się już wiele, szczególnie o pomyśle, by dziury w drodze oznaczać pachołkami. Od jak dawna istnieje problem z nawierzchnią tej ulicy?

- Jaworzyńska to już legenda, to rzecz która nie umiera. Teraz już wiem, że dziury w ulicy Jaworzyńskiej tak naprawdę nie giną - one przenoszą się po prostu w inne miejsce. Moim kandydatem na następcę sławnej Jaworzyńskiej będzie ul. Senatorska. Prawdopodobnie, bowiem przez najbliższe cztery lata żadna z pozostałych dróg nie będzie remontowana, bo nie pozwala na to zadłużenie miasta.

WP: Jakie są pozostałe, poza drogami, najbardziej palące problemy miasta?

- Właśnie zadłużenie jest jednym z najważniejszych problemów. Ono już większe być nie może, a jego kwota dla przeciętnego Kowalskiego jest całkowicie abstrakcyjna i trudno powiedzieć, ile można za to kupić, powiedzmy, bułek czy owoców. Za kwotę zadłużenia Legnicy można kupić tyle luksusowych samochodów, że można obstawić nimi cały plac Słowiański obok ratusza i w końcu widać byłoby inwestycje na ulicach miasta.

Wracając do rzeczy najważniejszych, bardzo istotny jest fakt, że w ratuszu lekceważy się głos ludzi. Władze mają autorski program na miasto, który pokrywa się z zainteresowaniami prezydenta Tadeusza Krzakowskiego. Środki idą przede wszystkim na szkoły i na sport. Dlaczego? Bo pan Krzakowski jest z wykształcenia nauczycielem wychowania fizycznego. Na stadion miejski poszło już dużo pieniędzy i pójdzie jeszcze więcej, bo magistrat chce obiekt zadaszyć i zrobić podgrzewaną murawę, by spełniał warunki wymagane w piłkarskiej ekstraklasie. Jednak jedna trybuna jest już zadaszona i tyle wystarczy. Czy całkowite zadaszenie stadionu jest priorytetem? Czy naprawdę w tym momencie nie ma ważniejszych wydatków? Obecnie ceny biletów na zadaszoną trybunę są wyższe i może dwa razy się zdarzyło, że był tam komplet widowni - raz podczas meczu pucharowego Miedzi z Lechem Poznań i drugi - z Legią Warszawa. Podczas normalnych, przeciętnych meczów trybuny droższe po prostu nie zapełniają się.

Kolejny priorytet to Akademia Rycerska, remontowana przez prezydenta już blisko 20 lat. Prezydent cały czas przeznacza pieniądze, aby zabytek dopieścić, choć naprawdę jest on już w dobrym stanie. Tymczasem 200 metrów dalej stoi Baszta Chojnowska, która prosi się choć o złotówkę, aby doprowadzić ją do należytego stanu. Czy takie są priorytety – żebyśmy mieli jeden zabytek „na połysk”, a reszta może się rozlecieć? Cały czas wydaje się pieniądze na obiekty, które i tak są już mocno dofinansowane. Rodzi to w Legnicy potężne kontrasty, gdzie obok pięknych obiektów pozostałe się rozsypują.

WP: Co we własnym mieście nie podoba się mieszkańcom Legnicy?

- Nie podoba się mieszkańcom to, że Legnicę da się podzielić na Legnicę A i Legnicę B. W Legnicy A rzeczywiście przeprowadzane są jakieś inwestycje, natomiast osiedla takie jak Fabryczna, Zosinek, Przedmieście Głogowskie, Zakaczawie, to jest rzeczywiście ta Legnica B, gdzie inwestycje, jeśli w ogóle są, to niewielkie, lecz najczęściej nie ma ich wcale. Najwięcej inwestycji trafiło tam chyba w ramach budżetu obywatelskiego. Wydaje mi się, że to w ogóle pierwsze pieniądze, które tam trafiły.

WP: Jaka jest wysokość Legnickiego Budżetu Obywatelskiego?

- Dwa miliony złotych, które są podzielone po 200 tys. na każdą z dzielnic. To bardzo dobry pomysł, jednak, rzecz jasna, chciałoby się tego więcej. To już druga edycja LBO i dzięki temu wreszcie powstaje coś, na co mieszkańcy od dawna czekają i od dawna potrzebowali. Dużo lepiej priorytety mieszkańców sprawdzają się w LBO, ponieważ istnieje dywersyfikacja na poszczególne dzielnice, a nie dochodzi do sytuacji, że wszystkie pieniądze trafiają tylko w prestiżowe miejsca miasta. Ja przepraszam, ale podatki płacą wszyscy i wszyscy mają równe prawa do korzystania z miejskiej kasy.

WP: Jakimi problemami żyje wspomniana przez Pana Legnica B?

- Zacznę od Fabrycznej. Fabryczna to jedna z zabytkowych dzielnic Legnicy, dzielnica, która mogłaby być jej wizytówką. Budynki są tam piękne, ale poziom zagospodarowania pozostawia wiele do życzenia. Drogi i chodniki są popękane i zniszczone, zero jakiejkolwiek infrastruktury, by te miejsca wyglądały estetycznie. Jeśli wejdziemy w podwórka to przestaję się dziwić, dlaczego często w Legnicy są kręcone filmy osadzone w realiach wojennych. Niektóre rejony miasta rzeczywiście wyglądają jak po zbombardowaniu, szczególnie jeśli przyjrzymy się, dajmy na to, rejonowi mleczarni przy ul. Kartuskiej. Ja jestem pilotem wycieczek i jeśli jechałbym z zagraniczną grupą i powiedział, że tydzień temu były tam działania wojenne, uwierzyliby. Brakuje także infrastruktury do zagospodarowania czasu wolnego. Te place zabaw, które powstają masowo w ramach LBO są dowodem na to, że są bardzo potrzebne i nadal ich brakuje. Jest to też dowodem, że mieszkańcy wiedzą lepiej czego potrzebują w okolicy niż władze miasta, bo na przestrzeni
wielu ostatnich lat takie obiekty nie powstawały. Przy ul. Piastowskiej mamy za to piękne boisko do koszykówki z nawierzchnią trawiastą. Nie wiem, jak ma się od tego odbijać piłka.

WP: Czy są w Legnicy inwestycje, które z miejsca można uznać za zbyteczne z punktu widzenia „szarego” mieszkańca lub takie, które wydają się przepłacone?

- Zawsze można się kłócić o priorytety. Zgoda, przebudowa stadionu była potrzebna, bo stary był w opłakanym stanie. Dzięki temu mamy drużynę na poziomie, sam jestem kibicem i to od wielu lat, długo przed tym, zanim w klub zainwestowano duże pieniądze. Problem jednak leży w tym, że skoro stadion jest już na dobrym poziomie, to należy wrzucić pieniądze w inne inwestycje, np. zagospodarowanie „pól ryżowych”, aby stworzyć miejsca pracy. Podałem wcześniej przykład Akademii Rycerskiej, w którą idzie bardzo dużo pieniędzy, a inne zabytki stoją i czekają na zlitowanie. Widzimy np. wyremontowaną Bramę Głogowską czy Zamek Piastowski – jednak to wszystko odrestaurowano z ministerialnych pieniędzy. Część zamku rzeczywiście była zrobiona za miejskie pieniądze, ale tylko przy tej okazji, że pan minister Zdrojewski zlitował się nad Legnicą, przyjechał, zobaczył jak to wygląda i sypnął trochę grosza na nasze zabytki i nie wszystkie wyglądają tak tragicznie. Jednak te, które są w gestii władz miasta, są w stanie, delikatnie
mówiąc, złym.

WP: A co dalej z takim „zabytkiem” jak stojący na pl. Słowiańskim Pomnik Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni?

- To jest temat, który nie gaśnie. Czasami się zastanawiam, czy osoby, które najgłośniej krzyczą, żeby go usunąć, nie mają największego interesu w tym, żeby on pozostał, skoro przed każdymi wyborami mają tylko jeden argument i na tym zbijają kapitał polityczny. Ja uważam, że ten pomnik należy usunąć z tego miejsca, natomiast jestem całkowicie przeciwny temu, by pomniki niszczyć. To jest część historii, ważna dla naszego miasta i ten pomnik powinien w nim pozostać. Powinien jednak znaleźć dobre miejsce, takie, które nie zakłamuje historii. Od kilku lat jest planowane w Legnicy muzeum Zimnej Wojny. Moim zdaniem, ten pomnik powinien stanąć przed tym muzeum i służyć jako eksponat muzealny i przedstawiać, jak rzeczywistość w Legnicy wyglądała. Jeśli my się całkowicie pozbędziemy tego pomnika, to zatracimy też część tożsamości tego miasta. Ten pomnik jest świetnym pretekstem do tego, by rozmawiać o tym, jaka jest historia Legnicy. Jeśli jednak dalej stać on będzie w tym miejscu, w centrum miasta, będzie on stale
powodem konfliktów.

WP: Co zatem powinno stanąć na pl. Słowiańskim?

- Ja mam na to bardzo dobry pomysł. Dobrą osobą, której pomnik powinien tam stanąć, byłby Henryk Brodaty, który tak naprawdę doprowadził do rozkwitu Legnicy. Do dzisiaj historycy roztrząsają kwestię, dlaczego Brodaty nie lubił przebywać we Wrocławiu, a w Legnicy zbudował piękny zamek. To jest człowiek który założył dynastię „Henryków”, a jego syn Henryk Pobożny odziedziczył po ojcu scalone niemal wszystkie dzielnice Polski podczas rozbicia dzielnicowego. Być może przez to, że Henryk Brodaty miał takie zamiłowanie do Legnicy, to mogła ona zostać stolicą Polski – kto wie? Wiele miast chwali się tytułem czwartej stolicy Polski, więc warto powiedzieć, że my też mieliśmy takie perspektywy.

WP: Mówił pan o muzeum Zimnej Wojny – w jakiej fazie realizacji lub projektów znajduje się to muzeum?

- Gdzieś kiedyś ktoś o tym wspomniał. Było to na dokumencie strategii rozwoju Legnicy, było - i cisza. Określono, że to wielka szansa dla Legnicy. Dalej jest to dla miasta wielka szansa, a w ratuszu przecież „wielkie szanse” kolekcjonują. * Rozmawiał Michał Dzierżak, Wirtualna Polska*

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)