Monika walczy z nowotworem. Zaprasza Lichocką na herbatę. "Niech wytłumaczy, co się wydarzyło"
Monika Baumann, lat 46. Na zdjęciu jest jej brzuch, a w brzuchu rak IV stopnia. Monika nigdy nie fotografowała swojego brzucha, a tym bardziej nie pokazywała go światu w publicznym poście na Facebooku. Zdecydowała się na to po tym, jak Joanna Lichocka środkowym palcem "wycierała oko", gdy w Sejmie zdecydowano: 2 mld zł pójdą nie na onkologię, a dla TVP. Teraz zaprasza posłankę na rozmowę.
- Wszystko zaczęło się w 1994 roku - zaczyna swoją historię Monika Baumann. Uderzyła się w głowę, przez dłuższy czas bolało ją oko. - Trafiłam na ostry dyżur i okazało się, że w ciele szklistym jest dużo krwi, która wylała się do oka. W tym czasie diagnostyka nie była specjalnie głęboka - zrobiono mi tomograf, nikt niczego niepokojącego nie zauważył i tak zostało - mówi nam Monika.
W 2006 roku jej gałka oczna zaczęła zanikać. - Nagle dostałam takiego ataku bólu... że usunięto mi gałkę oczną - wyznaje kobieta.
Czas mijał. W 2015 roku zaczęła znów źle się czuć. - Przez 1,5 roku chodziłam do lekarza rodzinnego i tłumaczyłam mu, że mam ciągłe mdłości, do tego mocno przytyłam. Lekarz odpowiedział mi: musi pani kupić rower i się odchudzić. Tak też zrobiłam. Nic się nie zmieniało, ja dalej czułam się fatalnie - opowiada. Zmieniła więc lekarza rodzinnego. - Nowy lekarz z miejsca skierował mnie na USG brzucha. Musiałam zrobić badania prywatnie, bo bardzo źle się czułam, a kolejki jak zawsze były na kilka tygodni wprzód - dodaje.
- Lekarka zbadała mnie i okazało się, że mam cztery guzy w brzuchu. Była na tyle przerażona, że oddała mi pieniądze - opowiada Monika.
"Zła diagnoza, brak wsparcia, brak leczenia"
43-latka sama przyznaje, że jest to zaawansowana choroba. - Najprawdopodobniej czerniaka miałam już wtedy, kiedy usunięto mi gałkę oczną. I to, co się dzieje teraz, to są przerzuty. Byłam źle diagnozowana. Po usunięciu gałki nikt nie zrobił histopatologii, bo z dużą dozą pewności tam było miejsce pierwotne guza - ocenia kobieta.
- Obudziłam się z ręką w nocniku. Kiedy trafiłam do onkologa, wszyscy rozkładali ręce. Patrzyli na mnie jak na wariata, bo guzy są za duże. Jeden ma osiemnaście centymetrów. Po diagnozie chcieli mi podać zwykłą chemię, choć wiedzieli, że nic ta chemia nie da, a jedynie mocno obciąży organizm. Szukałam alternatywy na własną rękę i znalazłam w Poznaniu chemiosterylizacje - opowiada.
I dodaje: sama musiałam to leczenie sobie załatwić. A dojeżdżałam BlaBlaCarem, żeby było taniej. - Ogólnie wiele badań musiałam robić z własnej kieszeni, wsparcia od państwa nie miałam żadnego - mówi.
- Musiałam zrezygnować z pracy. Ja przez tyle lat pracowałam i nie miałam bladego pojęcia, co to znaczy być chorym. Jak przyszła choroba, zaczęła się walka o każdą złotówkę. Znajomi mi pomagali. Bywało tak, że nie miałam nawet na chleb - wyznaje Monika.
"Zapraszam panią Lichocką do siebie"
- Jak zobaczyłam gest posłanki Lichockiej, to mnie zmroziło - mówi nam Monika. - Ona była tak dumna, to wszystko mówiło "nie dostaniecie chorzy ani złotówki" - dodaje.
- Mam wrażenie, że politycy nie mają pojęcia, jak wyglądają chorzy na raka. Jak choroba niszczy, że my nie możemy pójść do pracy i sobie dorobić. Ja nie mogę dłużej niż dwie godziny stać na nogach. Poczułam się znieważona. Te pieniądze, te 2 mld zł, można byłoby wydać na ludzi, którzy są ciężko chorzy - mówi nam Monika.
- Ja zapraszam panią Lichocką do mnie, żeby zobaczyła, jak ja wyglądam, jak mieszkam, jak żyję. Niech usiądzie ze mną przy stole i wytłumaczy logicznie, dlaczego te 2 mld zł przeznaczyli TVP - dodała Monika Baumann.
Kiedy posłanka Joanna Lichocka była proszona przez Wirtualną Polskę o odniesienie się do głosu wielu lekarzy, chorych i ich rodzin, którzy w mediach społecznościowych opublikowali zdjęcia i filmy, na których pokazują posłance środkowy palec w związku z tym, że 2 mld zł zamiast na onkologię PiS przeznaczyło na wsparcie TVP, odpowiedziała: - Nie zrobię tego, bo już nie rozmawiam na ten temat.
Monika dodaje jeszcze, że gdyby nie ludzie dobrej woli, nie miałaby środków na życie. Dostaje 1400 zł renty, a za samo mieszkanie płaci 1200. - Teraz też moja bliska znajoma zorganizowała zrzutkę na realizację recepty. Ja już się nie wyleczę, nie wierzę w cud, ale chociaż trochę lżej by mi było, może by wrócił apetyt. Może bym zaczęła spać - podsumowuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl