Na co Jarosław Kaczyński wydał 115 tysięcy zł?
Wiadomo już, co posłowie zrobili z 64 mln zł, które od początku kadencji do końca zeszłego roku otrzymali z Kancelarii Sejmu na prowadzenie biur poselskich. Zdecydowana większość wykorzystała ryczałty w całości. Są i tacy, którzy je nieznacznie przekroczyli - podaje "Rzeczpospolita". Z wyliczeń wynika na przykład, że Jarosław Kaczyński przez 14 miesięcy wydał 115 tys. na pensje pracowników a Zbigniew Ziobro zapłacił 32 tys. zł za usługi telekomunikacyjne.
23.04.2009 | aktual.: 23.04.2009 21:52
Parlamentarzyści narzekają, że ryczałty na biura są za niskie, szczególnie jeśli chce się zatrudnić fachowców. A ci wysoko się cenią. Przy bliższej analizie raportów o wydatkach na biura widać jednak, że posłowie w bardzo różny sposób wyceniają pracę w swych biurach.
Przeciętny poseł wydał w pierwszych 14 miesiącach kadencji 40-50 tys. zł na pensje pracowników. To ok. 3,5 tys. miesięcznie. Wyjątkami są Jarosław Kaczyński i Julia Pitera. Prezes PiS na wypłaty wydał w tym czasie ponad 115 tys. zł, czyli średnio 8,2 tys. miesięcznie, a minister ds. zwalczania korupcji - 111 tys. zł, czyli blisko 8 tys. zł miesięcznie.
Ich przeciwieństwem jest Elżbieta Kruk (PiS), która na etatowe wynagrodzenia nie wydała ani grosza. Nie oznacza to, że nie ma współpracowników. Ze sprawozdania wynika, że zatrudnia ich po prostu na umowy-zlecenia. Wydała na ten cel 72,6 tys. zł, co czyni ją w tej kategorii rekordzistką.
Większość posłów na zlecenia wydała bowiem od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Zdecydowanie ponad przeciętną plasuje się tu także minister skarbu Aleksander Grad (PO), który na ten cel przeznaczył prawie 50 tys. zł.
- Wielu posłów stara się oszczędzać, zatrudniając pracowników na umowy zlecenia. Generuje to mniejsze koszty, ale nie jest dobrą praktyką - mówi Jerzy Budnik (PO), szef Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. Jego zdaniem posłowie nie powinni stosować takich uników. Zapowiada, że w najbliższym czasie jego komisja zajmie się tym problemem.
Za usługi telekomunikacyjne najwięcej płacą Zbigniew Ziobro (PiS) i Krzysztof Lisek (PO). W przypadku Liska, który jest szefem Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, 33,6 tys. zł, czyli średni rachunek miesięczny rzędu 2,4 tys. zł, nie dziwi. To przez częste wyjazdy zagraniczne i duże koszty roamingu. Biuro poselskie byłego ministra sprawiedliwości wydało na telefony niewiele mniej, bo 32 tys. zł. Już wcześniej Ziobro wyjaśniał, że nie wynika to z jego prywatnych rozmów, ale z dużej aktywności biura, które oddzwania do wyborców.
W poprzedniej kadencji wybuchła ogromna awantura, gdy okazało się, że ówczesny poseł Samoobrony Stanisław Łyżwiński z pieniędzy na biuro rozliczał przejazdy samochodem, którego nie miał. - Teraz nie byłoby to już możliwe, bo zmieniły się zasady - zauważa Budnik.
I rzeczywiście w ostatnim rozliczeniu nie ma biura, które by na paliwo wydawało po kilkaset tys. zł. Rekordzistką jest Barbara Marianowska z PiS. Na przejazdy samochodem wydała ponad 54 tys. zł. - Ale ja mam okręg poza miejscem zamieszkania i jeżdżę tam tylko autem - usprawiedliwia się Marianowska, która wybrana została z okręgu tarnowskiego.
W rozliczeniach biur można się też doszukać dowodu na istnienie w PiS tzw. grupy muzealników. Zalicza się do niej m.in. Jana Ołdakowskiego, Pawła Kowala, Lenę Dąbkowską-Cichocką i Elżbietę Jakubiak. Cała czwórka wydała po kilka tys. zł na przekład dokumentów (Dąbkowska-Cichocka i Jakubiak aż po 4,3 tys. zł, co odpowiada około stu stronom tłumaczenia), podczas gdy inni posłowie w ogóle nie mieli takich wydatków.
- To dokumenty międzynarodowe, a koronnym dowodem na istnienie naszej grupy jest też fakt, że prowadzimy wspólne biuro poselskie - śmieje się Dąbkowska-Cichocka.