Mossad wszechmogący, choć omylny
Film Stevena Spielberga "Monachium" ukazał agentów Mossadu jako zbieraninę oryginałów nękaną wyrzutami sumienia. Naprawdę to najsprawniejszy i najbardziej brutalny wywiad świata, który działa szybko i bezwględnie. Pomagają mu tysiące izraelskich ochotników.
Nad ranem 4 września 1972 roku przebrana w dresy grupa palestyńskich terrorystów z organizacji Czarny Wrzesień przeskoczyła przez płot, udając sportowców, a potem wdarła się z automatami kałasznikow do hotelu w wiosce olimpijskiej w Monachium. 11 członków izraelskiej ekipy olimpijskiej wzięto za zakładników. Dwóch zginęło w hotelu, a dziewięciu na lotnisku podczas nieudanej próby odbicia ich przez niemiecką policję.
Policja zastrzeliła pięciu palestyńskich terrorystów, trzech przeżyło i zostało aresztowanych. Po dniu przerwy igrzyska olimpijskie mimo tragedii dokończono. Pod koniec października trzech zamachowców z Czarnego Września RFN wymieniła na pasażerów porwanego samolotu Lufthansy. Terroryści odzyskali wolność i powrócili triumfalnie na Bliski Wschód. Wówczas oburzona premier Golda Meir nakazała Mossadowi likwidację uczestników i organizatorów winnych masakry w Monachium.
Mossad zlikwidował dwóch spośród trzech terrorystów oraz ośmiu domniemanych organizatorów zamachu. Akcji odwetowych dokonano między innymi w Rzymie, w Paryżu, na Cyprze i w Atenach. Żaden z dokonujących egzekucji agentów nie miał jednak, inaczej niż w filmie, wyrzutów sumienia. Potwierdzają to agenci Mossadu - oficerowie K. i G. - oraz dwaj byli dyrektorzy agencji w filmach dokumentalnych o tej operacji emitowanych pod koniec stycznia w brytyjskich stacjach telewizyjnych Channel 4 i BBC2.
- Film Spielberga jest bardzo oderwany od rzeczywistości - mówi "Przekrojowi" Uri Huppert, autor książki "Izrael na rozdrożu". W kraju, który na co dzień przeżywa wojnę z terrorem, mało kto filozofuje na temat eliminacji wroga. - I nikt nie ma wyrzutów sumienia. Nie mieli ich także prawdziwi agenci w latach 70. - mówi Huppert. Jego zdaniem Mossad nie narodził się ani nie działa z potrzeby zemsty, lecz w samoobronie narodu otoczonego przez morze wrogich państw arabskich i organizacji terrorystycznych.
W ślady Gideona
Jako jedyna na świecie służba wywiadowcza Mossad od lat 60. oficjalnie dokonuje zabójstw wrogów państwa Izrael. Autorem tej doktryny był Meir Amit (dyrektor Mossadu w latach 1963-1968). Wyspecjalizowany oddział zabójców, czyli "kidon", szkoli się w miasteczkach treningowych na pustyni Negeb. W innym ośrodku szkoleniowym Mossadu w Glilot na północ od Tel Awiwu stoi mauzoleum zbudowane z białego piaskowca. Na jego ścianach widnieją nazwiska i daty śmierci ponad 550 poległych w różnych zakątkach świata agentów Mossadu i innych izraelskich agencji. Pusta ściana czeka na kolejne nazwiska.
O potędze izraelskiego wywiadu decyduje nie tylko ofiarność agentów, lecz przede wszystkim surowy system szkolenia. Agent wywiadu, czyli "katsa", staje się częścią "rodziny", ale jednocześnie trybikiem w bezwzględnej machinie. - Agent nie jest człowiekiem. Jest bronią - mawiał jeden z wyższych oficerów Mossadu.
- Szkolenie rozwija w agencie bezwarunkowy odruch zabijania. Ja albo on. Strzelasz tyle razy, ile zdołasz. Kiedy upadnie, podchodzisz, by dla pewności dobić go kulą w skroń - wspomina były agent Mossadu Victor Ostrovsky, autor demaskatorskiej książki "By the Way of Deception" ("Za pomocą podstępu") do dziś zakazanej w Izraelu.
W poszukiwaniu prehistorii Mossadu trzeba cofnąć się do września 1929 roku, kiedy na apel rabinów pod Ścianą Płaczu w Jerozolimie zebrał się tłum Żydów. W zarządzanej przez Brytyjczyków Palestynie Żydzi zademonstrowali w ten sposób Arabom determinację w dążeniu do własnego państwa. Na modlących się posypał się grad kamieni i puszek wypełnionych żwirem. Ze wzgórza padły także pojedyncze strzały arabskich snajperów.
Jeszcze tego samego wieczoru na zebraniu starszyzny żydowskiej przypomniano, że od epoki króla Dawida los Żydów był zależny od wywiadu. Nie na darmo jeden ze starożytnych sędziów izraelskich Gideon podkradł się do namiotów wrogów, by podsłuchiwać ich rozmowy.
Pomysł stworzenia silnej organizacji wywiadowczej czekał na realizację niemal ćwierć wieku. W 1948 roku po walkach z Brytyjczykami i Palestyńczykami powstał Izrael. W grudniu 1949 powołano Instytut do spraw Koordynacji, czyli Mossad. Miał on koordynować pracę różnych, często skłóconych, służb specjalnych nowego państwa, a formalnie podlegał ministerstwu spraw zagranicznych. Dwa lata później doszło do poważnej reorganizacji i od marca 1951 roku do dziś Mossad podlega bezpośrednio premierowi. Organizacja odpowiada za całą działalność szpiegowską za granicą. Ponadto w kraju działa izraelski kontrwywiad Szin Bet oraz wywiad wojskowy Aman.
W 1954 roku dyrektor Mossadu Irel Harel przyjechał do Waszyngtonu, by spotkać się z szefem Centralnej Agencji Wywiadowczej Allenem Dullesem. Podarował mu sztylet z inskrypcją: "Strażnik Izraela nie drzemie ani nie śpi". Dulles zapewnił go, że będzie czuwał razem z nim. Sojusz Mossadu z CIA zaowocował pomocą techniczną. Izraelczycy uzyskali dostęp do najnowocześniejszych amerykańskich urządzeń i szpiegowskich gadżetów.
Jednym z najsłynniejszych izraelskich szpiegów był urodzony w Egipcie ortodoksyjny Żyd Eli Cohen. W 1959 roku rozpoczął półroczny kurs szpiegowski - uczył się walczyć wręcz, strzelać, włamywać, obsługiwać radiostację i układać szyfry. Po szkoleniu potrafił wykonać bombę z powszechnie dostępnych materiałów.
Przerzucony do wrogiej Syrii Cohen udawał przedsiębiorcę i próbował pozyskać wpływowych przyjaciół. Dzięki jednemu z nich, siostrzeńcowi syryjskiego prezydenta, Cohen mógł odwiedzić rejon wzgórz Golan. Zdjęcia z wycieczki przesyłał do Izraela. - Jest wart tyle, ile cała dywizja wojska - mówił o Cohenie Meir Amit.
Armia sajanim
W 1965 roku Cohen wpadł w ręce syryjskiego kontrwywiadu. 18 maja został powieszony na centralnym placu Damaszku. Meir Amit zrozumiał, że agenci Mossadu muszą mieć szersze zaplecze. Stworzył wyjątkowy system "sajanim", czyli ochotniczych pomocników żydowskich w kluczowych krajach świata. Agenci (katsa) pozyskują sajanim, apelując do ich patriotyzmu i odpowiedzialności za państwo żydowskie.
"Sajanim prowadzący wypożyczalnię samochodów dostarczają agentowi Mossadu środków transportu bez wymaganych dokumentów. Właściciele agencji nieruchomości zapewniają zakwaterowanie, a lekarze opatrują rany postrzałowe bez powiadamiania władz. Sajanim otrzymują jedynie zwrot poniesionych kosztów" - pisze Gordon Thomas, autor książki o Mossadzie.
Pomocnicy muszą być w stu procentach pochodzenia żydowskiego. Oficer wywiadu katsa odwiedza sajanim co trzy miesiące. Liczba ochotniczych współpracowników Mossadu w poszczególnych krajach świata idzie w tysiące. Wspomagają oni także izraelski wywiad gospodarczy. Żydowska diaspora to skarb dla Mossadu - wielomilionowa baza, z której rekrutują się agenci i agentki.
Jedną z nich była Cheryl Hanin z Florydy. W 1986 roku Cheryl, udająca zagubioną amerykańską turystkę Cindy, poderwała na londyńskim Leicester Square Izraelczyka Mordechaia Vanunu, który ukrywał się w Londynie dzięki pomocy "Sunday Timesa". Vanunu dysponował zdjęciami z tajnego ośrodka nuklearnego w Dimona, gdzie Izraelczycy produkowali głowice jądrowe, choć zapewniali Amerykanów, że nic takiego nie ma miejsca.
Vanunu wyśledzili w jednym z londyńskich hoteli brytyjscy sajanim. Podobno wcześniej, gdy usiłował sprzedać swoją opowieść gazecie "Sunday Mirror", do Mossadu zatelefonował właściciel gazety, rzekomy współpracownik tej agencji, magnat medialny Robert Maxwell.
Do akcji wkroczyła piękna Cindy. Zabrała Vanunu na kawę i do kina, a potem do siostry do Rzymu. W jej mieszkaniu czekała grupa agentów Mossadu ze strzykawką wypełnioną środkiem obezwładniającym. 30 września 1986 roku Vanunu został potajemnie wywieziony do Izraela, gdzie sąd skazał go na 18 lat więzienia. Większość wyroku spędził w całkowitej izolacji.
Vanunu jest dziś wolny. Mieszka w betonowym osiedlu w arabskiej, wschodniej części Jerozolimy. Zrelaksowany, opalony mężczyzna lubi przesiadywać w ogrodach przy katedrze w Jerozolimie. Nie wolno mu opuszczać kraju ani rozmawiać z dziennikarzami. Ale Vanunu lubi łamać ten ostatni zakaz. Chętnie opowiada o swoim spotkaniu z Mossadem sprzed 20 lat i wraca do chwili, gdy spostrzegł Cindy i - jak twierdzi - sam do niej podszedł na londyńskim placu.
Egzekucja i dezinformacja
Władze Izraela nie wahają się przed eliminacją ludzi, których uznają za zagrożenie dla państwa. W 1988 roku na osobisty rozkaz premiera Icchaka Rabina z rąk komando Mossadu zginął w Tunezji zastępca Jasera Arafata Abu Dżihad. Dwa miesiące później w RPA znaleziono pozbawione rąk i nóg ciało biznesmena Alana Kidgera dostarczającego do Iraku sprzęt, który mógł posłużyć do produkcji broni chemicznej.
Z drugiej strony wielokrotnie potwierdzona skuteczność izraelskiego wywiadu sprawia, że przypisuje mu się udział w najbardziej fantastycznych operacjach. Świat wciąż huczy od plotek o tajnych akcjach Mossadu.
Podobno to Mossad po awanturze i groźbie zdrady ze strony multimilionera zamordował Roberta Maxwella na jego własnym jachcie. Podobno Mossad pośrednio odpowiada za śmierć księżnej Diany, gdyż jej kierowca Paul Henri był szantażowany przez Izraelczyków, którzy domagali się od niego współpracy. Podobno Mossad podsłuchiwał inne wywiady świata (w tym polski), którym sprzedał skażony wirusem program komputerowy Promis. Podobno na długo przed wybuchem skandalu wiedział o związku Clintona z Moniką Lewinski, bo założył pluskwę na jej aparacie telefonicznym. To Mossad wreszcie przekazał Janowi Pawłowi II informacje o prawdziwym mocodawcy zamachu na placu Świętego Piotra (miał nim być Iran). Te sensacje pojawiają się w nielicznych publikacjach o Mossadzie - książkach Gordona Thomasa i Victora Ostrovsky'ego. Oczywiście źródła autorów są anonimowe, obaj twierdzą jednak, że rozmawiali z wieloma byłymi agentami, a nawet szefami agencji. Część plotek o potędze Mossadu z pewnością rozpowszechnia jego specjalna komórka wojny
psychologicznej.
Dezinformacja to ważna część pracy Mossadu. Dobrym jej przykładem jest sprawa Geralda Bulla, kanadyjskiego eksperta do spraw balistyki, który współpracował z Irakiem przy produkcji tak zwanego superdziała, śmiertelnego zagrożenia dla Izraela. W 1990 roku w Brukseli zginął on na progu swego mieszkania. Zamach zlecił premier Icchak Szamir. Po egzekucji wydział wojny psychologicznej Mossadu zaczął podsuwać prasie własną wersję wydarzeń. Wedle niej Bull miał zginąć z rąk ludzi Saddama Husajna podejrzewających zdradę.
Fałszywa al-Kaida
Ibrahim, Palestyńczyk ze Strefy Gazy, wysłał pod koniec 2001 roku list do rubryki kulturalnej w gazecie "East Jerusalem Post". Nieopatrznie podał swoje dane personalne. Trzy miesiące później odezwał się do niego tajemniczy rodak. Ahmed przedstawiał się jako biznesmen, któremu Ibrahim miał niby przypominać syna. Przypadli sobie do gustu, ich kontakty były coraz bardziej przyjacielskie. Ahmed dzwonił, wypytywał Ibrahima o jego poglądy i religijność, chciał rzekomo zainwestować pieniądze w Strefie Gazy, potrzebował wspólnika.
Gdy zdobył zaufanie Ibrahima, wyłożył kawę na ławę. - Jestem człowiekiem ben Ladena - powiedział. Cel był prosty - stworzenie komórki Al-Kaidy w palestyńskiej Strefie Gazy. Ibrahim miałby się zająć jej organizacją. Mężczyzna nabrał jednak podejrzeń, a być może po prostu się wystraszył. Nie wiedział, co robić, więc powiedział o wszystkim palestyńskiej policji. Ta przekazała sprawę wywiadowi Autonomii, a ten wreszcie namierzył Ahmeda i ogłosił, że tajemniczy biznesmen to agent Mossadu. Potem gdy Ariel Szaron powie w 2002 roku o tworzących się w Palestynie strukturach Al-Kaidy, służby rządzącego wówczas Autonomią Jasera Arafata wyciągną mu sprawę Ahmeda i kilka podobnych przypadków. Wszystkie telefony i e-maile, za pomocą których kontaktowali się domniemani wysłannicy ben Ladena, miały prowadzić do Izraela.
Jeżeli przyjąć wersję Palestyńczyków, to operacja wiązania Palestyńczyków z ben Ladenem zaczęła się tuż po zamachach 11 września, gdy świat wstrząśnięty tragedią szukał winnych po całym globie. Premier Izraela Ariel Szaron zabiegał o poparcie dla twardej polityki wobec Palestyny. Początkowo Ariel Szaron bronił tezy o powstaniu palestyńskiej Al-Kaidy, ale później rzecznik jego MSZ zaczął prostować słowa premiera. - Po co mielibyśmy wymyślać podobne historie? Przecież Hamas, Islamski Dżihad i Hezbollah są tym samym co Al-Kaida - mówił Gilad Milo. Zdaniem innych ekspertów w Jerozolimie od kilku lat gra się kartą Al-Kaidy. - Im większa Al-Kaida, tym bardziej potrzeba Mossadu - mówi nasz rozmówca.
Obalenie Saddama Husajna pozwoliło Mossadowi na o wiele lepsze usadowienie się w Iraku, skąd izraelski wywiad obserwuje sąsiedni Iran - dziś zagrożenie numer jeden dla bezpieczeństwa Izraela. Według niepotwierdzonych doniesień wpływowego dziennika arabskiego "Al-Hajat" w pobliżu irackiej Basry na wyspie Um al-Rassas pojawiły się izraelskie punkty obserwacyjne - 50-metrowe kolumny, z których Mossad może śledzić rozwój irańskich instalacji nuklearnych. Przeciwdziałanie irańskiemu programowi nuklearnemu uważane jest za zadanie numer jeden izraelskiego wywiadu. Izrael na pewno ma plan ataku na irańskie instalacje jądrowe - twierdzi amerykański ekspert od Bliskiego Wschodu Micah Halpern.
Według niemieckiego tygodnika "Der Spiegel" plan ataku opracowano już w 2003 roku i - jak twierdził w rozmowie z gazetą jeden z przedstawicieli izraelskiego lotnictwa - "jest on trudny, ale nie niewykonalny".
Izrael zamierza też wspomagać ewentualną akcję zbrojną Stanów Zjednoczonych. Halpern twierdzi, że Ariel Szaron miał w czasie jednego ze spotkań z George'em W. Bushem pokazać mu mapę ze zdjęciami namierzonych przez izraelski wywiad irańskich obiektów. Mossad odgrywa też kluczową rolę przy uczulaniu na irańskie zagrożenie zachodnich mediów. "Agenci Mossadu dostarczają zagranicznym dziennikarzom informacji na temat polityki nuklearnej Iranu" - twierdzi dziennik "Haaretz".
- Przez kilka dziesięcioleci Mossad, poza zamachami i szpiegostwem, zajmował się cichą dyplomacją z Palestyńczykami i operacjami ratowania Żydów poza granicami Izraela - mówi "Przekrojowi" Yossi Melman, dziennikarz "Haaretz" zajmujący się Mossadem. Jego zdaniem ten okres dobiegł końca. Obecnie Mossad bierze udział w wojnie z terrorem i powstrzymywaniu krajów takich jak Iran.
Próbować do skutku
Nie zawsze Mossad był tak skuteczny jak podczas porwania Vanunu z Włoch czy pojmania i potajemnego wywiezienia z Argentyny do Izraela hitlerowskiego zbrodniarza Adolfa Eichmanna w 1960 roku.
W ostatnich latach Mossad miał kilka poważnych wpadek. Latem 2004 dwóch agentów zatrzymano w Nowej Zelandii, kiedy nielegalnie próbowali sobie wyrobić paszporty tego kraju. Wcześniej, w roku 1997, gdy Mossad bezskutecznie próbował otruć przywódcę Hamasu Chaleda Maszala, jego agenci posłużyli się fałszywymi paszportami Kanady. Sprawa wyszła na jaw i wywołała wojnę dyplomatyczną z Ottawą. Izraelski ambasador został odesłany do domu, a dyplomacja państwa żydowskiego musiała przeprosić i przyrzec, że więcej tego nie powtórzy. Powtórzyła. W lipcu 2004 roku Nowa Zelandia zareagowała na kolejny paszportowy skandal furią, stosując sankcje dyplomatyczne. Po kilku miesiącach milczenia Izrael znów musiał przepraszać.
Największą wpadką Mossadu była jednak sama próba zamordowania Maszala. W 1997 roku został otruty w Jordanii, ale agenci, którzy podali mu truciznę, wpadli w ręce jordańskich służb. Izrael został poniżony - w zamian za życie swoich ludzi musiał dostarczyć do Jordanii antidotum na truciznę, a także wypuścić z więzień wielu palestyńskich liderów, w tym nieprzejednanego wroga Izraela szejka Jassina.
Przytrafiające się Izraelczykom niepowodzenia nie powinny jednak osłabiać czujności ich wrogów. Po siedmiu latach od uwolnienia szejka Jassina Mossad wytropił go i zabił wystrzeloną ze śmigłowca rakietą, kiedy szejk wyjeżdżał z meczetu na wózku inwalidzkim.
Marek Rybarczyk
współpraca Jakub Kumoch; Jonathan Cook, Jerozolima
korzystałem z książki Gordona Thomasa "Szpiedzy Gideona", Magnum, Warszawa 2005