Na oczach wnuka antyterroryści skuli niewinnego dziadka
Uzbrojona po zęby brygada antyterrorystów wparowała do mieszkania mieszkańca Łomży. Na oczach 9-letniego wnuka policjanci w kominiarkach skuli kajdankami jego dziadka i celowali do niego z broni. W mieszkaniu zrobili bałagan. Potem dopiero okazało się, że antyterroryści szukali Czeczenów, porywaczy Wietnamczyka. Policjanci spisali protokół uszkodzeń i sobie poszli. A Mateusz od tej pory boi się zasnąć - pisze "Gazeta Współczesna".
Wszystko działo się w miniony czwartek. Pan Jan, dziadek Mateusza, opowiada, że byli w domu z wnuczkiem sami. W pewnym momencie z sąsiednich domów dobiegły ich jakieś huki, a tuż potem usłyszeli na klatce schodowej głośny tupot.
Pan Jan oniemiał kiedy zobaczył uzbrojonych po zęby mężczyzn w kominiarkach. Próbował tłumaczyć, że jest w domu sam z chłopcem, ale ci niczego nie chcieli słuchać. - Kazali się tylko kłaść, a zanim się obejrzałem zostałem skuty - mówi dziennikarzowi "Gazety Współczesnej" pan Jan. - Mateuszkowi powiedzieli, by położył się obok.
W tym czasie mama Mateusza wracała ze sklepu. Zobaczyła policjantów i przestraszyła się o dziecko. - Zabraniali podchodzić do domu, a kiedy zaczęłam krzyczeć, jeden odburknął "cicho kobieto, bo i ciebie skuję!” - opowiada kobieta.
Ojciec Mateusza mówi, że kiedy wrócił do domu, widok był taki, jakby huragan przeszedł. - Wszystkie szafki pootwierane, pościel z łóżek powywracana. Od tych granatów wszystko ze ścian pospadało, nawet krzyżyk nad wejściem - dodaje.
Policjanci całą rodzinę spędzili do kuchni i trzymali jeszcze blisko półtorej godziny. Spisali protokół uszkodzeń i najzwyczajniej sobie poszli - nie informując o tym, czemu miało służyć wtargnięcie.
Później okazało się, że dom dalej antyterroryści zatrzymali Czeczenów, którzy porwali Wietnamczyka z Warszawy.
Od tamtej pory Mateusz nie może sam zasnąć. Policja tłumaczy, że w takich sytuacjach pokrywa straty materialne na podstawie protokołu. O straty żaden policjant nie pytał.