PolskaNa leczenie po znajomości: szokujący raport NIK

Na leczenie po znajomości: szokujący raport NIK

Szokujące fakty ustaliła Najwyższa Izba Kontroli ws. skierowań na kuracje za granicą - pisze "Życie Warszawy". Wysocy urzędnicy Ministerstwa Zdrowia wydawali skierowania często po kumotersku. Z zagranicznych kuracji korzystali np. lekarze. Odmawiano tego zwykłym pacjentom. Wśród winnych NIK wskazała m.in. Aleksandra Naumana - czytamy w dzienniku.

04.08.2004 | aktual.: 04.08.2004 08:18

Takiej zgody nie mogła otrzymać Lucyna Biedrzycka na leczenie córki, mimo że polscy lekarze bezradnie rozkładali ręce. Marta zachorowała w wieku czterech lat na raka pnia mózgu. Jej matka znalazła klinikę w Nowym Jorku i lekarza, który odważył się operować za 130 tysięcy dolarów. Biedrzycka rozpoczęła starania o skierowanie córki na leczenie. Opowiada, że już na samym początku pojawiły się schody, gdyż żaden z polskich profesorów nie chciał jej wystawić wniosku na leczenie Marty za granicą. A bez takiego dokumentu dalsze działania są bez szans na powodzenie.

Dziennik pisze o podobnym przypadku innej dziewczynki z nowotorem mózgu, której nie udało się wysłać na leczenie za granicę. Jednak NIK odkryła, że mniej więcej w tym samym czasie na pięciomiesięczne leczenie do Stanów Zjednoczonych poleciała kobieta z rakiem piersi. Na kurację, której koszt określono na 100 tys. dolarów, zgodził się ówczesny sekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia Maciej Piróg. Zgodził się, mimo że specjalista krajowy w ogóle nie widział konieczności leczenia. Innego pacjenta (notabene lekarza) wysłano do Szwajcarii na miesiąc. Za leczenie "ostrego nawracającego zapalenia trzustki" ministerstwo zapłaciło 121 tys. franków szwajcarskich.

Takich przykładów kontrolerzy NIK odkryli wiele, badając, jak od roku 1999 kierowano pacjentów na leczenie za granicą. Stwierdzono dowolność przy wydawaniu decyzji i brak jakichkolwiek reguł, które by tym rządziły. Urzędnicy ministerstwa - m.in. Anna Knysok, Maciej Piróg, Aleksander Nauman, Ewa Kralkowska - niejednokrotnie podejmowali decyzję sami w swoich gabinetach, nie licząc się z opinią konsultantów krajowych. A według prawa, taka opinia powinna być wiążąca. Zdarzało się też, że zastępcy ministra podejmowali inne decyzje niż sam minister. Choć dotyczyły podobnych przypadków - pisze "Życie Warszawy". (IAR)

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)