Na konferencję Jarosława Kaczyńskiego dziennikarzy wieźli przyczepą. Policja ukarała kierowców
Kierowcy, którzy przewozili dziennikarzy na przyczepach, zostali ukarani przez policję. Ujawniamy kulisy słynnej uroczystości wbicia przez Jarosława Kaczyńskiego słupka pod przekop Mierzei Wiślanej.
Filmik, pokazujący dziennikarzy wiezionych na przyczepach na uroczystość wbicia przez Jarosława Kaczyńskiego słupka pod przekop Mierzi Wiślanej, obiegł całą Polskę. Pomimo powszechnej wesołości, doszło jednak do wykroczenia drogowego. Przyznała to sama policja po szeregu naszych pytań w tej sprawie, mimo że wcześniej twierdziła, że…o złamaniu przepisów nie może być mowy. Również zachowanie jej funkcjonariuszy na miejscu zdarzenia budzi olbrzymie wątpliwości.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
O wykroczeniu nie może być mowy, ale…do niego doszło
Ponieważ przepisy ruchu drogowego, co do zasady, zabraniają przewożenia pasażerów w przyczepach (art. 63), również dziennikarze, którym organizatorzy właśnie takie pojazdy podstawili do transportu, mieli olbrzymie wątpliwości. - Było kilku policjantów, którzy patrzyli na nas, ładujących się do tych przyczep, z lekkim pobłażaniem i uśmiechami. Były jakieś "śmichy – chichy”, ale w żaden sposób nie interweniowali - opowiada nam jeden z dziennikarzy, który brał udział w tej uroczystości. Nie chce jednak ujawniać nazwiska. - Przyszło mi do głowy: co będzie, jeśli nagle przed ciągnikiem pojawi się na drodze jakiś stary golf czy dziecko na hulajnodze i dojdzie do gwałtownego hamowania… Ale po prostu wsiadłem na przyczepę i pojechałem ze wszystkimi.
Zobacz także: Rząd odbierze narodowcom Marsz Niepodległości? Krzysztof Bosak komentuje
Zadaliśmy Komendzie Głównej Policji dwa krótkie pytania: czy doszło tu do złamania przepisów drogowych i czy prowadzi ona jakieś działania w tej sprawie.
Policja długo nie mogła się zdecydować. Najpierw podkom. Robert Opas z biura prasowego Komendy Głównej Policji przekazał nam stanowisko Biura Ruchu Drogowego w tej sprawie, z którego wynikało, że: "Po analizie treści artykułu wskazanego pod linkiem załączonym nie można wnioskować, że doszło do naruszenia prawa w kwestii 'przewozu osób przyczepą'". Następnie podkom. Opas stwierdził, że to stanowisko nie dotyczyło tej konkretnej sytuacji, a było jedynie "wykładnią prawa dla dwóch teoretycznych sytuacji - poruszania się pojazdu przewożącego osoby poza drogą publiczną (poza zakresem obowiązywania Prawa o Ruchu Drogowym) oraz na drodze publicznej (wtedy jest to wykroczenie skategoryzowane w PRD)”. Policja bowiem początkowo, nie wiadomo dlaczego, upierała się, że dziennikarze nie poruszali się drogami publicznymi.
W końcu okazało się, że miejscowi policjanci nie mieli takich wątpliwości, co KGP - na miejscu stwierdzili, że do wykroczenia faktycznie doszło i podjęli interwencję. Jak informuje podkom. R. Opas: "16.10.2018r. około godz. 13:00 w okolicach przystani jachtowej przy ul. Rybackiej w Kątach Rybackich, funkcjonariusz pełniący patrol pieszy, w związku z zabezpieczeniem wydarzeń związanych z oficjalnym przekopem Mierzei Wiślanej pouczył dwóch kierujących pojazdami (tj. jednego kierującego pojazdem ciężarowym oraz drugiego kierującego ciągnikiem rolniczym wraz z dwiema przyczepami). Kierujący tymi pojazdami dopuścili się wykroczenia przewożenia kilkunastu osób pojazdami nieprzystosowanymi do tego celu”.
Policja reaguje na burzę na Twitterze?
Sama interwencja policji też budzi poważne wątpliwości, ponieważ sama uroczystość odbyła się o godz. 12, a do interwencji doszło o godz. 13. Dziennikarze najpierw zostali przewiezieni przez organizatorów uroczystości w sposób naruszający przepisy na plażę. Później, na oczach policji, w ten sam sposób stamtąd wrócili i dopiero wtedy patrol podjął interwencję. Dlaczego nie wcześniej? Wydaje się, że nie było w tym nic przypadkowego, ale żeby to zrozumieć warto zajrzeć za kulisy całego wydarzania. Okazuje się, że najprawdopodobniej cała ta akcja z przewiezieniem dziennikarzy na przyczepach, podczas której niepotrzebnie byli oni narażeni na niebezpieczeństwo, miała podłoże czysto polityczne.
Dziennikarze jadący tymi przyczepami też się nad tym zastanawiali: - Już samo to, że nie dostaliśmy dokładnej informacji o miejscu uroczystości było dziwne. Jako dziennikarz brałem już udział w uroczystościach i konferencjach prasowych w różnych dziwnych lokalizacjach i nigdy nie miałem problemu z dotarciem na miejsce. Tymczasem przy wizycie Jarosława Kaczyńskiego zbiórka była przed Muzeum Zalewu Wiślanego z Kątach Rybackich, skąd przewieziono nas ok. 1,5 km dalej normalną ulicą w pobliże przystani rybackiej, a później jechaliśmy kawałek plażą. Ale przecież przy tym porcie też jest parking, więc dużo prościej byłoby tam wyznaczyć miejsce zbiórki, unikając całej tej akcji z przewożeniem. Dlaczego tak nie zrobiono? Prawdopodobnie chodziło o to, żeby do końca utrzymać w tajemnicy miejsce uroczystości, żeby, broń Boże, nie doszło tam do jakiegoś protestu ekologów czy innych osób z transparentami "Konstytucja”.
Dziennikarze na przyczepach ruszyli ok. 11.30. Praktycznie od razu na Twitterze pojawił się filmik jednego z nich, pokazujący w jaki sposób się to odbywa. Patrol policji interweniował jednak dopiero ok. godz. 13, już po uroczystości. - Prawie natychmiast pod filmikiem pojawiło się mnóstwo komentarzy, w których oznaczana była również policja. Przypuszczam, że dopiero wtedy ktoś zorientował się, że warto coś z tym zrobić i poszło polecenie z góry, żeby jednak podjąć jakąś interwencję. Jeśli w końcu do niej doszło, to ze względu na to, co działo się na Twitterze, niż tam na miejscu – ocenia dziennikarz.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ta interwencja została przeprowadzona wyłącznie pro forma, już po uroczystości. To oznaczało, że Jarosław Kaczyński spokojnie mógł wbić łopatę pod przekop, w obecności dziennikarzy. Kierowcom działającym na polecenie organizatorów też krzywda się nie stała, gdyż skończyło się jedynie na pouczeniu. Inni kierowcy rzadko mogą liczyć na podobną pobłażliwość drogówki.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl