Montowanie Stołu
Obrady Okrągłego Stołu miały odbyć się jesienią 1988 r. Kilkakrotnie przekładane, rozpoczęły się w lutym 1989 r. Ostatnim punktem niezgody była kwestia legalizacji Solidarności.
5 stycznia 1989 r. ambasador USA w Warszawie John R. Davis jr informował sekretarza stanu o rozmowie, którą odbył z biskupem Jerzym Dąbrowskim, zastępcą sekretarza Episkopatu Polski i bliskim doradcą prymasa Józefa Glempa. Ten bardzo zaangażowany politycznie kościelny hierarcha oświadczył dyplomacie, że „żadne nowe robocze kontakty między opozycją a rządem nie powinny być postrzegane jako Okrągły Stół. Powiedział, że idea Okrągłego Stołu została nadużyta i zużyła się. Przyszłe kroki w procesie dialogu nie powinny być oceniane na podstawie tego, co było złudnymi oczekiwaniami na Okrągły Stół”.
Miesiąc później, 6 lutego, rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu. Nie należy wyciągać z tej depeszy wniosku, że rozmówcy byli źle poinformowani. To wydarzenia rozwijały się tak dynamicznie.
Termin Okrągły Stół wprowadził do języka politycznego gen. Wojciech Jaruzelski, gdy 13 czerwca 1988 r. na plenum KC PZPR powiedział: „Wobec środowisk i grup zainteresowanych stowarzyszeniową formą pluralizmu w PRL, występujemy z ofertą podjęcia rzeczowej dyskusji nad kształtem konkretnych rozwiązań. Uważamy za celowe spotkanie przy okrągłym stole reprezentantów szerokiej gamy istniejących i inicjowanych stowarzyszeń”. Była to wyraźna, choć bardzo ogólnikowa oferta podjęcia rozmów z opozycją. Oczywiście konstruktywną; to określenie wprowadził gen. Jaruzelski w sierpniu 1988 r. nie precyzując wszakże, kto jest ową konstruktywną opozycją.
Był to niewątpliwie krok naprzód w porównaniu z dotychczasową formułą propagandową głoszącą, że nie pytamy, skąd kto przychodzi, jeśli chce działać dla dobra Polski. Jej adresatami byli ci, którzy decydowali się na zaprzestanie działalności opozycyjnej. Podział opozycji na destrukcyjną i konstruktywną oznaczał gotowość do rozmów także z tymi, którzy nie zamierzali wyrzec się działalności opozycyjnej, byle była to opozycyjność „konstruktywna”.
W końcu sierpnia 1988 r., w czasie wizyty Michaiła Gorbaczowa w Polsce, Jaruzelski powiedział mu, że nieprzekraczalną rubieżą są „tylko dwie sprawy: jeden związek zawodowy w jednym zakładzie pracy i niezgoda na utworzenie partii opozycyjnej, siłą rzeczy antykomunistycznej. Wszystko poza tym może być przedmiotem dyskusji i pragmatycznych rozwiązań”.
Michaił Gorbaczow doszedł do władzy w marcu 1985 r. W kwietniu tegoż roku Jaruzelski odbył z nim pięciogodzinną rozmowę, która, jak stwierdzał po latach, stworzyła zaczyn wzajemnego zrozumienia i zaufania. Wkrótce Gorbaczow zrozumiał, że głęboki kryzys gospodarczy Związku Radzieckiego stwarza konieczność ograniczenia jego imperialnych celów. Moskwy nie było już stać na utrzymywanie ani Kuby, ani – dotychczasowymi metodami – wpływów w europejskich państwach satelickich. Stwarzało to szanse na odzyskanie przez nie suwerenności. Była to jednak zaledwie możliwość, której realizacja wymagała zręcznej i rozważnej polityki. Bliscy współpracownicy gen. Jaruzelskiego wspominają, że cały czas poszukiwał on odpowiedzi na pytanie o pozycję Gorbaczowa w radzieckim aparacie władzy. Obawiał się – nie były to obawy bezpodstawne, co potwierdził późniejszy pucz Janajewa – obalenia Gorbaczowa przez sojusz konserwatywnego aparatu partyjnego z zagrożonym przez pierestrojkę kierownictwem armii i bezpieki.
Pierwszym ważnym posunięciem władz PRL, po nastaniu Gorbaczowa, była amnestia dotycząca więźniów niekryminalnych, jak eufemistycznie określano więźniów politycznych. Pierwotnie uchwalona przez Sejm 17 lipca 1986 r. amnestia pozostawiała w aresztach śledczych i zakładach karnych 168 osób. Kilka tygodni później, 11 września, gen. Czesław Kiszczak ogłosił, że amnestia dotyczy wszystkich zatrzymanych i więzionych. Mieczysław F. Rakowski napisał wówczas w nieprzeznaczonych do publikacji „Uwagach na temat aktualnej sytuacji politycznej w PRL”, że w wyniku decyzji z 11 września „władze faktycznie, choć nieformalnie, usankcjonowały istnienie opozycji jako stałego elementu w politycznym krajobrazie naszego kraju”.
Z trzech warunków stawianych przez opozycję, Kościół i Zachód władzom polskim, jako niezbędne do podjęcia rozmów politycznych, dwa (zniesienie stanu wojennego i uwolnienie więźniów politycznych) zostały spełnione. Trzeci (przywrócenie Solidarności) był wciąż jeszcze dla władz nie do przyjęcia. Mimo że, jak stwierdza Andrzej Friszke w tomie „Polska. Losy państwa i narodu 1939–1989”, skala poparcia społecznego dla Solidarności była ograniczona. „Według badań socjologicznych – pisze autor – zaufanie do Solidarności deklarowało 20 proc. badanych, nieufność prawie 40 proc.”.
Solidarność wyraźnie słabła, a w dodatku była wewnętrznie rozbita. Niewątpliwie najsilniejszą, symboliczną pozycję miał Lech Wałęsa, szczególnie po otrzymaniu Nagrody Nobla. W październiku 1987 r. powołana została Krajowa Komisja Wykonawcza, która stanowiła jawne kierownictwo wciąż nielegalnej Solidarności. Część przywódców Solidarności sprzed wprowadzenia stanu wojennego ostro krytykowała działania Wałęsy, domagając się zwołania Komisji Krajowej wybranej na zjeździe związku w 1981 r. Utworzona przez nich (m.in. Jurczyk, Słowik, Gwiazda, Rulewski) Grupa Robocza KK nie uznawała władz tworzonych przez Wałęsę i wypowiadała się przeciw poszukiwaniom kompromisu z władzami. Znajdowali oni poparcie innych radykalnych środowisk jak Solidarność Walcząca, Konfederacja Polski Niepodległej, Niezależne Zrzeszenie Studentów.
Pogłębiające się rozbieżności w łonie środowisk opozycyjnych, wzmagane tarciami personalnymi, były z uwagą obserwowane przez służby specjalne. W listopadzie 1986 r. w MSW przygotowano obszerną analizę sytuacji społeczno-politycznej i operacyjnej. „Wałęsa – stwierdzano – rywalizuje z Bujakiem, Rulewski i Gwiazda wręcz chorobliwie reagują na Wałęsę, Frasyniuk i Modzelewski negatywnie odnoszą się do jawnych struktur Solidarności, natomiast Kuroń przeciwny jest kontynuowaniu działalności konspiracyjnej...”. Oceniano, że w ujawnianiu struktur Solidarności zaangażowane jest nie więcej niż 200 osób. Oswajanie się władz z ujawnianiem się struktur Solidarności miało kluczowe znaczenie dla formującej się w tym czasie koncepcji negocjacji z opozycją. Okazywało się, że nie taki wilk straszny, jak go malują, a obawy, iż powtórzą się wydarzenia z lat 1980–1981 są przesadne. To przekonanie dopiero się rodziło i gdy w lecie 1988 r. wybuchła fala strajków, władze ogarnęła panika. Wiesław Górnicki, doradca polityczny gen.
Jaruzelskiego, zanotował rozmowę telefoniczną z Mieczysławem Rakowskim, który poinformował go 22 sierpnia, że rozpoczęła strajk Stocznia Gdańska, że strajki rozszerzają się błyskawicznie i nie ma szans na ich zahamowanie. Odrzucił przypuszczenie, że strajki mogą same wygasnąć, i stwierdził: „Tym razem cało z tego nie wyjdziemy”. Uważał, że wprowadzenie stanu wojennego będzie nieobliczalnie kosztowne. Rakowski był w tym czasie na bocznym torze, pełniąc funkcję wicemarszałka Sejmu, ale cieszył się zaufaniem gen. Jaruzelskiego, który miesiąc później zaproponuje mu utworzenie rządu.
Powróćmy jednak do owego poniedziałku, 22 sierpnia, gdy władzom wydawało się, że tracą kontrolę nad rozwojem sytuacji. Następne dni nie potwierdziły tych kasandrycznych wizji. Strajki zaczęły wygasać, a kardynał Franciszek Macharski oświadczył wysłanemu do Krakowa Stanisławowi Cioskowi, że „obecna fala niepokojów ma charakter nieobliczalny i może doprowadzić do jeszcze gorszej kompromitacji Polski niż poprzednia”, co było ważną dla władz deklaracją.
Pośrednikiem pomiędzy władzami a Wałęsą stał się działacz warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej prof. Andrzej Stelmachowski. Pojechał do Gdańska i tam wraz z Bronisławem Geremkiem, Jarosławem Kaczyńskim, Tadeuszem Mazowieckim i Adamem Michnikiem przygotowali podpisane przez Wałęsę „Oświadczenie w sprawie dialogu”. Nosiło datę 25 sierpnia 1988 r.
Był to krótki tekst formułujący program Solidarności na najbliższy czas. Stwierdzano w nim pilną konieczność podjęcia rozmów w podstawowych sprawach narodowych. Za sprawy takie uważano: „zniesienie przepisów uniemożliwiających pluralizm związkowy i zgodę na legalizację Solidarności (...) rozszerzenie zakresu pluralizmu społeczno-politycznego przez dopuszczenie do zakładania stowarzyszeń i klubów politycznych przez ludzi reprezentujących różne poglądy społeczne, polityczne czy religijne”. Postulowano współdziałanie na rzecz wyjścia kraju z kryzysu oraz na rzecz reformy gospodarczej. Stwierdzano też, że „tylko łączne rozwiązanie problemu reform z pluralizmem związkowym stworzyć może nową sytuację i nową atmosferę w Polsce”. Autorzy „Oświadczenia” uważali, że do rozmów należy przystąpić bezzwłocznie, bez warunków wstępnych ani ograniczeń tematycznych.
Bardzo ważny był ostatni fragment „Oświadczenia”. „W tej trudnej dla kraju sytuacji można oczekiwać, że Kościół, którego autorytet i rola w życiu publicznym Polski jest powszechnie uznawana, wspomoże poczynania na rzecz dialogu i porozumień. Dotyczy to zarówno obecnej fazy wszczęcia rozmów, w których pożądany byłby udział przedstawicieli Kościoła, jak też i późniejszych działań na rzecz przestrzegania podjętych zobowiązań i przyjętych porozumień”. Dzień wcześniej Stanisław Ciosek, zastępca członka Biura Politycznego KC PZPR, rozmawiał z ks. Alojzym Orszulikiem, rzecznikiem prasowym Episkopatu. Oświadczył, że przed Okrągłym Stołem „powinien być zawarty pakt między Kościołem a rządem. Odpowiedziałem – zapisał ks. Orszulik – że to niemożliwe. – Musicie poszukać porozumienia z opinią niezależną poprzez ludzi, którzy są z dala namaszczeni przez Kościół”. Wymienił nazwiska Stelmachowskiego, Geremka, Wałęsy i Halla.
Ks. Orszulik wyrażał tradycyjne stanowisko Kościoła, by unikać bezpośredniego angażowania się w działalność polityczną. Kościół miał inspirować i oceniać działania polityków pilnie bacząc, aby nie dać się wciągnąć w polityczne rozgrywki. Tym razem sytuacja jednak wymagała, aby Kościół nie ograniczał się do roli obserwatora, lecz włączył się w działania polityczne. Musiał swoim autorytetem uwiarygodnić przygotowywane negocjacje, a w sytuacjach dramatycznych pośredniczyć pomiędzy układającymi się stronami.
Nie potrafimy jeszcze, z braku pełnego dostępu do archiwów kościelnych w Polsce i Watykanie, ustalić, jak przebiegał proces uzmysłowienia sobie przez Kościół nowej roli, którą musiał odegrać. Nie ulega wszakże wątpliwości, że olbrzymie znaczenie miało to, że Jan Paweł II świetnie znał polskie realia i żywo interesował się rozwojem sytuacji. Rozumiał, że otwierające się przed Polską szanse wymagają nadzwyczajnych działań. Potrafił do tego przekonać kierownictwo polskiego Kościoła, którego przedstawiciele wzięli czynny udział w przygotowaniach do Okrągłego Stołu, a później i w negocjacjach.
Niecały tydzień po „Oświadczeniu w sprawie dialogu”, 31 sierpnia 1988 r., odbyło się, w obecności biskupa Jerzego Dąbrowskiego i Stanisława Cioska, spotkanie Czesława Kiszczaka z Lechem Wałęsą w sprawie przygotowań do Okrągłego Stołu. Oznaczało to, że władze chcą rozmów, choć, co Kiszczak wyraźnie stwierdził, nie mogło być mowy o legalizacji Solidarności. Powiedział, że do Okrągłego Stołu zapraszamy ludzi Solidarności, ale bez Solidarności. Wałęsa podkreślił znaczenie powrotu Solidarności, w czym wsparł go biskup Dąbrowski. Komunikat PAP nie wspomniał o Solidarności, komunikat Episkopatu poinformował, że dyskutowano na temat pluralizmu związkowego, „w tym miejsca Solidarności”. Ukazało się również „Oświadczenie Lecha Wałęsy”, w którym wzywał do przerwania strajków. Kończyło się hasłem „Nie ma wolności bez Solidarności” oraz podpisem: Lech Wałęsa, przewodniczący NSZZ Solidarność.
Rozpoczęto przygotowania do Okrągłego Stołu. Ustalono, że obradować będzie w podwarszawskiej Jabłonnie. Zamówiono w fabryce mebli w Henrykowie odpowiedni stół i ustalono początek obrad na 17 października 1988 r. Tego dnia jednak obrady się nie rozpoczęły. Termin inauguracji przesunięto na 28 października, ale i on nie został dotrzymany. Trzy dni później rząd Mieczysława Rakowskiego ogłosił decyzję o postawieniu Stoczni Gdańskiej w stan likwidacji, która miała zakończyć się w 1991 r. Było oczywiste, że nie stwarza to klimatu do rozpoczęcia dialogu. Mebel rozebrano i odesłano do Henrykowa. Gen. Jaruzelski zdał sobie sprawę, że opór aparatu partyjnego i administracji rządowej wobec planów przywrócenia Solidarności jest tak duży, że może zakończyć się porażką partyjnych reformatorów. Nadzieje wiązał z powołaniem 27 września rządu Rakowskiego, który rychło uzyskał bardzo duże poparcie społeczne. Rakowski rozumiał, że nie wystarczy o reformach gospodarczych mówić, lecz trzeba zacząć je realizować. Zaczął od
posunięć doraźnych, które, jak wspominał, „oprócz likwidowania różnych nieżyciowych przepisów, lokowania hamulców wzrostu przedsiębiorczości i podaży, objęły m.in. zniesienie reglamentacji benzyny, limitów zakupu węgla przez ludność, likwidację asygnat samochodowych, nową politykę paszportową”. W grudniu Sejm uchwalił dwie kluczowe ustawy gospodarcze: O podejmowaniu działalności gospodarczej i O działalności gospodarczej z udziałem podmiotów zagranicznych. Następnie zalegalizowano prywatny obrót dewizowy (kantory), wprowadzono rynkowe ceny na towary przemysłowe i usługi oraz uwolniono ceny na artykuły żywnościowe.
Władysław Baka, jeden z ówczesnych reformatorów gospodarki, oceniał, że wkroczyła ona wówczas w nową fazę: od reformowania socjalizmu do transformacji ustrojowej. I dodawał: „Mimo podejmowania radykalnych działań systemowych stawało się coraz bardziej oczywiste, że partia ma coraz mniejsze szanse na przeprowadzenie reform”.
Porozumienie społeczne stawało się więc koniecznością. Nie można go było jednak osiągnąć bez zgody na legalizację Solidarności. Dochodził czynnik dodatkowy. W 1989 r. kończyła się kadencja Sejmu. Władze obawiały się hasła bojkotu wyborów, które mogło okazać się skuteczne, a także wysunięcia hasła wolnych wyborów.
W grudniu 1988 r. gen. Jaruzelski uznał konieczność legalizacji Solidarności. Mógł liczyć na poparcie generałów Kiszczaka i Siwickiego oraz premiera Rakowskiego. W najwyższych kręgach partyjnych byli jednak zdecydowani przeciwnicy zmiany linii politycznej. Zwołane w grudniu plenum KC PZPR dokonało zmian w kierownictwie partii, a druga jego część, która odbyła się w połowie stycznia 1989 r., zakończyła się przyjęciem w dramatycznych okolicznościach uchwały opowiadającej się za legalizacją Solidarności. Dramatyzm polegał na tym, że Jaruzelski, Kiszczak, Siwicki, Rakowski, Barcikowski i Czyrek zażądali wotum zaufania. Ich odejście z kierownictwa partii wywołałoby nieobliczalny kryzys, więc tylko cztery osoby głosowały przeciw. Głosowanie było jawne, co oczywiście miało wpływ na wynik. Nic już, poza kwestiami technicznymi, nie stało na przeszkodzie do rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu. Termin, tym razem dotrzymany, wyznaczono na 6 lutego 1989 r. W posiedzeniu inauguracyjnym w Pałacu Namiestnikowskim wzięło
udział 55 osób, w tym 14 przedstawicieli strony rządowej, 14 polityków opozycyjnych, po ośmiu działaczy związkowych, 11 osób określanych jako niezależne autorytety, dwóch delegatów Episkopatu i zwierzchnik Kościoła ewangelickiego. Gospodarzami byli Czesław Kiszczak i Lech Wałęsa.
Zasiedli do obrad ci, dla których celem było ulepszenie systemu, i ci, dla których celem było otwarcie drogi prawdziwej demokracji. Nikt jeszcze wtedy nie mógł przewidzieć, jak dalekosiężne skutki będą miały rozpoczęte obrady.
Andrzej Garlicki