HistoriaMoskiewski najazd na Rzeczpospolitą w 1654 r.

Moskiewski najazd na Rzeczpospolitą w 1654 r.

• Moskiewski najazd na Rzeczpospolitą w 1654 r. jest dziś zapomniany
• Pamięć o nim przyćmił szwedzki Potop i walki z Kozakami
• Atak był zemstą caratu za wcześniejsze zajęcie Moskwy
• Podczas najazdu wojska cara Aleksego puściły z dymem Wilno

Moskiewski najazd na Rzeczpospolitą w 1654 r.
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | Rzeź Trubeckiego – pogrom cywilnej ludności Mścisławia 22 lipca 1654 r., ilustracja z XVIII w.

12.08.2016 20:55

Moskiewski najazd na Rzeczpospolitą w 1654 r. wymknął się uwadze potomnych. Zasługa w tym przede wszystkim Henryka Sienkiewicza, który rozsławił inne konflikty tego czasu: powstanie Chmielnickiego (1648-1651) i potop szwedzki (1655-1660). Echa owej zapomnianej wojny odnajdujemy już we wstępie do ''Potopu'', ale od początku towarzyszy nam enigmatyczny ton: ''Rozpaliła się wówczas wzdłuż całej wschodniej granicy Rzeczypospolitej straszliwa wojna''. I dalej w kolejnych rozdziałach: ''Fala zalewała kraj coraz dalej, gdzieniegdzie tylko o warowne mury się obijając, ale i mury padały jedne za drugimi i jak upadł Smoleńsk''. Kto jest tą tajemniczą falą? ''Nieprzyjaciel'', ''Chowański'', ''Szeremietiew'', ''Buturlin'', a nawet ''Hiperborejczykowie''. Nikt tu nie walczy z Moskalami, ale ''rzuca się na szeregi najemnych pikinierów francuskich''. Raz tylko w pierwszych rozdziałach ''Potopu'' pojawia się ''moskiewska potencja''. W Warszawie, w latach 80. XIX w., gdy powstawał ''Potop'', nie wolno było napisać zdania,
które w jakikolwiek sposób stawiałoby Rosję w złym świetle.

Sienkiewicz na temat wojny 1654 r. pisał oględnie nie tylko z powodu carskiej cenzury. Klęska Rzeczypospolitej w latach 1654-1655 to swoisty katalog infamii. Szlachta okryła się nią na polu walki i na sejmikach. Swoje do przyczyn klęski dorzucił król Jan Kazimierz. Rzeczy haniebnych dopuszczało się wojsko, a smutek ogarnia, gdy czyta się o postawie ludności Kresów wobec nadciągających moskiewskich hord. Szerzej wojnę ową polskiemu czytelnikowi przedstawił Konrad Bobiatyński w kapitalnej monografii ''Od Smoleńska do Wilna. Wojna Rzeczypospolitej z Moskwą 1654-1655''.

Blitzkrieg Moskwy

Carowie pałali żądzą zemsty za upokorzenia, jakich Moskwa doznała podczas ostatnich kilku wojen z Rzecząpospolitą. Nie zapomnieli Orszy, Inflant, dymitriad, Kłuszyna i Smoleńska. Cały sens istnienia moskiewskiego państwa opierał się na ''zbieraniu ziem ruskich'', skupieniu całego prawosławia w jednym ręku, nie jakiejś wydumanej ''gwarancji praw i wolności''. Bez oderwania połowy ziem Rzeczypospolitej nie dało się zrealizować tych celów. Do Moskwy ściągali więc tysiącami najemni Francuzi, Szkoci, Niemcy, Szwedzi. Car Aleksy Romanow złota nie żałował. Nic dziwnego, że w połowie XVII w. armia moskiewska w coraz mniejszym stopniu przypominała dawną zbieraninę brodatych grubasów, dobrych jedynie w walce zza palisady, która dawała drapaka przed straszną jazdą Rzeczypospolitej. Stawała się sprawną machiną szkoloną na wzór zachodnioeuropejski, która w połączeniu z nieprzebranymi zasobami ludzkimi mogła być naprawdę niebezpieczna. W 1654 r. na Rzeczpospolitą maszerowało 70 tys. wojska, czyli dwie trzecie wszystkich
sił rosyjskich.

My zaś lizaliśmy rany po pięciu latach toczonych ze zmiennym szczęściem bojów z Chmielnickim. Skarb był pusty, najlepsi żołnierze wymordowani pod Batohem, a Kozacy szykowali się oddać w Perejasławiu pod opiekę cara. Mimo grożącego niebezpieczeństwa wierzono, że rozprawimy się z carem jak dawniej. Hetman Janusz Radziwiłł, którego Sienkiewicz przedstawił w ''Potopie'' jako zdrajcę, kłamcę i hochsztaplera, alarmował na sejmikach: ''Nikt nie żałuje, nikt wiadomościom o niebezpieczeństwach nie wierzy...''. Król, w swojej obłędnej wizji budowania absolutyzmu w republikańskim państwie, posuwał się nawet do zrywania sejmów. Na Litwie głównym przeciwnikiem takiej polityki był właśnie hetman wielki, z wyznania kalwinista, sam nieprzebierający w środkach i również chętnie stosujący zasadę liberum veto. Na Litwie pod bronią stało raptem 8 tys. wojska.

Aleksy I Romanow fot. Wikimedia Commons

W 1654 r. Moskwa nie kryła swoich zamiarów. Mimo to, gdy już ruszyła, nikt nie zdołał stanąć jej na drodze. Padały pograniczne twierdze, w których od dziesiątków lat (a bywało że i od czasów księcia Witolda) nie remontowano umocnień. Szokiem był upadek Smoleńska (październik), gdzie obrońcy z braku lepszych środków zrzucali na Moskali ule pełne pszczół. Radziwiłł ze swoimi szczupłymi siłami nie był w stanie obronić tak wielkiego terytorium, na domiar złego zaczęły się przegrane w polu. Pod Mozyrem Litwinów rozbiły wojska kozackie. Co prawda zwyciężyliśmy Moskali pod Nową Wodą, Ułą i Suszą, jednak w lipcu w okolicach Witebska doszło do ucieczki pospolitego ruszenia z pola walki.

W tak tragicznej sytuacji Radziwiłłowi pozostawało wykorzystywanie, gdzie się da, zasadzek i przewagi manewrowej, jaką mieliśmy nad Moskalami. Zaczęło się dobrze. 12 sierpnia 1654 r. pod Szkłowem 3,5 tys. naszej jazdy pokonało 20 tys. Moskali zaskoczonych podczas forsowania bagien. Pancerni i husaria szarżowali na stłoczonego wroga, a z pobliskich parowów ostrzeliwali go dragoni. Pod Szepielewiczami poszło jednak gorzej. To Radziwiłł został zmuszony do walki w niesprzyjającym terenie. Nie było lasów ani przeszkód, o które można było się oprzeć. Nic dziwnego, że 25 tys. Moskali pokonało 6 tys. naszych, choć hetman dawał z siebie wszystko. ''Nie szanował się, ale się bardzo narażał, i sam i tam się podając, i po skrzydłach i w samym czele, nie tylko potykać się rozkazując, ale i sam przywodząc'' - zanotował uczestnik bitwy.

Wygrana ta miała kolosalne znaczenie dla przeciwnika. Bobiatyński w swojej monografii konkluduje: ''Dla strony moskiewskiej stało się jasne, iż możliwe jest pokonanie żołnierza Rzeczypospolitej, w starciach z którym na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat ponoszono upokarzające klęski. Armia litewska [...] przestała wierzyć w swoją wyższość bojową nad przeciwnikiem. [...] Ten swoisty defetyzm i brak przekonania o możliwości odniesienia sukcesu będzie cechował postawę Litwinów podczas dalszych kampanii przeciwko wojsku cara aż do 1660 r.''. Car Aleksy zamierzał w pierwszym uderzeniu dojść do linii Berezyna - Dźwina. Do jesieni cel swój zrealizował.

Wahania ludu

Radziwiłł tymczasem odbudowywał armię po klęsce pod Szepielewiczami. Przybyło kilka tysięcy posiłków z Korony. Mądre po szkodzie sejmiki wystawiły nowe chorągwie. Hetman miał dylemat. Jeśli ruszyłby teraz, w środku zimy, naraziłby wojsko na głód i koszmar oblegania Moskali w śniegu i mrozie. Czekając, narażał się na oszczerstwa ze strony króla, posądzenia o zdradę i kunktatorstwo. Uderzył zatem, licząc na zaskoczenie tkwiących w zimowych leżach Moskali.

W styczniu 1655 r. oblegał Nowy Bychów, gdzie doszło do gorszących i karygodnych sporów między Gosiewskim (był człowiekiem Jana Kazimierza) a Radziwiłłem. Nic dziwnego, że nieskoordynowane ataki zakończyły się niepowodzeniem. Równie źle było pod Mohylewem. Udało się zdobyć miasto, na stronę Rzeczypospolitej przeszła część Kozaków, ale Moskale twardo trzymali się w twierdzy. Przeciw nam grało też liche wyszkolenie artylerzystów i saperów. W Moskwie zaś obrona Mohylewa przeszła do annałów jako symbol heroicznej obrony: 50 proc. broniących się spoczęło na zawsze pośród murów litewskiego miasta. Odstępująca spod Mścisławia armia Radziwiłła była wyczerpana nie tylko przez walkę, lecz także brak pożywienia i mróz. Na nic lokalne sukcesy jazdy, na nic akcja Stetkiewicza, który przekradłszy się na tyły wroga, wśliznął się niczym lis z setką pancernych do Orszy i porwał samego wojewodę moskiewskiego, którego spętanego niczym wieprza cisnął u stóp hetmana. W oblężeniu Mohylewa wsławił się porucznik pancernych Samuel
Kmicic, pierwowzór sienkiewiczowskiego Andrzeja.

Moskale postępowali łatwo nie tylko z powodów militarnych. Od początku inwazji sprzyjali im chłopi mieszkający blisko granicy, pomiędzy Berezyną a Dnieprem. Czy czynili tak ze zwykłego strachu przed zwycięzcą, czy też na podatny grunt padły hasła o ''ocaleniu wiary greckiej z rąk przeklętych papistów'' - nie wiadomo. Gorzej jednak, że chlebem i solą witano najeźdźców w wielu miastach - Newlu, Siebieżu, Rosławlu, Białej. Połock i Mohylew broniły się bardzo słabo. W Smoleńsku, który początkowo opierał się najeźdźcy, doszło nawet do bratania się szlachty z oblegającym miasto wojskiem moskiewskim - a jeszcze 20 lat wcześniej heroicznie broniono się tam przed taką samą inwazją.

Sztandar cara Aleksego I fot. Wikimedia Commons

Aleksy wiedział, że nie może od razu zaprowadzać rządów knuta. Zdobyte miasta utrzymywały swoje przywileje, prawo magdeburskie, dostawały nowe koncesje handlowe. Moskiewska armia, jako tako odżywiona, ubrana i opłacona, mniej też dokuczała chłopstwu, pamiętającemu łupiestwa armii litewskiej. Jednak w Moskwie wybuchła zaraza powodująca śmierć tak wielu osób, że car na gwałt potrzebował rąk do pracy. Rozpoczęły się masowe porwania i wywózki ludności (głównie rzemieślników) w głąb Moskwy. To oraz polsko-litewska kontrofensywa sprawiły, że sympatie ludności zmieniły się na pewien czas. W zimie 1654/1655 r. chłopi spod Smoleńska i Mścisławia zaczęli kąsać Moskali. Gdy jednak nasi zalegli pod murami Mohylewa i głód zaczął zaglądać im w oczy, ograbiani z ostatnich resztek pożywienia wieśniacy znów zwrócili się ku Moskwie. Jeden ze szlachciców pisał o naszym wojsku: ''Strzeż Boże, dłużej w Mohylewie będą stać, tedy ani pomyśleć, ani siać, teraz trudno chłopka z domu po drwa wychylić, zaraz obrawszy chłopa z odzieży,
konia wezmą i samego, aby z koniem nie szedł, stłuką, rad nierad musi porzucić''.

Najwierniejsi Rzeczypospolitej okazali się mieszkańcy Mścisławia. Ufni w odsiecz odrzucili propozycje kniazia Trubeckiego, który obiecywał im wolności, przywileje i koncesje. Po czterech dniach silnego ostrzału, wykorzystując nieład, jaki zapanował w mieście w czasie ucieczki części obrońców, Moskwa zdobyła miasto. Za swój opór zapłaciło ono krwawo. ''Ludzi wszystkich szlachetnych, mieszczan i Żydów, a także zwykłych ludzi w pień wycięto'' - pisali świadkowie wydarzenia. Wymordowano 10-15 tys. osób. Ze szczególnym okrucieństwem pastwiono się nad katolickimi mnichami. Freski przedstawiające rzeź przetrwały w kościele Wniebowzięcia NMP. Cudem nie zniszczono ich nawet w ZSRS, gdy kościół służył za magazyn. Kilkuset ocalałych rzemieślników zesłano w głąb Moskwy, do Kazania.

Naród w czasie inwazji poczynał sobie samobójczo. Nawet jesienią 1654 r., gdy wróg stał już nad Berezyną, niektóre sejmiki odmawiały wystawienia pospolitego ruszenia ''póki nie będzie z nimi króla''. Inni się stawiali, ale po pierwszej transzy żołdu dezerterowali z gotówką. Radziwiłł zawyżał stan posiadanych chorągwi w celu wyduszenia ze Skarbu Państwa większej ilości pieniędzy (nie wiadomo, czy je przywłaszczał, czy przeznaczał na potrzeby wojenne). Stosunki między Radziwiłłem a Gosiewskim były tak złe, że w grudniu 1654 r. obaj hetmani chwycili za szable i stanęli do pojedynku. Jedynym jego efektem była straszna blizna u Gosiewskiego i zyskana przez dość pyrrusowe zwycięstwo sława Radziwiłła.

Nasza soldateska

Najgorzej zachowywali się wolontariusze, czyli najemnicy lokalnej, litewskiej lub koroniackiej proweniencji. Nie przepuszczali nikomu, ''dwory szlacheckie rabując i wszystko na rabunek puszczając, nawet ubogą szlachtę, zdrowie przed nieprzyjacielem unoszącą, po gościńcach rozbijając''. To właśnie z tej zgrai wywodzili się Kiemlicze i inni ''kompanioni'' Andrzeja Kmicica z ''Potopu''. Nic dziwnego, że chłopi, mieszczanie i szlachta litewska pospołu występowali przeciw nim zbrojnie. Moskal słysząc to wszystko, zacierał ręce.

W wojnie tej, głównie na jej południowym froncie, wspierali nas Tatarzy. Cena, jakiej zażądali za odstąpienie od Kozaków, była potworna: pomoc w łapaniu jasyru. Nędzny był zatem widok pancernych i dragonów, pędzących przed sobą prosto w tatarską niewolę Bogu ducha winnych Rusinów, często wiernych poddanych Rzeczypospolitej.

W 1655 r. przy hetmanie pozostało raptem 3 tys. żołnierzy. W Wilnie rozegrał się 8 i 9 sierpnia apokaliptyczny finał. W mieście nie było wojska, mury przedstawiały tragiczny widok. Najeźdźcy wdarli się zatem bez większych przeszkód przez wszystkie główne bramy. Rzeź trwała cały dzień, nieznana jest liczba ofiar - Bobiatyński znane dotychczas 25 tys. uznaje za przesadę. Przez kolejne dni trwała systematyczna grabież. Nie przepuszczono nawet miedzianym dachom. Car Aleksy triumfował, mszcząc się za zdobycie Moskwy przez Polaków i Litwinów. Miasto (a w zasadzie jego zgliszcza) odbito dopiero po pięciu latach. Liczbę mieszkańców sprzed masakry odzyskało dopiero w XIX w.

Jakub Ostromęcki, Historia Do Rzeczy

###Polecamy również: Anatol Taras: Rosja była zagrożeniem dla Polaków, Litwinów, Białorusinów i Rusinów

Źródło artykułu:Historia Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)