Jedni drżącymi rękami próbują wysupłać kilka groszy dla swojej ofiary. Drudzy przepraszają, choć nie zdają sobie sprawy, jak wielką zbrodnię popełnili. Inni pytają: "Dlaczego do mnie wracałeś, jeśli rzeczywiście robiłem coś złego?". Odpowiedź wstrząsa: "Ksiądz jest dla dziecka niczym Jezus".
***
Rok 2008. Warszawa. Mała, przykościelna salka. Dominikanin, ojciec Marcin odczytuje zeznania wychowanków schroniska prowadzonego przez katolickiego księdza.
"Byłem wystraszony i sparaliżowany lękiem. Zaczął mnie obmacywać, dotykać po genitaliach, nakłaniał mnie, żebym ja też go dotykał (nie zrobiłem tego, leżałem bezsilnie). Doprowadził mnie do orgazmu, po czym, kiedy wstałem, kazał siebie uderzyć, bo mnie skrzywdził. Miał wyrzuty sumienia. Ja nic nie zrobiłem, tylko wyszedłem".
"W nocy pojechaliśmy do hotelu, położyliśmy się spać w jednym pokoju dwuosobowym. W pewnym momencie ksiądz przyszedł do mojego łóżka i zaczął mnie dotykać po genitaliach, wkładając mi ręce w majtki. Zaczął poruszać moim penisem, a następnie kazał mi robić to samo ze swoim penisem. Po zaspokojeniu wrócił do swojego łóżka. Rano pojechaliśmy do jego rodziny".
"Kładł swoją głowę na mojej piersi, całował mnie, rozbierał, dotykał moich genitaliów - dotykał również siebie. Zawsze powtarzał, żebym nikomu nie mówił, bo w innym przypadku wyrzuci mnie z ogniska lub sprawi, że będę miał problemy".
"Ksiądz kazał usiąść mi na łóżku i po zadaniu kilku pytań dotyczących mojego wybryku zaczął mnie obejmować i całować. Sposób całowania był podniecony i oszalały. W końcu przewrócił mnie na łóżko i zaczął rozpinać moje ubranie. Przez cały czas zachowywał się jak oszalały i strasznie podniecony. Następnie swoją ręką zaczął obmacywać moje genitalia. Ja w tym czasie leżałem w odrętwieniu spowodowanym wyczerpaniem po zażyciu lekarstw, a także szokiem z powodu zaistniałej sytuacji".
Zakonnik starał się zachować spokój, gdy opisywał wydarzenia, do których doszło jeszcze w latach 90. Rozmowa z dziennikarzami była dla niego ostatecznością, krokiem desperata. Zdecydował się na nią, bo w sprawie wykorzystania chłopców ze schroniska nic nie zrobili zwierzchnicy księdza. Nie przesłuchali wychowanków, dla nich istotne były słowa księdza i ludzi, którzy prowadzili z nim interesy, a oni mówili: "To wszystko z zemsty".
Spotkaliśmy się z wychowawcami ze schroniska. Oni również byli przerażeni rozmową z obcymi, dodatkowo "wrogimi" dziennikarzami (wówczas pracowałem w "Gazecie Wyborczej"). Obawiali się, że historia zostanie wykorzystana do ataku na Kościół, a bez wyjątku byli to ludzie wielkiej wiary. Równocześnie sami czuli się winni, że początkowo nie wierzyli chłopcom, którzy opowiadali, co zrobił z nimi ksiądz. O rozmowie z nami przesądziło to, że zostali oszukani przez hierarchów, z którymi rozmawiali. Mieli zająć się sprawa, a przez lata nic nie uczynili.
Jeden z biskupów dostrzegł w księdzu oskarżanym o wykorzystywanie dzieci "jasny płomień wiary i talent do robienia rzeczy niezwykłych", a o oskarżycielach powiedział: "Niewdzięcznicy".
W ofiarach, z którymi rozmawiałem wspólnie z Romanem Daszczyńskim, nie było złości wobec księdza. Był bezgraniczny żal.
Kazimierz żył bez rodziny. Przestał wierzyć, że ktoś może coś zrobić bezinteresownie. Do kościoła na msze św. chodził regularnie, ale u komunii nie był od lat. Był zaskoczony, gdy usłyszał, że ksiądz go w ogóle nie kojarzył: "Naprawdę nie pamięta chłopca, któremu wszedł do łóżka?".
Szczepan modlił się za księdza: "Proszę uwierzyć, on jest winny, ale to nie znaczy, że ja chcę rozdrapywać stare rany. Wierzę, że Kościół nawet po tylu latach poradzi sobie z tą sprawą".
Ryszard próbował ułożyć sobie normalne życie: "Każde przypominanie księdza cofa mnie z tej drogi".
Eryk wyjechał z Polski: "Połowa mojej duszy umarła, a pustka po niej boli w rozdzierający sposób".
Gdy słucha się ofiar i ludzi, którzy stali się ich powiernikami, w głowie kołacze się myśl: A może to jednak nieprawda. To przecież niemożliwe, żeby taką krzywdę człowiek mógł zrobić człowiekowi, a co dopiero, że mógł to zrobić duchowny.
Po latach pamiętam słowa jednego z kapłanów. Zapytany, czy wierzy w zarzuty wobec swojego znajomego powiedział krótko: "To wszystko sofistyka, która blednie wobec świadectwa ofiar. Są porażające".
***
Rok 2018. Jesień. Do kin wchodzi "Kler" Wojciecha Smarzowskiego. Przy odgłosach chrupania popcornu i zapijaniu colą, widzowie patrzą na pijaństwo, seks z dziećmi, sypianie z kobietami, umiłowanie kasy. Ta wybuchowa mieszanka to gwarancja komercyjnego sukcesu. Film szybko przeskakuje "Katyń" i "Gwiezdne wojny". Wyprzedza "Park Jurajski" i "Listy do M.".
To film fabularny, więc łatwo zarzucić reżyserowi uproszczenia i przejaskrawienia postaci. "Kler" wywołuje jednak gorącą dyskusję. Nie mogą przed nią uciec nawet najwyżsi dostojnicy polskiego Kościoła.
"Jako biskup, niestety to też stwierdzam, że czasem z taką patologią [jak na „Klerze”] też mam do czynienia. I za tym bólem i buntem przede wszystkim rodzi się jakaś taka jeszcze większa mobilizacja do tego, żeby jeszcze więcej się zatroszczyć o świętość życia kapłanów, żeby jeszcze więcej troszczyć się o to, aby braterstwo kapłańskie lepiej funkcjonowało" – mówił jeden z hierarchów po obejrzeniu filmu.
"Te rzeczy, które pokazano, to rzeczy straszne. Działy się, dzieją się i trzeba to odpowiednio opisać, znać, poznać i zwalczać wszelkimi możliwymi sposobami (…) Widzę prawdziwe sytuacje, mógłbym przytoczyć gorsze, ale ten film nie ma żadnego odniesienia do innych poczynań Kościoła. Wszystkie wrzuca w jeden worek. Złodzieje, pijacy, nadużywający władzy itd." – stwierdził inny.
"Zatroszczenie się", ani wiedza o "gorszych przypadkach" nie wystarczyła latami, aby Kościół sam poradził sobie z problemem dotyczącym wąskiej w końcu grupy księży.
"Kler" zrobił jednak wyłom. Tuż przed premierą prymas Polski ogłosił, że nasz Kościół przygotuje dokument o wykorzystywaniu seksualnym małoletnich przez duchownych.
***
Rok 2019. Maj. Warszawa. Premiera filmu dokumentalnego Tomasza Sekielskiego "Tylko nie mówi nikomu".
Tu liczą się tylko fakty. Żadnego koloryzowania. Od rozmiarów cierpienia i ludzkiego nieszczęścia już po kilku minutach może zrobić się słabo.
Schemat jest za każdym razem ten sam - dziecko ufa kapłanowi, kapłan dziecko wykorzystuje. A dlaczego ma nie ufać? Odpowiedź jest przerażająco prosta i pada z ekranu: "Ksiądz jest dla dziecka niczym Jezus".
Wstrząsająca jest konfrontacja sprawców z ofiarami. Z jednej strony mamy już dorosłych, którzy do dziś nie potrafią normalnie żyć. Z drugiej księży, którzy nawet po latach kompletnie nic nie rozumieją, jaką krzywdę zrobili dzieciom. Niektórzy próbują wciskać ofiarom pieniądze, tak jakby kilka złotych wysupłane drżącymi rękami miało załatwić sprawę. Inni uważają, że seks obywał się za obopólną zgodą. Są wreszcie tacy, którzy wszystkiego się wypierają, choć dowodów ich winy jest aż nadto. Ich argument na obronę: "Czemu nie postawiłeś się, gdy miałeś 16-17 lat?" lub "Dlaczego do mnie wracałeś, jeśli rzeczywiście robiłem coś złego".
To tak postawione pytania powodują, że pokrzywdzeni nie mówią o dramacie nawet najbliższym.
Co charakterystyczne, ofiary potrafią spojrzeć w obiektyw kamery. Przemogły wstyd mówienia publicznie o rozdzierającej tajemnicy, która zżerała ich latami.
Ich gnębicielom również wydaje się, że cierpią. W spokoju dożywają swoich dni w domach opieki dla księży. Mówią o spotkaniu z Bogiem. Mówią o tym, że pamiętają to, co zrobili. Mówią, że wiedzą, że Bóg ich osądzi. Widać ich rozedrganie, ale i zaskoczenie, że po latach ich czyny zostaną jednak obnażone.
"Tylko nie mówi nikomu" pokazuje również mechanizm ukrywania przestępstw przez hierarchów Kościoła - przenoszenie księży z parafii na parafię, ręczenie za nich, dopuszczanie do tego, aby nadal mogli pracować z dziećmi. Tak, to było już wielokrotnie opisane, ale kumulacja oglądanych nieszczęść sprawia, że z każdą kolejną minutą narasta złość i gniew.
W jednej ze scen widzimy księdza prowadzącego rekolekcje, który ma dożywotni zakaz ich prowadzenia. Inny, choć wydalony ze stanu kapłańskiego przez Watykan, idzie w procesji. Kolejny, choć ma zakaz odprawiania mszy, odprawia je. "Prywatnie".
A gdzieś tam próbuje normalnie żyć kobieta, którą jako dziewczynkę zgwałcono na piętrze parafii. Chłopiec, którego ksiądz w konfesjonale namówił do przyjścia do niego do domu. Mężczyzna, który lata temu był szantażowany, że jeśli nie on, to ksiądz zaprosi jego młodszego brata.
Rok 2019. Marzec. Warszawa. Konferencja Episkopatu Polski. Polski Kościół decyduje się ujawnić wewnętrzny raport na temat wykorzystywania przez księży nieletnich. Według kościelnych danych w tych latach 1990-2018 zgłoszono 382.
Jeszcze kilka lat temu jeden z hierarchów mówił o potencjalnych przyczynach pedofilii wśród księży: "Słyszymy nieraz, że to często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga".
W marcu 2019 roku wydaje się, że już nigdy żaden z duchownych nie odważy się sięgnąć po taką argumentację. Prymas Polski przeprasza i wspomina o wstrząsie raniącym wspólnotę.
Po nim występują jednak kolejni dostojnicy. I to ich słowa, a nie prymasa, zapadły w pamięć.
Jeden z nich mówił: "Do tej pory przyzwyczailiśmy się do hasła ukutego ideologicznie 'pedofilia w Kościele'. To hasło miało odebrać autorytet Kościoła, zniszczyć zaufanie do niego. Nie wiem, jakie intencje stały za tym, że tak zręcznie i z uporem powtarzano to hasło. Ani które ośrodki były zainteresowane promocją tego hasła. Podobnie było w przypadku lustracji. To nie jest problem samego Kościoła, tylko całego świata. Nie widać chęci ruszenia tego problemu w wymiarze społecznym. Nie widać zainteresowania rządowego ani samorządowego. Co z tego, że my zlikwidujemy problem pedofilii w Kościele, jeśli on będzie w społeczeństwie?".
Żaden z hierarchów nie zgodził się wystąpić w "Tylko nie mówi nikomu". A przecież od "przełomowej" konferencji minęło zaledwie dwa miesiące. Episkopat odmówił, zarzucając Tomaszowi Sekielskiemu brak obiektywizmu.
Co w istocie mieliby jednak powiedzieć? Wszak "to wszystko sofistyka, która blednie wobec świadectwa ofiar. Są porażające".
***
W czwartek, w dokumencie "Vos estis lux mund" („Wy jesteście światłem świata”) papież Franciszek nakazał, by Konferencje Episkopatów stworzyły system, który umożliwi złożenie zawiadomienia o molestowaniu przez duchownych. Zarządził również ustanowienie nowego urzędu kościelnego ds. molestowania nieletnich lub osób bezradnych.
Papież zakazuje również nakładania przez przełożonych obowiązku milczenia na osoby składające zawiadomienie, co było dotychczas praktyką. Władze kościelne mają też wspierać „z godnością i szacunkiem” domniemane ofiary duchownych.
Film "Tylko nie mów nikomu" ma premierę w sobotę o 14:30 na kanale youtube.com/sekielski. Powstał dzięki wpłatom internautów i będzie dostępny za darmo.