"Mózg afery taśmowej" Marek Falenta ma się dobrze. "Jeszcze nie siedzi. Wygrał"
- Jeśli wyobraża sobie pan go jako człowieka smutnego, stojącego rano z siatką w kolejce po bułki, jest pan w błędzie - tak powiedział dziennikarzowi znajomy Marka Falenty. "Mózg afery taśmowej" mimo wyroku podobno "wciąż jest na powierzchni".
Jest skazany prawomocnym wyrokiem, podsłuchiwał ludzi. Wielu to jednak nie przeszkadza. Marek Falenta ma być "rozchwytywany na imprezach" i doradza innym, bo swoich firm już nie ma.
O tym, jak wygląda życie Falenty po aferze taśmowej pisze "Newsweek". Okazuje się, że nie tylko ludzie nie zrazili się do biznesmena, ale też on sam nie postawił na sobie krzyżyka. - Kilkanaście miesięcy za kratami to jeszcze nie koniec świata. Jestem na to przygotowany, ale szkoda mi czasu, szkoda życia - powiedział tygodnikowi.
- Jeśli wyobraża sobie pan go jako człowieka smutnego, stojącego rano z siatką w kolejce po bułki, jest pan w błędzie - stwierdził z kolei w rozmowie z dziennikarzem znajomy Falenty. - Powinno go nie być, a ona wciąż na powierzchni - ocenił natomiast anonimowo warszawski przedsiębiorca.
Zobacz także: Afera taśmowa. Kwiatkowski: „Są taśmy, na których jestem”. A potem zaskoczenie
Nie jest jednak tak, że afera spłynęła po nim jak po kaczce. - Poważnie odbiła się na moim biznesie i życiu rodzinnym. Partnerka, która w czasie, gdy mnie zatrzymano, była w szóstym miesiącu ciąży, nie wytrzymała napięcia. Rozstaliśmy się - mówił Falenta.
Jaki jest? Z rozmów z ludźmi którzy go znają, wynika, że potrafi zrobić wrażenie. Podobno uważają go za "lepszego cwaniaka" i "geniusza finansowego".
- Inwestuje cudze pieniądze, ma niesamowity dar przekonywania. Po kilku minutach rozmowy ludzie zaczynają mu wierzyć. On zresztą też wierzy, że jest uczciwy, nieomylny - powiedział znajomy Falenty. Jednocześnie przyznał, że jest hazardzistą i "szybko się podpala".
- Handluje marzeniami. Gdy z tobą rozmawia, chcesz wierzyć, że ma rację. a potem się zastanawiasz, dlaczego nic nie wyszło z pewnego, bajecznego interesu - podkreślił jeden z biznesmenów. I dodał: - Jeszcze nie siedzi, ma kierowcę, samochód, dom. (...) Wygrał.
"Kozioł ofiarny"
Falenta zaznacza, że nie wie, gdzie są nieujawnione dotąd taśmy. I w całej aferze jest ofiarą, dlatego złożył do Sądy Najwyższego wniosek kasację. 25 października Sąd Najwyższy ma ten wniosek rozpatrzyć. Na razie nie przebywa za kratkami ze względu na problemy ze zdrowie.
- Część ludzi służb zlecała nagrywanie polityków i biznesmenów. Inni, dzięki mnie, wpadli na trop tego procederu. Dowiedziałem się o nagraniach. Zgłosiłem to w CBA i ABW. To oni prosili mnie, żebym "pozyskiwał" taśmy. Zaczęli prowadzić sprawę, badać watki korupcyjne z nagrań. Potem się okazało, że weszli w drogę swoim kolegom po fachu. Zrobiła się awantura, ktoś zaniósł taśmy do prasy. Trzeba było znaleźć kozła ofiarnego. Ja się nadawałem doskonale - tłumaczył Falenta.
Zapytany o to, czy chciał popełnić samobójstwo odpowiedział: - Ta afera wykończyła mnie fizycznie i psychicznie. Odchorowałem to. Trafiłem na półtora miesiąca do szpitala.
Źródło: "Newsweek"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl