Na froncie się wycofują, w Moskwie tańczą. "Mają się bawić, a rosyjska armia wszystkim się zajmie"

Mimo że rosyjscy radni żądają ustąpienia Władimira Putina z funkcji prezydenta Federacji Rosyjskiej, propaganda nadal ma ogromny wpływ na Rosjan. W ostatnią niedzielę mieszkańcy Moskwy tańczyli na ulicach, jakby nigdy nic złego się nie działo. - Rosyjskie społeczeństwo popiera Władimira Putina, bo obserwuje wojnę na ekranach telewizji. Do rosyjskiej świadomości przebija się, ale bardzo powoli, że na froncie nie do końca idzie tak, jak należy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, prof. Agnieszka Legucka, analityczka PISM.

Na moskiewskich ulicach mieszkańcy tańczą, a na wojnie Rosjanie się wycofują (Pool TASS Host Photo Agency/Associated Press/East News)
Na moskiewskich ulicach mieszkańcy tańczą, a na wojnie Rosjanie się wycofują (Pool TASS Host Photo Agency/Associated Press/East News)
Źródło zdjęć: © East News, Twitter

Apel radnych w Rosji. "Żądamy ustąpienia Władimira Putina"

Radni z 18 okręgów Moskwy i Sankt Petersburga podpisali się pod wspólnym oświadczeniem, w którym domagają się rezygnacji Putina. Trwa zbiórka podpisów pod apelem domagających się dymisji Putina. Na razie podpisało się pod nim 24 radnych z 18 okręgów Moskwy i Sankt Petersburga.

"My, deputowani miejscy Rosji, uważamy, że działania prezydenta V. W. Putina są szkodliwe dla przyszłości Rosji i jej obywateli. Żądamy ustąpienia Władimira Putina z funkcji prezydenta Federacji Rosyjskiej!" - można przeczytać w apelu upublicznionym w sieci przez Ksenię Torstrem, deputowaną gminy Semenowski w Sankt Petersburgu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

To już kolejny apel miejskich radnych o odsunięcie Putina od władzy w Rosji. W ubiegłą środę (7 września) rada deputowanych petersburskiej gminy Smolninskoje podjęła decyzję o skierowaniu do Dumy Państwowej apelu wzywającego do usunięcia Putina z urzędu pod zarzutem zdrady.

Prof. Agnieszka Legucka, analityczka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że "część Rosjan postrzega rzeczywiście Władimira Putina jako takiego, który prowadzi Rosję w kierunku bardzo negatywnym".

- Całościowo jednak Rosjanie są bardzo pasywnym i apolitycznym społeczeństwem, któremu, przez wiele lat wpaja się, że od niego nic nie zależy. To, na czym zależy władzom i na co nakierowana jest propaganda, to tzw. demobilizacja rosyjskiego społeczeństwa - ocenia.

"Hasła w apelach kroplą w morzu rosyjskiego zobojętnienia na sytuację w Ukrainie"

Ekspertka dodaje, że "najbardziej opozycyjne dla Władimira Putina są duże miasta". - Kiedy odbywają się w Rosji lokalne wybory, Moskwa była najbardziej wrażliwym miejscem. Władze rosyjskie zrobiły dużo, by blokować niezależnych kandydatów, by nie dostali się do miejskich rad. Nie chcieli mieć reprezentatywnego głosu obywateli. Monolit partii władzy - Jednej Rosji - jest cały czas bardzo silny - mówi.

I zaznacza, że "różnymi sposobami Władimir Putin utrzymuje kontrolę nad rosyjskim społeczeństwem". - Hasła w apelach są kroplą w morzu rosyjskiego zobojętnienia na sytuację w Ukrainie. Kropla drąży skałę. Nie można powiedzieć, że to się nie dzieje. To daje nadzieję obywatelom sprzeciwiającym się reżimowi. Biorąc pod uwagę stan represji, jaki jest obecnie w Rosji, trzeba doceniać i podkreślać te sytuacje - podkreśla.

- Czy to przełom, wyłom w elicie, która próbuje się przeciwstawić Władimirowi Putinowi? Za wcześnie, by o tym tak mówić. To nie jest coś takiego, co sprawia, że mur się chwieje. Trzeba docenić odwagę osób, które narażają własną wolność. Jeden z radnych moskiewskich Aleksiej Gorinow, który otwarcie powiedział, że w Ukrainie głodują dzieci i że tam toczy się wojna, poszedł siedzieć na 7 lat. Poziom represyjności jest ogromny. Postawienie zarzutów Putinowi ze strony rosyjskich deputowanych to akt wielkiej odwagi. Póki co to jednak nie świadczy o załamywaniu się systemu - dodaje.

"Oni mają się bawić, a rosyjska armia wszystkim się zajmie"

Na Twitterze pojawiło się nagranie, które pokazuje Moskwę podczas ostatniego niedzielnego wieczoru. - Impreza jak na mundialu ponad cztery lata temu na ulicy, dziś nie ma problemu, żeby się zebrać, napić się jak tutaj. Miasto świętuje, jakby nic się nie stało - pisała Christina Hebel, korespondentka Der Spiegel.

Prof. Legucka podkreśla, że "tańczący mieszkańcy Moskwy to coś, na czym władzom bardzo zależy, czyli na umowie między Władimirem Putinem a społeczeństwem, że wszystko jest pod kontrolą". - Oni mają się bawić, a rosyjska armia wszystkim się zajmie. Wmawia im się nadal, że to, co się dzieje w Ukrainie, to specjalna operacja wojskowa i wszystko jest pod kontrolą - dodaje.

Jak zaznacza ekspertka, "do rosyjskiej świadomości przebija się, ale bardzo powoli, że tam nie do końca idzie tak jak należy, że Ukraińcy przejmują część frontu". - Póki co to niewielkie elementy baniek na Telegramie, które przebijają się do Rosjan. W niektórych programach propagandowych też pojawiają się takie informacje - mówi.

- Ponadto niejaki Igor Striełkow były głównodowodzący prorosyjskich separatystów, który kiedyś był bardzo po stronie Rosji, teraz jest rozgoryczony postawą władz rosyjskich i twierdzi, że Rosja zdradziła mieszkańców Donbasu i że nie prowadzi wojny w ich imieniu, a wręcz przeciwnie - wojnę przegrywa - zaznacza.

"Społeczeństwo popiera Putina, bo obserwuje wojnę na ekranach telewizji"

Prof. Legucka podkreśla jednak, że "rosyjskie społeczeństwo dlatego popiera Władimira Putina i specjalną operację, bo obserwuje wojnę na ekranach telewizji". - Ona tak bardzo ich nie dotyka, poza codziennością - rosnące ceny w sklepach, znikające marki zachodnich produktów w dużych miastach oraz coś, co już dotyczy ich bezpośrednio, czyli spadające realne dochody obywateli. Te problemy będą narastały w najbliższych miesiącach - mówi.

I podkreśla, że "sankcje zaczynają coraz mocniej dotykać rosyjskich obywateli". - Biedniejsi obywatele Rosji decydują się iść na front, ponieważ żołnierze otrzymują wysokie wynagrodzenie - dziesięciokrotność minimalnej pensji w Rosji. To dla nich źródło dochodów. W tym kontekście, a nie patriotycznym, obronnym ojczyzny, idą na front - dodaje.

Ofensywa ukraińska się nie zatrzymuje

Ofensywa przeciwko armii Putina w obwodzie charkowskim nie zatrzymuje się. Jak poinformował w poniedziałek szef regionu Ołeh Syniehubow, na niektórych odcinkach frontu oddziały ukraińskie dotarły do granicy z Federacją Rosyjską. Wcześniej ukraiński Sztab Generalny informował, że tylko w ciągu ostatniej doby spod rosyjskiej okupacji wyzwolono 20 miejscowości.

"Nasi żołnierze kontynuują operację wyzwalania Charkowszczyzny z rąk okupantów rosyjskich (...). Wczoraj (w niedzielę - red.) Rosjanie opuścili miejscowości Wełykyj Burłuk i Dworiczna w rejonie (odpowiednik powiatu - red.) kupiańskim. Na niektórych odcinkach frontu nasi obrońcy doszli do granicy państwowej z Federacją Rosyjską" - napisał Syniehubow w serwisie Telegram.

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zobacz także