Można zarobić za przyjęcie punktu karnego
"Górny Śląsk - Katowice, Chorzów, Gliwice, Bytom, do 14 pkt. PRZYJMĘ"; "Kupię punkty karne, województwo śląskie, cena do uzgodnienia" - od podobnych ogłoszeń roi się ostatnio na forach internetowych. Są deską ratunkową dla zdesperowanych kierowców, którzy lubią docisnąć pedał gazu. Nawet kilkaset złotych można zarobić za przyjęcie jednego punktu karnego.
04.03.2009 | aktual.: 04.03.2009 08:33
Właśnie za przekroczenie prędkości najłatwiej dostać punkty karne. Piratów drogowych coraz skuteczniej wyłapują fotoradary, a tych przybywa. Posiadanie po kilka takich urządzeń stało się ambicją nie tylko policji, ale też straży miejskich w każdej większej gminie. W 2008 roku tylko fotoradary należące do Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach błyskały 24 tysiące razy i tyle samo mandatów wystawiono na podstawie zdjęć.
Dla szarżujących kierowców to utrapienie, bo wystarczy, że przekroczą 24 punkty karne, a pojawia się widmo utraty prawa jazdy oraz skomplikowanego, powtórnego i coraz bardziej kosztownego egzaminu. W ubiegłym roku za przekroczenie dozwolonej liczby punktów karnych prawo jazdy na Śląsku straciło 1002 kierowców.
Zagrożeni kierowcy wpadli więc na pomysł "redystrybucji kar". Jeśli nałapali za dużo punktów karnych, szukają na nie kupca. Za jeden punkt płacą od 50 do nawet 300 zł. Handel między kierowcami kwitnie, a policjanci bezradnie rozkładają ręce. Proceder jest oczywiście nielegalny, ale udowodnienie tego bywa niemożliwe. Policjanci dobrze o tym wiedzą.
- Wynika to między innymi z dużej awaryjności sprzętu - ocenia nadkomisarz Włodzimierz Mogiła z sekcji ruchu drogowego KWP.
Szwankujący fotoradar wykonuje często niewyraźne zdjęcia, na których widać numer rejestracyjny samochodu, ale już bardzo słabo widać, kto prowadzi auto. Tu właśnie zaczyna się pole do manewru dla pomysłowych kierowców. Muszą znaleźć kogoś, kto weźmie winę na siebie. Wtedy delikwent, który dobija do 20 punktów, kiedy otrzymuje kolejne wezwanie na komendę, przychodzi, ogląda zdjęcie, stwierdza, że to nie on i wskazuje winnego. Winny, czyli wcześniej znaleziony i odpowiednio opłacony posiadacz prawa jazdy, przyznaje się funkcjonariuszom policji, że to on prowadził pożyczony od właściciela samochód i to jego za kierownicą uwiecznił fotoradar.
- To potwierdzenie nieprawdy, czyli przestępstwo, za które grozi nawet do trzech lat więzienia - ostrzega Janusz Jończyk z KWP w Katowicach.
Handlujących punktami kierowców wizja tej kary jednak nie odstrasza. Beztrosko ogłaszają się na forach internetowych, podają swoje adresy mailowe i numery telefonów komórkowych. Na forum jednego z portali informacyjnych od kilku tygodni zamieszczone jest ogłoszenie na przykład Tyrensa. Jest kupcem. Mówi, że na kryzys każdy sposób jest dobry.
Internauta o nicku Tyrens zarobił już kilkaset złotych. Jak? Łatwo. Kupił od zdesperowanych kierowców... ich punkty karne. - Udało mi się przyjąć punkty już dwa razy. Raz dostałem 250 zł, drugi raz około 150 zł. Ceny są do uzgodnienia. Średnio jeden punkt to zarobek od 50 do 150 zł, ale można dostać nawet dużo więcej. Policja się nie zorientowała - przyznaje 22-latek. Mężczyzna zamieścił ogłoszenie na forum jednego z portali informacyjnych. Forum motoryzacyjne wybrał internauta Piter. I napisał: kupię punkty karne, woj. śląskie, cena do uzgodnienia.
- Jeżdżę rzadko, może dwa razy w miesiącu. Wziąłbym dwa punkty, powiedzmy za 200 zł. Jeszcze nie przyjąłem żadnego, bo dzwonią kierowcy z odległych miejscowości - mówi 35-latek. A odległość jest istotna, tak jak wiek i płeć handlujących kierowców.
- Łatwo o wpadkę, kiedy zamiast młodego mężczyzny, widocznego na zdjęciu z fotoradaru, na komendzie stawia się 72-letnia kobieta - przyznaje Tyrens.
Wizja wpadki odstraszyła internautę Maasta. Na forum wpisał, że przyjmie punkty z okolic Katowic, Chorzowa lub Bytomia. - To było na próbę. Ale nie warto próbować - powiedział nam.
W 2008 roku śląska policja 1002 razy wnioskowała o odebranie prawa jazdy za przekroczenie dopuszczalnej przez kodeks drogowy liczby punktów karnych. Utrata dokumentu to konieczność ponownego przystąpienia do kosztownego egzaminu. Wizja oblania odstrasza kierowców bardziej niż konsekwencje oszustwa. Dlatego wybierają to drugie i robią policjantów w balona, handlując punktami karnymi.
Na forach internetowych aż huczy od tego typu ogłoszeń. Ludzie szukają chętnego, który przyzna się na policji, że to on jechał samochodem uwiecznionym przez fotoradar. Policjanci ostrzegają, że za takie oszustwo grozi nawet więzienie. Ale to nie odstrasza kierowców. Skala procederu nie jest znana. Policjanci twierdzą, że zdobyć 24 punkty na raz to nie problem. Rekordzista to rybniczanin, który w ubiegłym roku po 6-minutowym rajdzie motocyklem autostradą A4 został zatrzymany w Zabrzu. W sumie zarobił ponad 100 punktów karnych! Ile z wystawianych na postawie zdjęć z fotoradaru mandatów trafiła do prawdziwych sprawców wykroczeń, nie wiadomo.
W śląskiej komendzie wojewódzkiej bagatelizują problem. - Zdarza się, że zdjęcia z fotoradaru są niewyraźne, ale wtedy takie sytuacje są weryfikowane przez policjantów, którzy muszą mieć przekonanie, że wystawiają mandat właściwej osobie. Jeśli wątpliwości są, sprawdza się, czy dana osoba mogła być dysponentem auta. Można także odesłać sprawę do sądu grodzkiego - wyjaśnia nadkomisarz Włodzimierz Mogiła. Możliwość nadużyć dostrzegają, za to strażnicy miejscy. - Starszy sprzęt rzeczywiście robi zdjęcia kiepskiej jakości. Oszustwo jest możliwe - przyznaje Andrzej Nowak z komendy straży miejskiej w Rudzie Śląskiej.
Legalna i tańsza niż wyprzedawanie punktów karnych jest ich redukcja. Taką możliwość daje kosztujące 300 zł szkolenie w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego. W ten sposób można sobie odjąć 6 punktów.
Justyna Przybytek