PolskaMy nie terroryści

My nie terroryści

Kilkanaście Czeczenek z dziećmi od dwóch dni koczuje przed budynkiem Straży Granicznej w Słubicach (woj. lubuskie). Chcą wymusić wypuszczenie mężów aresztowanych podczas nielegalnego przekraczania granicy - pisze "Gazeta Lubuska".

10.04.2004 | aktual.: 10.04.2004 08:47

Protest zaczął się w nocy ze środy na czwartek. Wtedy podczas wspólnej akcji polskich i niemieckich pograniczników pod Frankfurtem n.O. zatrzymano grupę 56 Czeczeńców, którzy nielegalnie przekroczyli granicę. Zgodnie z umowami międzynarodowymi przewieziono ich na polską stronę. Zatrzymanych zostało 15 mężczyzn. W czwartek sąd na wniosek prokuratury aresztował ich na trzy miesiące.

Czeczeńcy trafili do aresztu w Gorzowie Wlkp. Grozi im nawet do trzech lat więzienia. "Kobiet nie aresztowaliśmy. Nie chcieliśmy rozdzielać ich z dziećmi" - tłumaczy rzecznik gorzowskiej Prokuratury Okręgowej Dariusz Domarecki.

Kiedy nie znające polskiego języka kobiety zorientowały się, że ich mężczyzn zatrzymano, postanowiły, że nie ruszą spod budynku Straży Granicznej w Słubicach. W czwartek koczowały do drugiej w nocy. Kilka z nich znalazło przytulisko w Ośrodku Interwencji Kryzysowej, reszta - u okolicznych mieszkańców. I w czwartek, i w piątek Czeczenki dożywiali Słubiczanie, kanapki zaoferował im także ośrodek.

W piątek od siódmej rano znów były przed strażnicą. "Tam są nasi mężowie i bracia. Mają walizki z pampersami i kaszą dla dzieci" - płaczą Czeczenki. Opowiadają, że przyjechali jacyś urzędnicy i postraszyli, że odbiorą im dzieci, ponieważ źle się nimi opiekują. "My ich nie oddamy! W Groznym gorsze rzeczy przeżyłyśmy, większe zimno i kule nad głowami. Dlatego stamtąd uciekamy. Nie jesteśmy terrorystami" - mówi Rukijat Szamajewa, drobna blondynka z telefonem komórkowym na szyi.

Według Straży Granicznej, Czeczeni legalnie wjechali do Polski. Złożyli dokumenty z prośbą o legalny pobyt. Skierowano ich do ośrodka dla uchodźców w Dębaku pod Warszawą. Kilka dni temu wyjechali stamtąd na własną rękę. Za przeprowadzenie przez zieloną granicę zapłacili pośrednikom po 600 euro od głowy. Teraz nie rozumieją, że popełnili przestępstwo.

Wczoraj Straż Graniczna usiłowała przewieźć kobiety do Dębaku, ale odmówiły. "Będziemy tu czekać, aż wypuszczą naszych mężów" - mówi R. Szamajewa.

Decyzji w ich sprawie nie podjęli wojewoda lubuski i starosta słubicki, ponieważ nie leży w ich gestii. Kobiet nie można aresztować, bo nie zakłócają porządku publicznego. Władze skończyły w piątek urzędowanie ok. godz. 16.00. Kobiety zostały przed budynkiem pograniczników. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)