MON trafi w ręce "posłusznego aparatczyka"?
Wybór Tomasza Siemoniaka na stanowisko szefa MON opozycja nazywa decyzją polityczną. - To próba kreowania wizerunku MON, a nie rzeczywiste rozwiązywanie problemów wojska – mówi Wirtualnej Polsce Antoni Macierewicz. Posłowi PiS wtóruje Stanisław Wziątek z SLD. Jego zdaniem Siemoniak utrwali patologiczne zjawiska, które wprowadził do polskiej armii minister Klich. Gen. Roman Polko, były dowódca GROM i szef BBN przyznaje, że osoba, która obejmuje resort na dwa miesiące przed wyborami, ma niewdzięczną rolę: – Nikt odpowiedzialny nie podjąłby się takiego zadania.
01.08.2011 | aktual.: 13.09.2011 09:13
Nominacja Tomasza Siemoniaka, dotychczasowego sekretarza stanu w MSWiA, wywołała duże zaskoczenie. Kto mógł przypuszczać, że na następcę Bogdana Klicha wybrana zostanie osoba nie posiadająca właściwie żadnego doświadczenia w kwestiach związanych z wojskiem i bezpieczeństwem. Bo dwa lata szefowania w biurze prasowym MON trudno uznać za wystarczające przygotowanie do pełnienia tak ważnej funkcji, jaką jest kierowanie całym resortem.
Fachowiec, choć nie zna się na wojsku
Problemu nie widzi Jacek Krupa, poseł PO i zastępca przewodniczącego Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. Pytany o Tomasza Siemoniaka bez zastanowienia odpowiada: - Fantastyczny facet, jego nominacja to pomysł na szóstkę z plusem. W jego opinii Siemoniak to prawdziwy fachowiec. Co prawda nie jest ekspertem od armii, co na takim stanowisku może rodzić pewne problemy, ale na pewno świetnie sobie poradzi. – Siemoniak potrafi kierować zespołem – ma niezwykłą łatwość planowania i jest zdyscyplinowany wewnętrznie – wymienia zalety Siemoniaka Krupa.
Poseł PO przyznaje, że w obliczu kryzysu, w jakim znalazł się MON, głównym zadaniem nowego szefa resortu będzie zaprowadzenie w nim porządku i przywrócenie armii do „stanu, w którym będzie mogła sprawnie funkcjonować”. Czy osobie, która nigdy wcześniej nie miała styczności ze sprawami wojska i bezpieczeństwa, to się uda?
"Utrwali patologie"
Antoni Macierewicz, b. szef MON, nie ma wątpliwości, że wybór Siemoniaka oznacza, że premier Donald Tusk chce skupić się jedynie na zewnętrznej zmianie wizerunku MON, a nie rozwiązywać rzeczywiste problemy. - Tomasz Siemoniak będzie koncentrował się na tym, by uspokoić atmosferę i pokazać MON z jak najlepszej strony – uważa poseł PiS. A to – zdaniem polityka - oznacza, że fatalna atmosfera w polskiej armii utrzyma się. – Wojsku potrzebne są intensywne zmiany, poczucie, że kieruje nim prawdziwy wódz – przekonuje.
Macierewicz uważa, że nowy szef MON, skupi się na bieżących działaniach, nie podejmując ważnych strategicznych decyzji. - W ten sposób przeczeka do końca kadencji – przekonuje.
Podobnie nominację Siemoniaka ocenia Stanisław Wziątek, przewodniczący Komisji Obrony Narodowej i szef sztabu wyborczego SLD. Polityk mówi wprost: - On nie ma żadnego doświadczenia i kompetencji, jego wybór to decyzja polityczno-pijarowska. W jego opinii Donald Tusk podjął decyzję zastępczą wobec rzeczywistych, koniecznych rozwiązań. - Nie mam wątpliwości, że Siemoniak tylko utrwali patologiczne zjawiska, które wprowadził Bogdan Klich – przekonuje Wziątek. Dodaje przy tym, że Donald Tusk przyjmując dymisję dotychczasowego szefa MON chciał odwrócić uwagę od własnej odpowiedzialności za katastrofę smoleńską.
"Armii potrzeba autorytetu"
A co o nowym szefie resortu myślą sami wojskowi? Gen. Roman Polko, były dowódca GROM i Biura Bezpieczeństwa Narodowego sceptycznie ocenia wybór Siemoniaka. Jego zdaniem ministrem powinna być osoba silna, stanowcza, ciesząca się autorytetem wśród wojskowych, a Siemoniak, w jego ocenie, takich cech nie posiada. – Z tego, co mi wiadomo, to człowiek, który chowa się we własnym cieniu. Nie sprawia wrażenia przebojowej postaci, a raczej osoby, która może jest sprawna w sztuce PR-owskiej, ale nie ma na swoim koncie konkretnych dokonań. Wygląda mi to na karierę posłusznego aparatczyka – mówi gen. Polko.
Pytany o to, kto jego zdaniem lepiej sprawdziłby się na tym stanowisku, wskazuje Bogdana Zdrojewskiego, obecnego ministra kultury. – To człowiek bardzo silny, zdecydowany, szanowany nawet przez polityków opozycji. Niestety, PO od dawna stosuję metodę, by się nie wychylać, nie mówić głośno o problemach w armii. Zdrojewski był zbyt mocny, więc dano mu resort kultury. Szkoda – mówi gen. Polko.
Dodaje, że Bogdan Klich był dobrym dyplomatą, ale kierował nim strach przed podejmowaniem odważnych decyzji. – Wojsko to pięta Achillesowa tego rządu. Trudno coś naprawić w obliczu takiej zapaści, upadku morale i dyscypliny w armii. W MON panowała zasada, że nie zabiera się głosu na temat problemów, braków, a Klich świetnie się w tę strategię wpisał. To błędna taktyka, bo tylko szczera rozmowa o kłopotach, bycie otwartym na odmienne opinie, może przynieść pozytywny efekt – podkreśla generał.
Były dowódca GROM mówi, że osoba, która obejmuje resort na dwa miesiące przed wyborami, ma niewdzięczną rolę: – Taki człowiek niczego konkretnego nie dokona, bo ma za mało czasu. Z drugiej strony ciąży na nim wiele obowiązków. Nikt odpowiedzialny nie podjąłby się takiego zadania.
Paulina Piekarska, Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska